EN

8.12.2023, 17:18 Wersja do druku

Pisanie to dyscyplina podobna do lekkoatletyki

„Musisz usiąść przy tym biurku i komputerze, pozwolić słowom i pomysłom przyjść do ciebie, następnie zapisać je, usunąć, pomyśleć o nich jeszcze raz, aż to, co napiszesz, będzie miało sens i będziesz zadowolona z efektu. Najważniejsze to zanurzyć się, mentalnie trwać w świecie, z którym masz do czynienia, zwrócić na niego tak naprawdę uwagę i spróbować zrozumieć, a potem pozwolić mu się poprzez ciebie wyrazić” – z Laną Šarić, chorwacką dramatopisarką, rozmawia Martyna Lechman.

fot. mat. Centrum Sztuki Dziecka

Martyna Lechman: Pierwsze skojarzenie, które – przynajmniej mi – przychodzi na myśl po przeczytaniu „Wieżowca”, to Orwell. Czy faktycznie „Rok 1984”był twoją inspiracją?

Lana Šarić: Przed napisaniem „Wieżowca”nie czytałam powieści Orwella. Przeczytałam ją dopiero później i wtedy zrozumiałam, dlaczego czytelnikom moja sztuka kojarzy się z tą książką. Większy wpływ podczas pisania wywarł na mnie film Luca Bessona „Yamakasi”i idea parkouru jako pokonywania ograniczeń przestrzennych. Jednak moje wyobrażenie o zamkniętym świecie wynika z bardziej osobistych przeżyć. „Wieżowiec” napisałam tuż po zakończeniu dwuletniej walki z białaczką. Prawie rok spędziłam na leczeniu, podczas którego nie mogłam opuścić szpitalnej sali. Postać Dina została zainspirowana prawdziwym chłopcem o tym samym imieniu, którego wtedy poznałam. Na to doświadczenie fizycznego zamknięcia nałożyło się doświadczenie dwudziestoczteroletniej osoby, która ze znacznie upośledzonym zdrowiem kończy długie leczenie, a następnie musi stawić czoła światu zewnętrznemu i zmierzyć się z byciem dorosłą. To właśnie w latach 2007 i 2008 światem zatrząsł kryzys finansowy wywołany bańką spekulacyjną na amerykańskim rynku nieruchomości, który przeniósł się do Europy, przez co wiele osób z mojego pokolenia przez długi, długi czas nie mogło osiągnąć stabilizacji zawodowej ani się usamodzielnić. To doświadczenie zamknięcia i potrzeby przełamywania granic, nie tylko fizycznych, ale i społecznych, znalazło odzwierciedlenie w tekście „Wieżowiec”.

Bohaterami dramatu jest czworo mieszkańców wieżowca, z którymi młodzi ludzie mogą się identyfikować. Jednak czy tak naprawdę „Wieżowiec” był pisany specjalnie z myślą o młodych widzach?

Powiedziałbym, że nie, „Wieżowiec” nie został napisany specjalnie dla młodych ludzi, chociaż jego głównym tematem jest życie młodych osób w wysokim budynku bez drzwi wyjściowych. Napisałam go z osobistej potrzeby, jaką czułam w tamtym momencie mojego życia, a nie z chęci stworzenia dramatu dla określonej grupy widzów. Skończyłam go pisać przed upływem terminu składania wniosków do państwowego konkursu na teksty dramatyczne „Marin Držić”[1] i po krótkim namyśle zdecydowałam się go na ten konkurs zgłosić. Zdobył trzecią nagrodę, co pomogło mu zaistnieć na scenie, ponieważ Ministerstwo Kultury Republiki Chorwacji wspiera finansowo teatry w wystawianiu tekstów nagrodzonych w tym konkursie. „Wieżowcem” zainteresował się Edvin Liverić, aktor i reżyser, który zaproponował jego wystawienie i sam wyreżyserował sztukę w Istarsko narodno kazalište [Istryjski Teatr Narodowy] w Puli. Reakcje po premierze były pozytywne, a o ile pamiętam, na widowni zasiedli widzowie i widzki wszystkich pokoleń. Liverić po przeczytaniu sztuki postanowił zrealizować ją jako tekst dla młodych ludzi, z młodymi aktorami, z których część była moimi kolegami z roku w akademii. Jak już wspominałam, ja sama w czasie, gdy pisałam „Wieżowiec”, nie zastanawiałam się nad tym, dla kogo jest przeznaczony, czy dla dorosłych, czy dla młodych ludzi, ani gdzie jest granica między jednymi a drugimi. Kiedy kilka lat później zobaczyłam czytanie sceniczne „Wieżowca” na festiwalu dramatu europejskiego w Chile, w pierwszej chwili byłam zaskoczona zupełnie innym sposobem odczytania i wystawienia tekstu. Twórcy odkryli w nim jakiś nieoczekiwany dla mnie dramatyzm i pewnego rodzaju dorosłość, które nagle skierowały tekst w całkiem inną stronę, adresując go właśnie nie przede wszystkim do młodych odbiorców. Zupełnie inaczej odebrali mój tekst i dokonali tak znakomitej realizacji scenicznej, że właściwie mogłaby już zostać uznana za ukończony spektakl. To doświadczenie pokazało mi, że ostatecznie interpretacja tekstu zależy od kultury, czasu, miejsca, kontekstu i pracy zbiorowej nad jego realizacją sceniczną. Nawet w późniejszych latach, gdy pisałam teksty na zamówienie dla teatrów dla dzieci i młodzieży, nigdy nie pisałam ich z myślą tylko o dziecięcej czy młodej widowni, ale o publiczności jako takiej. Wierzę, że dobre sztuki teatralne i teksty w ogóle komunikują się z widzami różnych pokoleń.

