EN

7.04.2025, 11:35 Wersja do druku

Pokaz czarnej magii i tego, jak ją zdemaskowano

„Wiara, pieniądze, wojna i miłość” Roberta Lepage’a w reż. autora w berlińskiej Schaubühne. Pisze Tomasz Domagała na stronie DOMAGAŁAsięKULTURY.

fot. Gianmarco Bresadola

Gdy wchodzimy na widownię – dość płytką jak na warunki Schaubühne – scena pogrążona jest w ciemności, a w jej centralnym miejscu wiszą cztery karty do gry odwrócone tak, że nie widać ani jakiego są koloru, ani jakiej wartości. Karty mają tu kluczowe znaczenie, cała bowiem struktura spektaklu opiera się na karcianych kolorach, symbolach czterech kolejnych opowieści, zatytułowanych tak, żeby się z nimi (kartami) łączyć. Trefl odpowiada więc wierze, karo pieniądzom, piki to wojna, kier – oczywiście miłość. To jednak nie wszystko, motyw kart bowiem przewija się również w fabułach opowieści, które są ze sobą w niezwykły sposób połączone.

Gdy rozpoczyna się pierwsza z nich, na zewnętrznej stronie kart wyświetlanych na prostokątnych ekranach, pojawiają się cyfry, a my zostajemy przeniesieni do roku 1945. Chwilę później karty znikają, ustępując miejsca czterem witrażowym oknom, charakterystycznym dla architektury sakralnej średniowiecza. Na scenę wychodzi sześć zakonnic, a my nagle przenosimy się w obręb murów niemieckiego opactwa. W ten właśnie sposób będziemy się poruszać po świecie tego niezwykłego spektaklu w czasie i przestrzeni, bo przedstawienie to oparte jest na obrazach, wykreowanych wizualnie z prostotą graniczącą z ascezą. Gdy na ekranach pokazują się rzędy książek, a na deski wyjeżdża wielkie łóżko – zaczyna się scena w sypialni; stoliki z krzesełkami ustawione w dwuszeregu, uciekające krajobrazy na ekranie, stukot kół pociągu – i już jesteśmy z bohaterem w podróży. Iluzja, czysta iluzja, najwyższej próby!

Skoro jesteśmy przy iluzji, to warto wspomnieć, że w II części, dotyczącej pieniędzy, znajdujemy się w kurorcie Baden Baden, gdzie co wieczór furorę robią występy absolutnej gwiazdy, jaką jest podejrzanej konduity prestidigitator – Magic Samael (znakomity Damir Avdic). W zaimprowizowanej interakcji z widzem (w istocie scenicznym mężem jednej z bohaterek), mag nie tylko obnaża fałsz swoich trików, lecz także okrada mężczyznę z portfela i zegarka, przy aprobacie i aplauzie całej sali (skojarzenia z „Mistrzem i Małgorzatą” jak najbardziej uprawnione). Oczywiście na niby. Gdy przyjrzeć się bliżej temu wątkowi, okazuje się, że opowiada on w gruncie rzeczy o istocie uprawiania teatru, a może i całej sztuki. Zakładając, że publiczność przychodzi do teatru, żeby zobaczyć show, coś, co na co dzień jest niedostępne (zarówno na poziomie formy, jak i treści), i czerpie z tego co najmniej przyjemność, jeśli nie jakieś uczucia wyższe, miejsce to jawi się jako coś specjalnego, mityczna świątynia sztuki, kościół ludzki, któremu przewodniczy artysta, najlepiej mistrz. Lepage zdaje się z tego idealistycznego i nierealnego wizerunku sztuki kpić w żywe oczy: pokazuje „słynnego artystę” i jego „olśniewające” show, całkowicie obnażając jego fałszywą, pozbawioną treści strukturę oraz prawdziwe intencje, czyli po prostu chęć zarobienia pieniędzy. Co więcej, poprzez taką konstrukcję „artysty” oraz jego wizerunku mówi też niemało o nas, widzach takich pokazów. I nie myli się – na moim spektaklu największy aplauz publiczności miał miejsce w momencie, gdy prestidigitator pozbawiał delikwenta zegarka. A przecież do teatru, zwłaszcza Schaubühne, przychodzą podobno ludzie „na poziomie”, cywilizowani i kulturalni,  nie znajdujący przyjemności w rechocie z powodu czyjejś krzywdy… Czy coś pomyliłem? Gdy sobie uzmysłowimy, że Robert Lepage, prezentując nam opowieść o Magu i jego show, opowiada w gruncie rzeczy o sobie i swoim teatrze, odkryjemy jeden z ważniejszych tematów jego spektaklu: refleksję nad medium i jego możliwościami oraz o naszym (widzów i twórców) miejscu w świecie sztuki. Refleksję prawdziwą, choć gorzką i smutną zarazem.

