EN

3.06.2024, 08:58 Wersja do druku

Po co aktor, aktorka gra?

fot. Paulina Holtz

Przede wszystkim powinien to robić tylko na scenie – w życiu prawdziwym, codziennym można tylko próbować. Czasem zdarzy się premiera, ale najczęściej są to niekończące się próby.

Zatem pytanie brzmi – po co grać? Przychodzą mi do głowy odpowiedzi banalne, nie będę się zwierzać jakie… Chociaż jedna z nich jest interesująca – bo bardzo lubimy się popisywać (przynajmniej tak uważał Laurence Olivier).

– Ale się popisuje!
– Nie popisuj się!
– Wstyd tak się popisywać!
– I po co tak się popisujesz?

„Popisywać się” to, według słownika: podkreślić swoje umiejętności, pochwalić się zdolnościami. Czasownik nader często używany ironicznie, w znaczeniu „skompromitować się”. 

I tu mnie macie! Ale się popisałam, pisząc pierwszy felietonik! Popisałam się, bo chciałam wywrzeć na was wrażenie. Nie udawajmy, proszę, że nie lubimy wywierać wrażenia. Oczywiście lepiej, jak jest ono dobre a nie złe. Chociaż, jak wiadomo, złe wrażenie wywołuje większy efekt i bywa przez to bardziej pożądane. 

Kiedy grasz, nigdy nie wiesz, jakie zrobisz wrażenie. Czy wygrasz, czy przegrasz? To istota grania. Niespodzianka, niewiadoma, hazard, adrenalina, ekscytacja. Robi się coraz ciemniej. Diabeł chętnie pokazuje ogon. Bo i jest coś diabelskiego w tym procederze. Był taki czas w historii, że aktorom wstęp na cmentarz w roli trupa był zakazany. Chowano ich poza murami. Czasem myślę, że nie bez powodu… Teraz niekiedy fartem trafia się nawet Aleja Zasłużonych! 

Ale czy nie mamy innych kłopotów? Brak propozycji, stałej pracy, ubezpieczenia, wynagrodzenia. W niektórych teatrach nawet brak publiczności. Chodzi oczywiście o pełne sale, bo trochę naiwnego, kochanego Widza Wyznawcy zawsze się znajdzie. A i Krytyk Wyznawca, który pożywia się przy nas, chętnie zajrzy tu i tam. Nie istnieje jednak system zabezpieczający aktora przed głodem, chłodem i chorobą. A nawet gdyby istniał, to też mógłby być nieskuteczny. Mój tata miał system grania w totolotka. Tym sposobem chciał zostać milionerem. Nie został… Chociaż, trzeba przyznać, wybrał najtrudniejszy ze sposobów wzbogacenia się. 

Opowiedział mi kiedyś Cezary Żak anegdotkę o Krystynie Jandzie (wiem, wiem, bez nazwisk to by było zdecydowanie mniej interesujące). Krysia złamała nogę. Poszła, czy też raczej zawieźli ją, do ortopedy, który założył jej gips. Patrząc na swoją nogę, zapytała z niepokojem:
– Panie doktorze, ale czy ja będę mogła teraz grać?!?!
– Ale w co grać?
– No… W TEATRZE!
– Nie wiem, nigdy nie byłem.

Grajmy więc, bawmy się. Z powagą. Co nie znaczy, „że teatr jest poważną sprawą. Wprost przeciwnie. Sprawy poważne bronią się same”. Tyle Jerzy Kreczmar (w Ćwiczeniach pamięci Erwina Axera).  

A dlaczego widzowie lubią oglądać popisywanie się szczególnie ulubionych aktorów i są gotowi za to płacić, często niemało? Tu anegdotka, opowiadał ją Gustaw Holoubek. Do Juliusza Osterwy, podczas pogrzebu jego żony, podeszła nieznajoma kobieta i wyszeptała: Jestem szczerze poruszona, kiedy patrzę na pana cierpienie. Osterwa spojrzał na nią chłodnym okiem i zapytał: A widziała mnie pani w kaplicy?.

Ludzie lubią i chcą być uwodzeni. A jacy bywają oburzeni, kiedy aktor źle uwodzi, przepraszam, źle gra, i czasem dodają – „jaki on brzydki”. Ach, ta magia! Gdy aktor, nawet piękny, gra źle – brzydnie, a gdy gra udatnie – pięknieje. Kiedy się zakochujemy, mówi się, że nakładamy różowe okulary. Mechanizm tu i tam jest ten sam. 

Do zobaczenia w teatrze.

Raptularz. Coetzee/Costello

Źródło:

Materiał własny