Wspomniałaś o późniejszych realizacjach „Wieżowca”, ale tak naprawdę jego prapremieramiała miejsce w chorwackim radiu w formie słuchowiska, w którego przygotowaniu również brałaś udział. Jakie to było doświadczenie?

Dramski program Hrvatskog radija [Program Dramatyczny Chorwackiego Radia] i jego redaktorzy – wspomnę tutaj ówczesną redaktorkę naczelną Željkę Turčinović i redaktora zajmującego się słuchowiskami Hrvoja Ivankovicia – bardzo wspierali nas, młodych autorów i autorki, w naszych pierwszych dramatycznych krokach, realizując nasze sztuki w formie słuchowisk radiowych. Do dziś jestem im wdzięczna za zainteresowanie moją pracą i pierwszymi tekstami, sądzę, że podobnie jak większość moich kolegów po fachu. Premiera tekstów wielu dramaturgów mojego pokolenia odbyła się właśnie w Chorwackim Radiu. Również kilka moich tekstów zostało zrealizowanych w formie słuchowisk radiowych, a Program Dramatyczny zawsze zatrudniał do tych realizacji znakomitych aktorów i reżyserów, traktując moje teksty z absolutnym profesjonalizmem. „Wieżowiec”wybitnie dobrze, prawdopodobnie najlepiej spośród wszystkich moich sztuk, sprawdził się w medium radiowym. Dzięki neutralnemu głosowi narratora, odczytującemu didaskalia i opis wydarzeń, udało się w pełni zaprezentować każdy fragment tej sztuki. Brałam udział w próbach realizacji radiowej „Wieżowca”, którą reżyserowała znakomita reżyserka Vedrana Vrhovnik, ale o ile pamiętam, nie ingerowałam zbytnio ani w jej pracę, ani w pracę aktorów. I beze mnie wiedzieli, co mają robić. Tak naprawdę dzięki uczestnictwu w próbach i obserwowaniu reakcji aktorów na moją sztukę, dowiedziałam się przede wszystkim, co można zmienić lub ulepszyć w moim pisaniu z myślą o tych, którzy będą w przyszłości interpretować moje teksty. Zawsze pisałam trochę „drewnianie”, dosyć literacko, z biegiem czasu nauczyłam się, że muszę usłyszeć, jak to, co napisałam, brzmi, gdy wymawia to aktor. W wielu późniejszych projektach pracowałam w ten sposób, że przerabiałam duże fragmenty tekstu po tym, jak przetestowałam je z aktorami.

„Wieżowiec” określasz jako dramat o ludziach spętanych własnymi ograniczeniami, może fizycznymi, może tylko psychicznymi. Jak myślisz, jakie są nasze najniebezpieczniejsze współczesne ograniczenia?