Jakby na przekór temu zniekształconemu w krzywym zwierciadle wizerunkowi swojego medium, mając też w świadomości fakt, że artysta niczym więcej nie dysponuje, postanawia Lepage opowiedzieć Berlińczykom ich historię, a właściwie historię powojennych Niemiec, pokazując im, jak ta sprowadzona do konkretnych wydarzeń z życia kilkudziesięciu powiązanych ze sobą w różny sposób osób opowieść, jest z jednej strony prosta i nieskomplikowana, z drugiej zaś – zależna od ślepego losu i przewrotna. I często nawet trudna do wyobrażenia, zwłaszcza gdy współczesna perspektywa plus zasłyszane opowieści to jedyne, czym dysponuje człowiek próbujący los prawdziwych, żyjących kiedyś ludzi zrekonstruować. A życie, podobnie jak karty do gry, potrafi być naprawdę zaskakujące. Pięknie to widać w głównym wątku spektaklu, będącym jednocześnie jego kodą. Okazuje się bowiem w finale, że historia narodzin pozostawionej w oknie życia klasztoru małej dziewczynki, córki Niemki i czarnoskórego żołnierza wojsk amerykańskich, miała zupełnie inny przebieg, niż przez całe życie myślała ona sama, a wraz z nią, my, odbiorcy jej historii. Na jej marginesie można też zobaczyć, jak opowieść – zwłaszcza ta najważniejsza, dotycząca naszej egzystencji – determinuje nasze życie, bez względu na to, czy jest prawdziwa, czy nie. Mam świadomość, że na papierze pachnie to wszystko banałem, ale zapewniam, że w spektaklu Lepage’a nic takiego nie ma miejsca, a to dlatego, że całą tę pięciogodzinną sagę dźwiga na sobie znakomita siódemka aktorów, wcielająca się „losowo” w kolejne postaci połączonych ze sobą opowieści. Powstaje nawet takie wrażenie, że owe różne role, grane ofiarnie w kolejnych częściach spektaklu, to efekt jakiegoś „transcendentnego” tasowania ludzkich losów przez Lepage’a, które to tasowanie z kolei odzwierciedla to egzystencjalne, kryjące w sobie pierwiastek prawdziwej metafizyki. Co więcej, owa siódemka nie gra ich naprawdę, a z pełnym dystansem – pomagają tu nowe przebrania, kostiumy, zamiana płci, a więc jawne tricki, pokazujące widzom, że oglądamy na scenie fałszywych bohaterów i tani teatrzyk nie jednego a siedmiu „Magów Samaelów”. A jednak po kilkudziesięciu minutach zanurzamy się w tę opowieść tak głęboko, że gdyby aktorzy Lepage’a tylko chcieli, mogliby, bazując na ukradzionych nam niepostrzeżenie portfelach czy zegarkach, otworzyć całkiem pokaźnych rozmiarów butik. Bo to, co proste, banalne i całkiem jawnie fałszywe, staje się opowieścią o nas samych. Z tej zaś perspektywy historia kilkudziesięciu osób, tworzących powojenne Niemcy staje się natychmiast opowieścią widzów o widzach, może dlatego – pierwszy raz w mojej osobistej historii odwiedzin teatrów niemieckich – widziałem natychmiastowe owacje na stojąco, i to po pięciu godzinach spędzonych w teatrze. Rzecz na Zachodzie nie do pomyślenia, mówię tu i o długości spektaklu, i o owacjach.

