„Ja goryl, ty człowiek” Elżbiety Chowaniec w reż. Marka Zákostelecký’ego w Opolskim Teatrze Lalki i Aktora. Pisze Agata Tomasiewicz, członkini Komisji Artystycznej 29. Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.
Człowiek jest naiwny. Przychodzi do zwierzęcia i oczekuje wdzięczności, choć jedyne, co ma do zaoferowania, to atrapy realnego świata. Na przykład Hollywood, rozterkotana maszynka do produkcji snów. Tymczasem zwierzę ma zupełnie inne sny: bardziej przyziemne. A może należałoby powiedzieć: bliższe Ziemi, naszej zagrożonej planecie. Kto ma dostatecznie czułe ucho, ten może zdoła usłyszeć te przestrogi. Opolski spektakl Ja goryl, ty człowiek, w formie przystępnej dla najmłodszego odbiorcy, opowiada o różnych obliczach ludzko-zwierzęcych relacji. Nie zawsze tych przebiegających harmonijnie, choć osią przedstawienia jest niezwykła międzygatunkowa przyjaźń rodząca się pomiędzy gorylicą a jej opiekunką.
Dramatopisarka Elżbieta Chowaniec zainspirowała się historią amerykańskiej psycholożki Francine Patterson i gorylicy imieniem Koko. Patterson postanowiła nauczyć Koko posługiwania się językiem migowym, dostosowanym specjalnie do gorylich możliwości artykulacyjnych. Mówiąc najprościej – uwzględniającym masywność łap ssaka. Eksperyment rozpoczął się w latach siedemdziesiątych i wzbudził niemałe zainteresowanie. Według Patterson gorylica opanowała ponad tysiąc znaków. Nie tylko kojarzyła dany gest z desygnatem, do którego odsyłał, lecz również podejmowała liczne próby tworzenia własnych słów na zasadzie skojarzeń. Rozlegały się głosy, że nastąpił przełom w komunikacji człowieka i zwierzęcia – udało się opracować prawdziwy wspólny język, system dający niezliczoną liczbę możliwych kombinacji. Przedsięwzięcie spotkało się również z pewną dozą krytyki środowisk akademickich. Według polemistów Koko jedynie naśladowała gesty człowieka w celu uzyskania nagrody. A zatem – cały proces komunikacji miał być wynikiem warunkowania.
W spektaklu Marka Zákostelecký’ego odpowiedniczką Francine Patterson jest energiczna Jenny grana przez Karolinę Gorzkowską. Nie wygląda jak stereotypowa naukowczyni ze sterylnych uniwersyteckich korytarzy. Jenny to nieco czupurna dziewczyna w kolorowym stroju. Zanim rozpocznie się właściwa opowieść, Gorzkowska-Jenny wprowadzi widzów w podstawy Polskiego Języka Migowego (za ten aspekt odpowiada choreografka i performerka Madi Rostkowska, która stworzyła między innymi ruch sceniczny z wykorzystaniem PJM do łódzkiego przedstawienia Wojnokraka, również skierowanego do młodszej publiczności). Najważniejszym kwestiom padającym w spektaklu będzie towarzyszyło miganie. Przesłanie przedstawienia Opolskiego Teatru Lalki i Aktora jest klarowne – chodzi o usłyszenie głosu tych, którzy na co dzień znajdują się na peryferiach uwagi.
Zanim jednak Koko zabierze głos i udzieli ludzkości ważkiej lekcji, będzie musiała oswoić się ze swoją opiekunką. W minimalistycznej przestrzeni, z ekranem górującym nad sceną, znajduje się długa platforma przypominająca niski stół. Na ową platformę wdrapuje się gorylica. Realistyczna (w każdej kolejnej scenie nieco większa) lalka animowana jest przez grupkę ubranych na biało, wtapiających się w tło aktorów. Niezgrabne – oczywiście tylko z ludzkiej perspektywy – łapy nieśmiało sięgają po orzeszek podsunięty przez Jenny. Mijają kolejne lata. Więź kobiety i małpy zacieśnia się. Koko przejawia coraz większe zainteresowanie światem ludzi. Dostrzegamy coraz bogatszy zestaw jej reakcji: marszczy pysk, gdy dziwi się swojemu wizerunkowi w miniaturowym teleodbiorniku, bawi się piłką, z czułością przytula podarowanego kociaka. Koko i Jenny zmieniają się z biegiem lat. Z początku obie pełne temperamentu, ale nieco pogubione, stopniowo statecznieją. „Przez te wszystkie lata ważniejsze od wypowiadanych słów stało się dla mnie bycie z Koko, i chociaż trudno w to uwierzyć – przytulanie jej” – mówi w pewnym momencie kobieta. W ostatniej scenie Jenny schyla głowę przyprószoną siwizną. Koko reaguje zdziwieniem. Najwidoczniej nie jest świadoma tego, że i jej sierść srebrzy się starością.
Jenny i Koko pielęgnują małe rytuały. Opiekunka snuje historie o różnych zwierzęco-ludzkich relacjach. Towarzyszą im proste, acz wysmakowane estetycznie rysunkowe animacje Marcina Pawełczaka. Wśród opowieści są nastrajające optymistycznie gawędy (losy Jimeny, która za sprawą kolibra imieniem Pequeña zaakceptowała swoją niepełnosprawność i przekuła ją w siłę), anegdoty opowiadające o ludziach dojrzewających do zmiany myślenia (przyjaciele John i Jack kupiwszy lwa, ostatecznie zwrócili mu wolność), jak i minorowe komentarze do kondycji człowieczeństwa (opowieść o uwięzionej w złotym basenie, zwerbowanej przez Hollywood orce Lucky).