W globalnym świecie, w którym wszelkie informacje są łatwo i szybko dostępne, paradoksalnie nadal najbardziej lubimy to, co najlepiej znamy. Od innych oczekujemy, że będą do nas podobni i że będą lubić to, co my lubimy. Mamy tendencję do ignorowania nieograniczonych możliwości uczenia się i odkrywania, jakie daje nam współczesna technologia, globalizacja czy dostęp do Internetu. Mimo że mamy szansę zostać, kim tylko chcemy, uczyć się w zasadzie wszystkiego, co nas interesuje, udać się tam, dokąd tylko zapragniemy, wciąż bardzo często pozostajemy dokładnie tacy jak zawsze, dokładnie w tym samym miejscu w świecie, w którym żyjemy. Mamy swoje niezmienne nawyki, ugruntowane poglądy i nie jesteśmy gotowi na to, żeby tak naprawdę zrozumieć innych. Zamykamy się, zamiast być coraz bardziej otwarci. Zupełnie jakbyśmy stracili prawdziwą ciekawość szerokości, wielkości i różnorodności świata poza naszym kręgiem kulturowym czy społecznym. Większość z nas nie walczy już o żadne ideały – ani wolności, ani uczciwości, ani transparentności. Żaden temat nie motywuje nas aż tak i nie znaczy dla nas aż tyle, żebyśmy chcieli się w niego całkowicie zaangażować. Współcześni młodzi ludzie – choć ja nie jestem już taka młoda, urodziłam się w 1983 roku – ani moje pokolenie, ani pokolenie młodsze ode mnie, nie mają już tak ważnych i absorbujących spraw w swoim życiu, jak to się zdarzało pokoleniom starszym. To, co powie nam ktoś inny, staje się faktem w życiu codziennym naszego społeczeństwa, a my w większości to akceptujemy i nie nawet nie próbujemy tego zmieniać, jeśli nie uznamy tego za całkowicie niewłaściwe. Tylko czasami, gdy presja władzy staje się zbyt silna, widzimy społeczeństwa zdolne do masowego buntu, ale jest to raczej wyjątek niż reguła. Jesteśmy zamknięci w naszych wieżowcach, czymkolwiek one są.

Wróćmy teraz do źródeł. Jak do tego doszło, że zainteresowałaś się dramaturgią? Co najbardziej pociągało ciebie w tym zawodzie – praca w teatrze czy sam proces pisania?

Postanowiłam studiować dramaturgię, bo oprócz dziennikarstwa był to w zasadzie jedyny kierunek, na którym trzeba było po prostu pisać. Nie wywodzę się ze środowiska teatralnego i nigdy nie byłam z teatrem szczególnie związana, chociaż swoje pierwsze artystyczne kroki stawiałam w Studium Zagrzebskiego Teatru Młodych. Młodzi ludzie zainteresowani aktorstwem i teatrem mogli tam poznawać teatr i rozwijać swoje talenty. Każdego roku młodzieżowe grupy prezentowały swoje przedstawienia. To właśnie tam na dobre zainteresowałam się pisaniem sztuk teatralnych, reżyserią i aktorstwem. Ale przede wszystkim pociągało mnie pisanie, pisanie czegokolwiek, scenariuszy, dramatów, słuchowisk radiowych, a studiowanie dramaturgii najbardziej odpowiadało mojej koncepcji studiów jako szkolenia z pisania. Na moim roku było nas czworo, a wykładowców trzy razy więcej od nas. Każdy z nich był wielki i jedyny w swoim rodzaju, od każdego z nich można się było wiele nauczyć. Mnie nauczyli przede wszystkim myśleć, podważać, interpretować i szukać prawdziwego znaczenia tam, gdzie znaczenia są ukryte. Do dziś cieszę się, że wybrałam właśnie ten kierunek studiów, mimo że nie zarabiam już na życie dramatopisarstwem.

A czy fakt studiowania dramaturgii w zagrzebskiej Akademija dramske umjetnosti [Akademia Sztuki Dramatycznej] ułatwił tobie początki w świecie teatralnym, przygotował cię do zawodu? Jak wygląda sytuacja debiutantów po ukończeniu studiów?