fot. Gianmarco Bresadola

Ostatnia część spektaklu – Miłość – poświęcona jest parze gejów, którzy chcąc mieć upragnione dziecko, wynajmują surogatkę z Ukrainy, bo tak najtaniej. I to w przededniu wojny 24 lutego. Opowieść ta staje się kanwą jednej z ciekawszych zachodnich wypowiedzi na temat relacji niemiecko-ukraińskich, akcentując zarówno nieco wyższościowe i aroganckie myślenie społeczeństw zachodnich o biednych barbarzyńcach ze Wschodu (znakomity wątek męża surogatki – Pietro), jak i prywatny stosunek „zwykłych” Niemców, jawnie traktujących przedstawicieli narodów zamieszkujących Europę na wschód od Odry jako ludzi drugiej kategorii, istotnych o tyle, o ile zgodzą się wykonywać najgorzej płatne zawody czy być workami na płód za stosunkowo małe pieniądze (dla nich i tak niewyobrażalnie duże). I choć wątek ten kończy się naiwnie i wprost surrealistycznie, uważam, że trafnie pokazuje, w jakiej iluzji względem Rosji i jej potencjalnych/realnych ofiar żyją współcześni Niemcy. Pokazuje także iluzję dobrobytu i wolności, które zostaną ograniczone nie prawem czy ideologią, ale – znów wracam do kart – ślepym losem, liczbą na kostce, którą jakiś szalony „nadMag” Samael wyrzucił na mapę świata, bo tak mu się zachciało. Skojarzenia z pewnym blond politykiem – jak najbardziej uprawnione.

Spektakl jest zrobiony przewrotnie, opowieść na papierze bowiem wydaje się banalna, prosta, żeby nie powiedzieć prostacka, ale czymś kompletnie innym jest w teatrze tekst a czym innym jego sceniczna realizacja. A ta jest olśniewająca, bo polega na systemie scen ułożonych w wielokrotne odbicia rzeczywistości, która dopiero na końcu ukazuje nam swoją pełną panoramę. I znów – na pierwszy rzut oka, tego nie widać, bo tu nic nie jest tym, czym się wydaje – jak to na pokazie iluzji. Co więcej, kolejne opowiastki stają się czymś więcej dopiero wówczas, gdy widzimy, jak się ze sobą łączą, bo właśnie system ich połączenia jest znakomity. Jako przykład wspomnę kwestię bliźniaków, z których jeden okazuje się współczesnym Edypem, ale dowiadujemy się tego w sposób więcej niż inteligentny. Jeszcze raz powtórzę, że cały ten świat by nie powstał, gdyby nie aktorzy – Damer Avdic, Stephanie Eidt, Christoph Gawenda, Magdalena Lermer, Bastian Reimer, Stefan Stern, Alina Vimbai Strahler. Sposób, w jaki tworzą swoje liczne znakomite role  – z lekkością, dezynwolturą, ale i w poczuciu pełnego zaangażowania oraz kontroli nad kolejnymi zadaniami (odgrywanymi jednocześnie prawdziwie, i z przymrużeniem oka) – zasługuje na szacunek i najwyższe uznanie. To teatralny majstersztyk!    

Robert Lepage zaprosił nas w Schaubühne do stolika i rozdał karty, sugerując od razu, że są znaczone, i choć wygrał od nas bajońskie sumy, nie tylko nie mamy do niego pretensji, ale wręcz chcemy grać dalej, nieco się od tej zabawy uzależniając. Może dlatego, że się Lepage nami naprawdę zainteresował, niczego zaś innego w gruncie rzeczy nie pragniemy. A że przy okazji patrzenia nam głęboko w oczy podprowadził nam to i owo, nic to – przyjdziemy jeszcze raz. To właśnie iluzja teatru, iluzja życia, iluzja iluzji.

***

Recenzja powstała w ramach projektu DOMAGAŁAsięTEATRU. Zrealizowano w ramach stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Tytuł oryginalny

Pokaz czarnej magii i tego, jak ją zdemaskowano – „Wiara, pieniądze, wojna i miłość” Roberta Lepage’a w berlińskiej Schaubühne

Źródło:

DOMAGAŁAsięKULTURY

Link do źródła

Autor:

Tomasz Domagała

Data publikacji oryginału:

20.03.2025

Wątki tematyczne