Dymsza bawi masy, ale Dymsza i zastanawia swym rodzajem sztuki – w podanym przez niego dowcipie kryje się często łza - podkreślił Karol Adwentowicz. 7 kwietnia 1900 r. urodził się Adolf Bagiński który w historii polskiej kultury zapisał się jako Dymsza – aktor „genialny bo niepodobny do nikogo”.
"Gdyby urodził się w Ameryce, zapędziłby w kozi róg Chaplina, Keatona i Lloyda razem wziętych" - uważał Marian Hemar. "Pan Bóg niesprawiedliwy, zamiast rozdzielić to na dwóch - i to byłoby nieźle - aż tyle talentu dał jednemu łobuzowi" - ocenił Tadeusz Boy-Żeleński.
"Dymsza jest genialny, bo nie jest podobny do nikogo" - napisał Antonii Słonimski w "Wiadomościach Literackich". "Nie przypomina w niczym żadnego z komików europejskich, a jego podobieństwo do ekscentryków amerykańskich ogranicza się prawie wyłącznie do mistrzowskiej ekwilibrystyki, do absolutnej zręczności ciała, tak absolutnej jak istnieje słuch absolutny" - ocenił.
"Trudno się było oprzeć urokowi sympatycznego spryciarza i lumpa mówiącego gwarą warszawską, pełnego humoru i szczególnego rodzaju inteligencji. Zachowywał się przy tym elegancko, ze znajomością światowego savoir-vivre’u" - przypomniał Witold Sadowy w artykule pt. "Adolf Dymsza: Łobuz namaszczony przez Boga" (interia.pl, 2015). "W życiu prywatnym ciepły, pogodny, życzliwy. Był wspaniałym kolegą. Uwielbiał robić kawały i cieszył się przy tym jak chłopiec. Mówił krótkimi, urywanymi zdaniami. Obdarzony ogromnym poczuciem humoru, inteligencją i refleksem, celnie ripostował każdą wypowiedź" - dodał.
Słynne hasło reklamowe Melchiora Wańkowicza: "Cukier krzepi", skwitował natychmiast: "a wódka jeszcze lepiej". A już po wojnie - gdy spacerującego po Krupówkach z dziecięcymi nartami wnuczki, spytano: "dlaczego ma pan takie małe deski?" - wyjaśnił: "Bo ja na krótko".
"Był on być może jednym z niewielu aktorów polskich, którzy potrafili dać nie tylko w swojej sztuce, ale i w całej swej postaci, sylwetce życiowej i artystycznej portret klasy, warstwy społecznej, czasu" - ocenił Krzysztof Teodor Toeplitz.
"Mamy dużo świetnych komików, a tylko jednego tragicznego komika, Dymszę. Dymsza bawi masy, ale Dymsza i zastanawia swym rodzajem sztuki – w podanym przez niego dowcipie kryje się często łza" - podkreślił Karol Adwentowicz.
Adolf Bagiński, urodził się w Warszawie jako syn Adolfa, urzędnika kolejowego i Matyldy z Połądkiewiczów. Dzieciństwo spędził na warszawskiej Starówce, dzielnicy wówczas zaniedbanej. Ukończył Szkołę Handlową Wawelberga. W 1920 roku wstąpił ochotniczo do 21 Pułku Piechoty Wojska Polskiego im. Dzieci Warszawy i wziął udział w Bitwie Warszawskiej.
Zaczynał w teatrach półamatorskich i prowincjonalnych, grywał epizody w filmach niemych, dorabiał też jako nauczyciel tańca. "Wygrał nawet tzw. maraton tańca (trwający czterdzieści osiem godzin) w Cyrku przy ul. Ordynackiej" - podano w Encyklopedii Teatru Polskiego". Jego ówczesne losy przypominają nieco początki "Kariery Nikodema Dyzmy" - w osobę którego wcielił się lata później w filmie Jana Rybkowskiego, kreując zresztą postać pozytywną, bo stanowiącą w sumie ofiarę "sanacyjnych rządów".