Jako absolwentce dramaturgii łatwiej mi było dotrzeć do określonych środowisk teatralnych i już na studiach zacząć publikować i wystawiać swoje teksty, na przykład we wspomnianym już Chorwackim Radiu. Nic jednak nie przygotowało mnie na rozłamy w świecie teatralnym i na całkowity brak perspektyw dla ludzi z mojej branży w instytucjach kultury. Sytuacja nas wszystkich, którzy ukończyli mój kierunek, była od lat taka sama – nikt nie wiedział, co tak naprawdę z nami zrobić. O ile dla aktorów istniały pewne opcje, zespoły, do których mogli dołączyć, etaty, na których mogli zostać zatrudnieni, o tyle dla nas, dramaturgów, nie zostawało nic poza zawodem niezależnego artysty. I prawie wszyscy moi koledzy zostali niezależnymi artystami. Nie wiem, czy chociaż kilkoro absolwentów, którzy od 2000 roku rozpoczynali studia, dostało później stałą pracę w teatrach lub radiu. Mimo to, lub właśnie dzięki temu, absolwenci dramaturgii odnieśli międzynarodowy sukces. Tena Štivičić, Ivana Sajko, Ivor Martinić i Tomislav Zajec znani są dzisiaj daleko poza granicami swojego kraju, a wymieniłam tylko niektóre z wybitnych nazwisk chorwackiej dramaturgii mniej więcej mojego pokolenia. Ja oprócz dramaturgii i pisarstwa dramatycznego skupiłam się później na reżyserii filmowej i telewizyjnej w formatach dokumentalnych, ale to już osobna historia.

Przejdziemy i do tego, ale chciałabym jeszcze dopytać ciebie o tę trudną sytuację młodych dramaturgów. W Chorwacji teksty dla teatrów rzadko zamawia się bezpośrednio u autora. Jak zatem wygląda ich droga na scenę?

Jednym z najszybszych sposobów na to, aby autorski tekst trafił na scenę, jest wspomniany już konkurs chorwackiego Ministerstwa Kultury na utwory dramatyczne „Marin Držić”, ponieważ teatry otrzymują specjalne dotacje na wystawianie nagrodzonych w tym konkursie dramatów. Zdarza się też, że współpraca studentów z różnych wydziałów owocuje inscenizacjami ich dzieł, a czasami same teatry, jak na przykład Teatar &TD [Teatr &TD] w Zagrzebiu, zapraszają studentów do składania swoich twórczych propozycji. Tak było też w moim przypadku.

Wiemy już o twoich doświadczeniach udziału w próbach do realizacji twoich tekstów, ale czy w twoim wypadku jest to częsta sytuacja? Zwykle uczestniczysz w procesie przenoszenia swoich tekstów na scenę czy są to raczej sporadyczne sytuacje?

Praca nad jedną z moich pierwszych sztuk teatralnych, nad „Mięsem”, nauczyła mnie, że w teatrze bardzo ważne jest słuchanie, jak aktorzy czytają tekst, wyciąganie wniosków ze sposobu, w jaki go interpretują, i bycie gotowym na szybkie wprowadzanie zmian. Przynajmniej w przypadku moich dramatów się to sprawdzało, istnieją na pewno pisarze, którzy są zakochani w swoim tekście i nie lubią go zmieniać. Przy wielu realizacjach brałam udział przynajmniej w próbach czytanych i korzystałam z możliwości interakcji z aktorami, reżyserami i pozostałymi twórcami zaangażowanymi w projekt. Wszyscy byli utalentowanymi ludźmi, którzy wielokrotnie mnie zaskakiwali swoimi uwagami, sposobem myślenia i sugestiami. Praca pisarza to praca samotna, ale już praca aktora czy reżysera jest zespołowa. Jeśli zawsze jesteś sam, w końcu przestajesz się rozwijać, ponieważ nie masz wokół siebie ludzi, którzy mogliby cię zainspirować. Uwielbiałam być częścią zespołu teatralnego, podczas realizacji scenicznych prawie zawsze czegoś nowego się uczyłam, co z kolei przekładało się na moją dalszą pracę. Osobiście uważam, że warto, aby autor_ka brał_a udział w próbach czytanych swoich tekstów. Za każdym razem, gdy piszę sztukę teatralną lub scenariusz, lubię przeczytać na głos przynajmniej niektóre fragmenty, sprawdzić płynność tekstu i dialogów, poczuć, jak zabrzmi słowo pisane, gdy zostanie wypowiedziane.

Wspomniałaś o „Mięsie”. To dość brutalny dramat o skomplikowanej relacji matki i córki, zainspirowany artykułem prasowym. Co zrobiło na tobie największe wrażenie w tej historii?

Mięso”faktycznie powstało na podstawie artykułu z gazety. Pamiętam, że byłam pod wrażeniem brutalności historii matki, która oblała kwasem twarz swojej córki-prostytutki, trwale ją okaleczając. Zwykle tak robią porzuceni kochankowie, byli mężowie, ale nie matki. Zaintrygował mnie ten możliwy dramat w relacji matki i córki, skupionej na pięknie, młodości i wyglądzie. Wyobraziłam sobie to wszystko, co kryje się pod powierzchnią, co mogło doprowadzić do tego, że największa miłość, jaka istnieje, miłość matki, zamieniła się w niszczycielską siłę, zmieniającą w koszmar życie własnego dziecka.

