„Podróżnicy” Pawła Mossakowskiego w reż. Gosi Dębskiej w Teatrze Żydowskim w Warszawie. Pisze Rafał Turowski na stronie rafalturow.ski.
1968 rok, poznajemy zakochanych w sobie maturzystów - Polę i Kubę, mają plany wobec siebie i wobec życia - Pola chce studiować psychologię, Kuba – polonistykę, ale wiosną tegoż 1968 roku dla naszych dwojga bohaterów i ich rodziców świat stanie na głowie. Rodzice Poli nie pozostawiają jej wyboru – nie mogą żyć w kraju, w którym depcze się godność, zabiera pracę, obraża, wyjeżdżają. Kuba jednak decyduje się zostać, musi się opiekować matką, chce pisać wiersze, przecież nie będzie ich pisał po szwedzku. Nasi bohaterowie spotkają się dopiero po kilku latach, czy będą mieli sobie coś do powiedzenia?
Zwracam uwagę na odtwórców ról głównych – Adriannę Kieś i Piotra Chomika, których bohaterowie w ciągu 90 minut na scenie musieli „dorosnąć” z nastolatków do ludzi już bardzo dojrzałych, w każdym z trzech „aktów” są znakomici, pełni nadziei najpierw, potem - próbujących jakoś godnie żyć, wreszcie – nie dać się pokonać temu, co życie przyniosło.
Mamy więc fajnie opowiedzianą – choć niewesołą – historię dwojga ludzi, trochę love story, a trochę moralitet - o naszej bezsilności wobec historii, mówiąc w pewnym uproszczeniu. Zwracam uwagę na bójkę Kuby z trzema napastnikami, z której to bójki Kuba wychodzi poobijany i z wnioskiem do kolegium. Jest bowiem w tej scenie, jest i w finale - jakaś niezwykła siła Teatru, któremu skąpość miejsca nie przeszkadza w pięknym opowiedzeniu najbardziej nawet rozbuchanych historii!