Szczęśliwie latem 1925 roku, miast pułkownikowi Waredzie, wpadł w oko Jerzemu Boczkowskiemu dyrektorowi Qui pro Quo, który "zobaczył go jako wodzireja na dancingu w cukierni Zakopiańskiej przy Saskim Ogrodzie" - i zaangażował do legendarnego kabaretu. Dymsza szybko zyskał popularność - był wykonawcą skeczy, piosenek i monologów pisanych specjalnie dla niego przez Juliana Tuwima, partnerem scenicznym Hanki Ordonówny i Miry Zimińskiej.
"W Qui pro Quo otrzymałem wielką szkołę aktorską, poznałem rzemiosło, nauczyłem się szacunku dla sztuki, sceny i starszych kolegów. A przede wszystkim dyscypliny i punktualności" - wspominał w książce "Dymek z papierosa" (1959) zredagowanej przez Kazimierza Rudzkiego.
W drugiej połowie lat 30. występował też na scenach dramatycznych, m.in. w Teatrze Polskim i Narodowym.
W 1932 r. w filmie "Sto metrów miłości" wyreżyserowanym przez Michała Waszyńskiego po raz pierwszy zagrał postać Dodka - dając początek "osobistemu" serialowi kinowemu. W tej roli pojawił się jeszcze w "Dodku na froncie" i "30 karatach szczęścia" (1936) oraz "Sportowcu mimo woli" (1939). Dodek to "sympatyczny warszawski cwaniak, uosobienie sprytu, humoru, optymizmu życiowego i szczególnego rodzaju inteligencji". "Nie byłoby Dodka bez warszawskiego akcentu i gwary, charakterystycznego pochrząkiwania i niepowtarzalnego timbru głosu" - wyjaśniła Małgorzata Hendrykowska ("Film", 1973).
Był jednym z najbardziej popularnych aktorów komediowych polskiego przedwojennego kina. W "Robercie i Bertrandzie" oraz "Pawle i Gawle" (1938) Mieczysława Krawicza tworzył udane duety z Eugeniuszem Bodo. Wcześniej, nie mając tak wytrawnego partnera, sam wcielał się w podwójne role - bądź to w Tadeusza udającego Wacusia w komedii "Wacuś" (1935) albo też nawet w obie tytułowe postaci - "Bolka i Lolka" (1936). Ten drugi film - trzeba zaznaczyć - niewiele ma wspólnego z powojenną kultową serialową kreskówką.
"Antek Policmajster" (1935) okazał się, zdaniem Witolda Fillera ("Wielki Dodek", 1995), filmem, "w którym Dymsza przezwyciężył barierę kinowej bylejakości". "Jego groteskowość jest właściwie z wyższego wymiaru, z wymiaru czystego, najrozkoszniejszego absurdu" - napisał o tej roli Antoni Słonimski w "Wiadomościach Literackich". "To jest groteska tak wycieniowana, że zaczyna się pod nią zarysowywać psychologiczny rysunek" - podkreślił.
Podczas niemieckiej okupacji, wbrew decyzji konspiracyjnego ZASP-u Dymsza występował w tzw. jawnych teatrach, nadzorowanych przez Niemców.
"Popularny Dodek na początku wojny zatrudnia się w jednej z warszawskich restauracji, ale pensja kelnera nie wystarcza na utrzymanie ośmioosobowej rodziny. Jego wątpliwości w sprawie powrotu na scenę rozwieje ponoć sam Stefan Jaracz. +Rób co umiesz najlepiej. Daj ludziom trochę radości+ – powie mu jeszcze przed swym uwięzieniem w Auschwitz" - napisał Remigiusz Piotrowski w książce "Artyści w okupowanej Polsce. Zdrady, triumfy, dramaty" (2015).