Osobiście podjęłaś się wyreżyserowania „Mięsa”. Czyja to była inicjatywa? Jak to jest reżyserować własny tekst?

Ówczesny dyrektor Teatru &TD w Zagrzebiu poprosił kilkoro studentów dramaturgii o zaproponowanie pomysłów na nowe teksty. Później okazało się, że zabrakło środków na wystawienie tych tekstów. Ponieważ nie leży w mojej naturze rozpoczynanie czegoś i rezygnowanie z tego, znalazłam sposób na wystawienie swojej sztuki przy ograniczonym budżecie – postanowiłam sama podjąć się reżyserii. Nie dlatego, że szczególnie chciałam czy umiałam reżyserować, ale po to, żeby projekt nie upadł. Pracowałam nad tą realizacją z niezapomnianą, kultową chorwacką aktorką Aną Karić, którą poprosiłam o zagranie matki, ponieważ właśnie ją widziałam w tej roli. Była na tyle otwarta, że zgodziła się wziąć udział w projekcie zupełnie nieznanej i niedoświadczonej autorki. Tekst zmieniał się wielokrotnie w trakcie trwania prób. Miałam kilka trudnych momentów, kiedy nie potrafiłam znaleźć wyjścia z niektórych sytuacji. Jak się okazało, bycie reżyserem wymaga znacznie więcej niż tylko chęci wystawienia projektu na scenie, a mnie, przyznaję, brakowało praktycznego doświadczenia. Bardzo pomogli mi wtedy współrealizatorzy, jak na przykład Pravdan Devlahović odpowiedzialny za ruch sceniczny, który praktycznie wyreżyserował niektóre sceny. Jakoś udało nam się zakończyć realizację i dotrwać do premiery. Ostatecznie, kiedy zgromadzeni na widowni ludzie, szczególnie ci z mojego pokolenia, nagrodzili naszą premierę gorącymi i długimi brawami, stało się dla mnie jasne, że rozpracowałam temat, który dotyczy nas wszystkich, i cieszyłam się, że odważyłam się zaangażować w to przedsięwzięcie. Nie stworzyłam może najlepszego spektaklu teatralnego na świecie, ale dzięki niemu udoskonaliłam tekst, który został później przetłumaczony na wiele języków i przeżył znacznie dłużej, niż to wystawienie.

Trafił nawet do Olsztyna, gdzie został zaprezentowany polskim widzom podczas Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego DEMOLOUDY w formie czytania scenicznego. Dramaty jednak nie należą do najchętniej czytanych gatunków literackich. Czy ty czytasz czasem sztuki?

Kiedy czytam sztuki teatralne, są to głównie teksty moich kolegów, ale także tłumaczenia z innych języków na chorwacki – dzięki pracy takich tłumaczy jak Nikolina Židek, która tłumaczy z hiszpańskiego i na hiszpański, czy Gabriela Abrasowicz, kiedy mowa o języku polskim. A potem zawsze jestem zaskoczona, jak tekst może mnie poruszyć i zainteresować podczas lektury. Mam też to szczęście, że oprócz wydań drukowanych trafia w moje ręce mnóstwo sztuk teatralnych, które czytam jako jedna z redaktorek portalu Drame.hr, zajmującego się internetową publikacją chorwackich dramatów. Dzięki temu jestem na bieżąco z nowymi tekstami i nowymi pisarzami.

Dobrze, że wspomniałaś o Drame.hr, gdzie opublikowany jest także „Wieżowiec”. Razem z Ivorem Martiniciem i Mają Sviben jesteście jednymi z założycieli tego portalu. Czy możesz powiedzieć coś więcej o tym pomyśle? Jak jest główne założenie portalu?