No właśnie, Hollywood, ów feralny „prezent” człowieka dla zwierzęcia. Migająca Koko staje się celebrytką. W każde urodziny dostaje całe kosze listów od wiernych fanów. To idealna okazja dla intrygantów umiejących zwąchać koniunkturę. „Mówiąca” małpa stanowiłaby wszak atrakcję nie gorszą niż orka wykonująca dawno opatrzone sztuczki. Koko i Jenny odwiedza Alan, człowiek prosto z fabryki snów. Nagrywa kamerą samego siebie naśladującego goryla, filmuje także samo zwierzę. Gorylica z zaciekawieniem ogląda te popisy na ekranie telewizora (to nawiązanie do testu lustra, czyli jednej z metod badania poziomu zwierzęcej samoświadomości). Jenny interpretuje jej reakcje i stwierdza, że Koko chciałaby udać się do Hollywood. Na szczęście Alan, wbrew początkowym obawom, okazuje się rozsądnym gościem. To on dzieli się opowieścią o nieszczęsnej – o ironio, zważywszy na znaczenie jej imienia – orce Lucky. Gorylica kwituje tę historię następującymi gestami: „Hollywood głupi”, „człowiek głupi”. Cóż, trudno się z nią nie zgodzić.
Starzejąca się Koko staje się niespokojna. Dzieli się z Jenny swoimi ostatnimi przeżyciami. Kiedy śpi, „czuje w środku Hollywood”, kalejdoskop obrazów trudnych do opisania. Gorylica śni – konstatuje jej opiekunka. Urodzone w zoo zwierzę widzi w snach dżunglę, powidok niedoświadczonej nigdy wolności. Tego samego dnia Koko umiera. Odchodzi powoli w stronę ekranu, na którym wyświetla się barwna leśna gęstwa.
To jednak nie koniec wspólnej historii. Tym razem to Koko zostawiła człowiekowi prezent. Nagrała film, na którym utrwaliła swoje przesłanie w języku migowym:
Jestem Gorylem.
Jestem kwiatem.
Jestem kwiatem, zwierzęciem.
Jestem naturą.
Człowiek też natura.
Człowieka Koko kocha.
Koko kocha Ziemię.
Koko jest przykro.
Koko płacze.
Czas nagli.
Trzeba naprawić.
Naprawić Ziemię naprawić.
Pomocy!
Pomóżcie Ziemi[…]”.
To zakończenie w nieoczywisty sposób, bez nieadekwatnego do wieku moralizatorstwa zwraca uwagę dziecięcej (i nie tylko!) publiczności na kwestie odpowiedzialności za Ziemię. W innym przypadku opolski spektakl prawdopodobnie pozostałby – owszem, ciepłą, szlachetną – ale jednak tylko opowiastką o niecodziennej przyjaźni. Finał zaburza ugruntowaną hierarchię. Tym razem to zwierzę, zwykle zależne od człowieka i zaspokajające jego potrzeby, wygłasza skierowane do niego memento.
Oczywiście perspektywa osoby dorosłej uruchamia również inne konteksty (bycie dorosłym polega chyba między innymi na nieustannym mieszaniu dziegciu z miodem). Próby znalezienia wspólnego ponadgatunkowego języka wyrastają z silnej orientacji antropocentrycznej. Zjawisko antropomorfizacji pośrednio tematyzuje nominowany do Oscara film Jerzego Skolimowskiego IO, w którym kamera śledzi peregrynacje pewnego osła. Za sprawą mentalnych nakładek przypisujemy zwierzęciu ludzkie uczucia, choćby nostalgii, gdy widzi dzikie konie galopujące polami, albo zadumy – gdy wpatruje się w swoje odbicie w witrynie sklepu. Zresztą sam eksperyment Francine Patterson, jak zostało wspomniane, był poddawany krytyce, i to już kilkadziesiąt lat temu. Na szczęście coraz mniejsze znaczenie ma dyskusja, czy ludzie oraz zwierzęta nie-ludzkie są w ogóle w stanie wykształcić operatywny, skuteczny system komunikacji – czy może po prostu, podobnie jak koń zwany Mądrym Hansem, uczą się, by odpowiedzieć na oczekiwania opiekunów. Wiemy już, że zwierzęta porozumiewają się własnymi językami, niekoniecznie opartymi na artykulacji głosowej. Pytanie, czy podejmiemy próbę ich zrozumienia albo chociaż uznania ich odrębności.
Pora zzuć buty dorosłej malkontentki. Ja goryl, ty człowiek przynosi odświeżającą perspektywę. W porównaniu do wielu obecnych na afiszach propozycji dla najmłodszych widzów opolskie przedstawieniemoże wydawać się nieco statyczne. Takie tempo, w połączeniu z zastosowaniem oszczędnych, ale przemyślanych rozwiązań inscenizacyjnych pozwala jednak na precyzyjniejsze wybrzmienie sensów. To mądry spektakl, zachęcający do nawiązywania relacji wymagających od nas nieco większego zaangażowania, uczący szacunku do świata przyrody, przypominający o konieczności ratowania planety. Sygnał S.O.S. skierowany w głąb naszego śnienia. Apel o pobudkę.
***
Elżbieta Chowaniec JA GORYL, TY CZŁOWIEK. Reżyseria i scenografia: Marek Zákostelecký, muzyka: Martin Husovský, ruch sceniczny: Madi Rostkowska, projekcje: Marcin Pawełczak. Premiera w Opolskim Teatrze Lalki i Aktora 22 października 2022.