"Zgubiło go zbyt nachalne eksploatowanie swojej popularności. W teatrzykach był numerem jeden, dedykowano mu całe programy: Serwus Dymsza, System a la Dodek, Dymsza, humor i spółka. Władysław Bartoszewski w kronice 1859 dni Warszawy wspomina o wiszącej na ogłoszeniowym słupie liście rozstrzelanych, a obok niej zajawki rewii Dymsza szaleje. Plotki krążące po mieście nie oszczędzały komika jeżdżącego rikszą po mieście z Niemcami, biesiadującego z nimi w knajpach i garsonierze na Wilczej" - ocenił Ryszard Marek Groński w artykule "Aktorzy - kolaboranci II wojny światowej" ("Polityka", 2011).
Dymsza stał się ofiarą swojej przedwojennej popularności, jego kontakty z okupantami wynikały nie z chęci, a z powodu sławy - wyjaśniła Stefania Grodzieńska w filmie dokumentalnym "Dymsza i dymszolodzy" (2005) Bohdana Kezika.
"Pewien pamiętający go z Zakopanego dyrektor niemieckiego koncernu filmowego UFA (aktor kręcił tam pod koniec lat trzydziestych +Sportowca mimo woli+) wyściska go na środku ulicy, z rozrzewnieniem wspominając stare dobre czasy. Podobnie zareaguje na widok Dymszy bokserski mistrza świata Max Schmeling. Niemcy okazują Dymszy sympatię w środku miasta, a ludzie to widzą. Tylko czy świadczy to o kolaboracji?" - napisał Piotrowski.
"Szliśmy z Dodkiem do teatru. Na placu Trzech Krzyży koło Nowego Światu zauważyliśmy jakiegoś niemieckiego żołnierza" - wspominał Tymoteusz Ortym, cytowany w książce "Dodek Dymsza" (2010) Romana Dziewońskiego. "Przystanął, roześmiał się szeroko i wyciągnąwszy ręce, zawołał na cały głos po polsku: Dodek! Pierona! Dodek! Jak się mosz! Objął osłupiałego ze zdumienia Dymszę i ucałował go w oba policzki" - opowiadał. "Dodek ledwo się wyrwał niewygodnemu wielbicielowi. Scenę tę widziało setki przechodzących osób. Nazajutrz wiedziała o niej cała Warszawa" - dodał Ortym.
Dowcipy Dodka z jawnych programów kabaretowych powtarzali sobie więźniowie Pawiaka, jak i też zwykli mieszkańcy Warszawy. "Ja jestem Adolf. Noszę najmodniejszą marynarkę z klapami! Z jednej strony klapa i z drugiej strony klapa!" - mówił Dymsza z "jawnej sceny" tuż po klęsce Niemców pod Stalingradem. To jemu przypisywano autorstwo słynnego żartu, że wszystkie latarnie zostały zarezerwowane "Nur für Deutsche". Roman Dziewoński przypomniał, że kiedy Igo Sym, dyrektor przemianowanego na Stattheater Warschau Teatru Polskiego chciał go zaangażować do farsy "Papa coś nabroił", Dymsza odmówił. "Ale obiecuję Ci, Igo, że jak się ta farsa w Stadttheater skończy, to z ochotą zagram w Polskim Teatrze" - dodał "na pocieszenie".
Kierownictwo Walki Podziemnej skazało Dymszę na karę nagany, m.in. "za utrzymywanie zażyłych stosunków z Niemcami oraz za skuteczne przełamywanie niechęci Polaków do widowisk organizowanych przez propagandę niemiecką na skutek podawania swego nazwiska w tytułach wielu rewii, wykorzystując swą popularność przedwojenną". Komunikat ukazał się w "Biuletynie Informacyjnym" 13 lipca 1944 roku.
Po wojnie Komisja Weryfikacyjna ZASP-u zdecydowała o wykluczeniu Dymszy ze Związku na trzy lata, co oznaczało odebranie prawa do wykonywania zawodu.