Jeszcze jako studentka dramaturgii, podczas wycieczki do Belgradu, miałam okazję porozmawiać z serbskim dramaturgiem Milanem Markoviciem. Uruchomił on wtedy platformę internetową do publikacji tekstów dramatycznych i promocji serbskich dramaturgów. Pomysł wydał mi się świetny, bo drukowane wydania tekstów dramatycznych ukazywały się w Chorwacji bardzo rzadko i do dzisiaj niewiele się w tej kwestii zmieniło. Postanowiłam przenieść tę ideę na grunt chorwacki. Na szczęście od razu doszłam do wniosku, że uruchomienie takiej platformy w Chorwacji to zbyt duża praca dla jednej osoby i zasugerowałam moim kolegom dramatopisarzom, żebyśmy rozpoczęli ten projekt razem. Portal Drame.hr istnieje już ponad dziesięć lat. Co roku organizujemy konkurs na sfinansowanie przekładu wybranego dramatu na język obcy oraz adaptacji dramatu na scenariusz, w ramach współpracy z naszymi kolegami z branży telewizyjnej i filmowej. Zarządzamy tą platformą wspólnie – obok innych obowiązków, które wszyscy mamy – najlepiej jak potrafimy i mam nadzieję, że ta forma wsparcia dramaturgów i chorwackiego pisarstwa dramatycznego ma i będzie miała sens dla autorów. Wyniki wyszukiwania pokazują, że interesuje się nami wiele osób z zagranicy. Projektowi udało się zrealizować swój zamiar nawiązania lepszej współpracy między chorwackimi dramatopisarzami a zagranicznymi instytucjami, scenami, tłumaczami i czytelnikami.

Obszar twoich zainteresowań jest bardzo szeroki. Poza pisaniem dla teatrów dramatycznych, tworzysz także teksty dla dzieci, adaptujesz powieści, reinterpretujesz klasykę. Oprócz teatru interesuje ciebie również film. Piszesz scenariusze do filmów dokumentalnych i formatów telewizyjnych. Która forma kreatywności jest ci najbliższa? Co pozwala ci najpełniej wyrazić siebie?

Lubię pisać i lubię komunikować się z ludźmi. Poza tym pisanie to dla mnie praca, rzemiosło, jestem zdania, że pisarz powinien umieć tworzyć różne formy, tak jak szewc musi umieć robić lub naprawiać różne buty. Przez lata byłam niezależną artystką, żyłam tylko z tej pracy. Wszystko, co mogło lub powinno zostać napisane w jakimkolwiek celu, było potencjalnie moją pracą. Na szczęście bardzo często zdarzało mi się, że gdy inne osoby, na przykład reżyserzy czy producenci, sugerowali, żebym zajęła się jakimś tematem lub go przestudiowała, przeważnie sama byłam nim zainteresowana i praca nad nim przynosiła dobre rezultaty. Tak było w przypadku tekstów dla dzieci takich jak „Iglica” [„Igiełka”] poruszająca temat inności czy „Crna Petra” [„Czarna Petra”] o niebezpieczeństwach Internetu, adaptacji powieści „Zeszyt”Agoty Kristof, nowej wersji dramatu antycznego „Ifigenia w Aulidzie”, filmów „Kategoria: optymista” [„Klasa optimist”] i „Żyć, żeglować” Živjeti, ploviti. Pisałam dużo, bo musiałam się utrzymać z pisania, zdarzało mi się także tworzyć opery mydlane. I paradoksalnie wiele się wtedy nauczyłam: to złożony sposób pracy, który wymaga szybkości, koncentracji, zrozumienia ekranu i tego, jak słowo pisane może z niego działać. Z pewnością najbardziej złożonym projektem w mojej karierze jest autorski projekt „Śródziemnomorskie dzieci” [„Djeca Mediterana”], serial dokumentalny o możliwości szczęśliwego i produktywnego życia na wybrzeżu Morza Śródziemnego, który zrealizowałam wraz z moim wieloletnim współpracownikiem i producentem Juro Bušiciem oraz zespołem kamerzystów, montażystów i innych profesjonalistów, którzy pracowali nad jedenastoma odcinkami. Właśnie w tej pracy zrealizowałam się najpełniej – i to dosłownie, bo odpowiadałam za bardzo wiele etapów, począwszy od napisania wniosku, poprzez wyszukiwanie uczestników, kręcenie materiałów i przeprowadzanie wywiadów w jedenastu różnych krajach, po reżyserię telewizyjną, współpracę z montażystami obrazu i dźwięku, kompozytorami i przekazanie finalnego produktu Chorwackiemu Radiu i Telewizji, które zleciło realizację projektu w drodze publicznego przetargu. Wszystko, co znam i kocham, w jakiś sposób spełniło się w tym projekcie, gdzie przeprowadzałam wywiady po chorwacku, włosku, hiszpańsku i gdzie byłam także reżyserką, choć nie jest to moje zwykłe zajęcie.

Z kolei w dokumencie „Kategoria: optymista” pojawia się wątek osobisty – postanowiłaś pokazać swoją walkę z białaczką. Jaka była twoja główna motywacja do nakręcenia tego filmu?

Na pewno pokazanie, że da się przetrwać diagnozę śmiertelnej choroby i że wielu z nas z tej trudnej sytuacji leczenia wychodzi obronną ręką. Z tą myślą powstał film dokumentalny, który poprzez historie kilku byłych pacjentów – włączając w to moją własną – pokazuje, z czym musieliśmy się zmierzyć od momentu diagnozy aż po wyzdrowienie oraz jak udało nam się zachować optymizm i przetrwać. Z dzisiejszej perspektywy to, co zobaczyłam i przeżyłam na zamkniętym oddziale podczas leczenia, oceniam jako najtrudniejsze doświadczenie w moim życiu. Wiele osób, które tam poznałam, zmarło w trakcie terapii, a byli to głównie młodzi ludzie i dzieci, i to pozostawiło we mnie ślad na zawsze. Z drugiej strony to doświadczenie nauczyło mnie, jak ważna jest nadzieja i optymizm w obliczu tak ogromnej życiowej trudności, jaką jest śmiertelna choroba. Nakręciłam ten film jakieś piętnaście lat temu, i przez te wszystkie lata był on emitowany w wielu stacjach telewizyjnych, prezentowany przez stowarzyszenia pacjentów, pielęgniarek i, o ile wiem, niektóre wydziały lekarskie. Wielu pacjentów, którzy zobaczyli ten film, mówiło mi później, że pomógł im w konstruktywny sposób stawić czoła chorobie i nie myśleć o niej jako o końcu swojego życia.

Ciekawi mnie: jak wygląda twój proces twórczy? Czy stosujesz różne metody pracy w zależności od rodzaju projektu? Czy masz jakieś rytuały, które tobie pomagają? Co cię inspiruje?

Pierwsze impulsy do pisania czegokolwiek czerpię ze świata zewnętrznego. Czasem są to artykuły prasowe, czasem filmy, spektakle teatralne, koncerty, wystawy czy spotkania z niektórymi ludźmi. Ważne jest dla mnie, żeby wystawić się na to, co może pobudzić moje zainteresowanie i wyobraźnię. Moja nieżyjąca już nauczycielka, Martina Aničić, najlepiej rozumiała mój sposób pisania, więc pewnego razu dała mi po prostu ołówek i gumkę. Naprawdę – im więcej piszę, a nawet usuwam, tym piszę lepiej. Pisanie to dyscyplina podobna do lekkoatletyki. Trzeba ją trenować każdego dnia. Musisz usiąść przy tym biurku i komputerze, pozwolić słowom i pomysłom przyjść do ciebie, następnie zapisać je, usunąć, pomyśleć o nich jeszcze raz, aż to, co napiszesz, będzie miało sens i będziesz zadowolona z efektu. Najważniejsze to zanurzyć się, mentalnie trwać w świecie, z którym masz do czynienia, zwrócić na niego tak naprawdę uwagę i spróbować zrozumieć, a potem pozwolić mu się poprzez ciebie wyrazić.

Brałaś udział w wielu programach międzynarodowych. Od kilku lat mieszkasz w Madrycie. Czy wymiana kulturalna w jakikolwiek sposób wpłynęła na twoją twórczość i postrzeganie świata?

Moje pierwsze zagraniczne wyjazdy odbyły się dzięki warsztatom teatralnym i festiwalom. Jestem ogromnie wdzięczna za to, że w wieku dwudziestu jeden lat mogłam być w Australii, w wieku dwudziestu czterech lat w Chile i Argentynie, gdzieś pomiędzy w Grecji i Niemczech, a potem we Francji i Polsce. Byłam w waszym kraju przy okazji czytania scenicznego „Mięsa”, o którym wspominałaś. W ramach Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego DEMOLOUDY w Olsztynie odbyło się czytanie mojej sztuki w tłumaczeniu Gabrieli Abrasowicz i Bereniki Nikodemskiej. Doświadczenie w Olsztynie było dla mnie cenne i ciekawe, miałam okazję poznać kilku polskich reżyserów, pisarzy i aktorów, obejrzałam kilka spektakli na festiwalu, odkryłam, że rozumiem przynajmniej trochę język polski, oraz dowiedziałam się, co i jak robią moi koledzy po fachu w Polsce. Zostałam bardzo dobrze przyjęta, z przyjaźnią i gościnnością. Śmiało mogę powiedzieć, że wiele się nauczyłam dzięki wyjazdom i współpracom zagranicznym. Wracając do pisania – gdyby nie ono, na pewno nie podróżowałabym tak dużo. To właśnie pisanie otworzyło przede mną drzwi do świata różnych kultur i języków. Nauczyłam się hiszpańskiego, co było bardzo pomocne podczas kręcenia hiszpańskich i portugalskich odcinków serialu „Djeca Mediterana”. W końcu całkiem nieplanowanie zamieszkałam w Madrycie, choć nie zajmuję się już tylko pisaniem. Wszystko to z pewnością wpłynęło na mnie jako osobę, ale także jako autorkę. Moje spojrzenie na świat jest szerokie, a to, co najbardziej utkwiło mi w pamięci przez te wszystkie lata, to śródziemnomorska mentalność i przekonanie, że to samo morze nas łączy, a nie dzieli.