Dymsza odwołał się - przedstawił dowody, że wydobyte od Niemców informacje przekazywał organizacjom podziemnym, pomagał im w pozyskiwaniu broni, a także dzięki swym kontaktom wydostał z gestapo m.in. aktora Czesława Skoniecznego oraz inspicjenta Józefa Porębskiego.
Mira Zimińska wspominała o udziale Dymszy w jej uwolnieniu z Pawiaka i, że przechowywał w swoim otwockim mieszkaniu ukrywającego się przed Gestapo Tadeusza Sygietyńskiego.
W tym samym mieszkaniu przez 6 miesięcy Dymsza ukrywał Mieczysława Leopolda Kittaya, inżyniera, iluzjonistę, współorganizatora powojennego teatru Syrena. "W najcięższym okresie mojego życia, gdy nocując w niewykończonych domach lub ruinach, byłem w skrajnej rozpaczy, spotkałem pana Adolfa Dymszę, który się mną natychmiast niezwykle serdecznie zaopiekował. Umieścił mnie w tymże samym dniu u jego matki, gdzie pozostałem przez 3 dni, następnie sprowadził mnie do swego mieszkania i nie bacząc na narażenie siebie, żony jego i trojga ich dzieci na grożącą im karę śmierci, ukrywał mnie przez 6 miesięcy. Przez cały ten okres pan Dymsza pielęgnował mnie i traktował jak najukochańszego członka rodziny, otaczając mnie z całego serca jak najtroskliwszą opieką" - zeznał Kittay 2 marca 1945 roku w Łodzi. Jednak komisja ZASP-u nie wzięła tego pod uwagę.
"Walczył o to, by traktowano go, postrzegano jako człowieka honoru" - powiedziała Małgorzacie Radusze z Polskiego Radia Elzbieta Draczyńska, współautorka - z Zuzanną Szydłowską - książki "Śmiech przez łzy. Opowieść o Adolfie Dymszy, Dodku" (2020).
"Warto zauważyć, że w powojennych sądach weryfikacyjnych ZASP-u oskarżeni bronili się najczęściej sami, bez pomocy adwokata. Od wyroku w zasadzie nie można się było odwołać, nikt też ich nie zatwierdzał. Nierzadko sędziowie byli głusi na argumenty oskarżonych, a brali pod uwagę pomówienia i plotki. A najgorsze jest to, że czasem można było odnieść wrażenie, że wyrok zapadł na długo przed rozprawą" - napisał Remigiusz Piotrowski. "W tej historii uderza coś jeszcze, a mianowicie ocena aktorów występujących na ziemiach okupowanych przez Związek Sowiecki, do których i w czasie wojny, i po jej zakończeniu nikt nie będzie mieć zastrzeżeń" - podkreślił, przywołując "niezrozumiałe tłumaczenia Bohdana Korzeniewskiego, który twierdził, że ZASP interesował się i tą sprawą, ale aktor Jan Kreczmar po powrocie ze Lwowa wyjaśnił mu, że poziom teatrów polskich we Lwowie, Grodnie czy Wilnie jest znacznie wyższy od tego, co jest prezentowane na scenach w Warszawie czy Krakowie".
"A jednak te sprawy pod okupacją niemiecką były bardziej klarowne. Dla faszyzmu nie było żadnych usprawiedliwień. To, co się działo na Wschodzie, było dla wielu z nas niejasne" - powiedział Korzeniewski Małgorzacie Szejnert ("Sława i infamia. Rozmowa z Bohdanem Korzeniewskim", 1988).
"To właśnie dlatego aktorowi występującemu w tej samej sztuce w Generalnej Guberni przyszywano łatkę kolaboranta, a we Lwowie – artysty propagującego język polski" - dodał Piotrowski.
Rozpatrzywszy odwołanie Dymszy Komisja orzekła zawieszenie w prawach członka ZASP-u do końca 1945 r. oraz konieczność odprowadzania 15 proc. zarobku z każdego występu na cele charytatywne ZASP do lipca 1947 roku.