Myślę, że ten pozytywny przekaz można odczytać szerzej, nie tylko w kontekście Morza Śródziemnego. I jest to idealne zakończenie.

Lana Šarić – chorwacka dramatopisarka i dramaturżka. W 2007 roku ukończyła dramaturgię na Akademija dramske umjetnosti [Akademia Sztuki Dramatycznej] w Zagrzebiu. Pisze sztuki teatralne (w tym dla dzieci w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym), adaptacje, scenariusze telewizyjne i słuchowiska radiowe. Jako dramatopisarka zadebiutowała w 2006 roku – jej „Ifigenija” [„Ifigenia”] na motywach „Ifigenii w Aulidzie” Eurypidesa wystawiona została przez Kazalište Mala Scena [Teatr Mała Scena] w Zagrzebiu w reżyserii Ivicy Šimicia. Realizacja zdobyła szereg nagród w Chorwacji oraz za granicą. Laureatka prestiżowej Nagrody im. Marina Držicia za „Wieżowiec” oraz Nagrody im. Branko Bauera za scenariusz „After party”. Brała udział w zagranicznych programach takich jak „Interplay Europe” (Grecja), „World Interplay” (Australia), „Autorenforum Frankfurt” (Niemcy). Jej utwory były tłumaczone na niemiecki, angielski, hiszpański, włoski i polski. Współzałożycielka portalu internetowego z chorwackimi sztukami Drame.hr. Czytanie performatywne tekstu „Mięso” przetłumaczonego przez Gabrielę Abrasowicz oraz Berenikę Nikodemską odbyło się podczas festiwalu DEMOLUDY w Olsztynie w 2012 roku.

Martyna Lechman –absolwentka Wydziału Reżyserii Dramatu Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie (obecnie AST) na specjalności dramaturg teatru. Współpracuje z reżyserami i reżyserkami przy realizacji spektakli dla dzieci, młodzieży oraz dorosłych w teatrach w całej Polsce. Laureatka Nagrody Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego dla studentów szkół artystycznych za wybitne osiągnięcia artystyczne. Laureatka nagrody Złota Maska 2018 za scenariusz do spektaklu „Zakonnice odchodzą po cichu”. Tłumaczka, głównie dramatów bośniackich, chorwackich i czarnogórskich. Współredaktorka publikacji „Obudź mnie, gdy to się skończy. Wybór nowych dramatów z Bośni i Hercegowiny”, która ukazała się w 2020 roku i która zawiera dwa przetłumaczone przez nią dramaty. W czasopiśmie „Dialog” (2022, nr 9) ukazał się dramat Ivora Martinicia, który przetłumaczyła wraz z Gabrielą Abrasowicz. Autorka dramatów, adaptacji oraz scenariuszy do takich spektakli jak m.in. „Śpią wystawy” (Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie), „Don Kichot” (Grupa Coincidentia & Teatr Pinokio w Łodzi), „Dziadek do orzechów. Nowe historie” (Teatr im. Wilama Horzycy w Toruniu), „Piotruś Pan” (Teatr Pinokio w Łodzi), „Proces” (Teatr Lalek Banialuka im. Jerzego Zitzmana w Bielsku-Białej), „Szewcy” (Białostocki Teatr Lalek).



[1] Mowa o prestiżowej Nagrodzie im. Marina Držicia przyznawanej od 1991 roku przez Ministra Kultury Republiki Chorwacji [przyp. tłum.].

Źródło:

Materiał nadesłany

Wątki tematyczne