Już po wygaśnięciu zawieszenia Dymsza przez 5 lat grał w Łodzi, bo nie mógł dostać angażu do żadnego z warszawskich teatrów. W końcu, w 1951 roku rozpoczął pracę w stołecznej Syrenie.
"Wieczorem idziemy z Anną do Syreny na program Panie Dobrodzieju. Boże, co za różnica na gorsze od czasu z przed dwu trzech lat. Dają znowu dalszy ciąg gazety. Widać, że aktorzy się nudzą i grają bez przyjemności. Występuje Dymsza, jak cień dawnego Dymszy" - zapisała w "Dziennikach" Maria Dąbrowska 11 maja 1951 roku.
Dymsza wrócił też do filmu. Wystąpił m. in. w "Skarbie" (1949), w którym wcielił się w postać pracownika Polskiego Radia imitującego rozmaite dźwięki i "Sprawie do załatwienia" (1953), w której zagrał 9 różnych ról.
"Do godziny czwartej był zatrudniony w charakterze pracownika umysłowego w Centrali Muzycznej na MDM. Po czwartej ganiał parę domów dalej Pod parasole, przebierał się w białe marynarkie i znowuż robił za kielnera. Wydał obiady, ochajtnął się troszkie i leciał na zebranie produkcyjne, gdzie mu się przez pare godzin morda nie zamykała, tak zwalczał gadulstwo" - opowiadał pan Teoś Piecyk w recenzji Wiecha pt. "Sprawa do odpędzlowania". "Jak już jako tako zwalczył, zasuwał jak kot z pęcherzem do chemicznej pralni +Express+, gdzie miał skromne posadkie jako fizyczny, za ćwierć etatu. Bez noc do ósmej rano jeździł na taksówce za szoferaka. W niedzielę wyskakiwał na prowincje w tak zwanych celach szpekulacyjnych i zwoził do Warszawy herbatę w pięciodekowych paczkach. Po co, tego detalicznie nie wiem, bo herbaty jest w Warszawie do cholery i trochę. W wolnych chwilach walczył jako bokser, sprzedawał na lewo bileta na mecze i robił zdaje się swetry na drutach" - skarżył się pan Piecyk, któremu po obejrzeniu filmu żona zaczęła ciosać kołki na głowie: "Widzisz, jak ludzie pracują. Dymsza osiem posad piastuje, a ty luksusowe miejsce nocnego dozorcy w Delikatesach żeś odrzucił, chociaż w nocy nic nie robisz". Trudno doprawdy oprzeć się wrażeniu, że Dymsza był prekursorem "Kobiety pracującej" wykreowanej przez Irenę Kwiatkowską.
Podsumowaniem filmowej kariery aktora okazała się "autobiograficzna" komedia "Pan Dodek" (1970) zrealizowana przez Jana Łomnickiego.
Ostatnie dwa lata życia Adolf Dymsza spędził w Domu Opieki Społecznej w Górze Kalwarii - tam też umarł 20 sierpnia 1975 roku.
"Był wielce schorowanym człowiekiem. Skleroza duplex?… - nie wiem jak to się nazywa fachowo, ale coś takiego obiło mi się o uszy… Po prostu nie mówił, ciało odchodziło od kości. Był bezwładny, wymagał opieki 24 godziny na dobę" - wspominał Maciej Damięcki, zięć Dymszy w filmie Bohdana Kezika. "Plusy tego domu były takie, że tam była cały czas opieka lekarska i siostry zakonne, które nie to, że czekały na jakieś łapówki, tylko z powołania opiekowały się tymi chorymi" - wyjaśnił.
"Będąc niemym i głuchym potrafił nieść otuchę pacjentom" - powiedziała Elżbieta Draczyńska. "Tutaj dał ostatni występ" - podzieliła się informacją uzyskaną od jednej z opiekunek Dymszy.