EN

7.07.2023, 15:28 Wersja do druku

Pies merda całym sobą

O tekście Łukasza Drewniaka, podobnie jak w przypadku źródłowej dla niego „afery genewskiej” napisano już wiele. Strony konfliktu – twórcy teatralni, pracownice teatrów, zespoły techniczne, widzki i komentatorzy – przerzucają się argumentami, które miałyby przekonać tych, czy innych, do określonej wizji praktyki reżyserskiej oraz pracy teatralnej. Kwestia, jaka zdaje się ginąć w gąszczu krzyków środowiska, skądinąd bardzo potrzebnych, to pozycja praw pracowniczych w instytucjach teatralnych. Zwłaszcza tych największych i chętnie podejmujących aktualne tematy społeczne.

Jestem przekonana, że w aferze wokół premiery spektaklu „Les Émigrants” Krystiana Lupy, wydarzyła się rzecz absolutnie przełomowa i istotna dla tego, jak dzisiaj postrzegamy teatr jako formę sztuki i pracy. Otóż, do głosu doszły osoby często pomijane we współczesnym dyskursie teatralnym – środowiska pracownicze, których udział w produkcji spektaklu jest często niezauważalny dla widza. Jak widać, bywa niezauważalny również dla osób wykonujących tzw. „pracę artystyczną”, czy realizatorską. Chcąc posłużyć się materioforą Grega Sholette’a, ciemna materia dokonała istotnego gestu emancypacji.

Zespół techniczny teatru La Comédie wystosował ośmiostronicowe oświadczenie, w którym opisuje swoje doświadczenia w pracy z Krystianem Lupą. Ten tekst stał się materiałem źródłowym zarówno dla gazet francuskojęzycznych, jak i polskich. Niestety, artykuły powstające na kanwie historii techników z La Comédie przytaczały tekst w sposób fragmentaryczny. Tymczasem, jak możemy dowiedzieć się z roboczego tłumaczenia, które zostało opublikowane na stronie internetowej „Lupa pod lupą”, konflikt w Genewie to przede wszystkim opowieść o rażącej nieumiejętności pracy w warunkach instytucjonalnych.

Przeglądając różnego rodzaju publikacje dotyczące „afery genewskiej”, takie jak artykuły w gazetach, komentarze na Facebooku i długie posty, często spotykałam się z echem przekonania, jakoby wszelkie regulacje instytucjonalne z gruntu były opresyjne wobec procesu twórczego. Wybrzmiało to nie tylko w wypowiedziach samego Krystiana Lupy, ale w słynnej już opinii krytyka teatralnego Łukasza Drewniaka. Jako pracownica, a w dodatku reprezentantka szerokiej grupy artystycznego prekariatu, jestem przekonana, że właśnie te „parszywe” regulacje są nie tyle ratunkiem, ale koniecznością.

Wszystkie te przebrzydłe instytucje wpychające artystom w ręce swoje nudne regulaminy, kodeksy etyki pracy i inne biurokratyczne bzdety, umożliwiają pracę tysiącom osób, które znalazły swoje miejsce właśnie w polu pracy teatralnej. Co więcej, te instytucje pozwalają wielkim twórcom realizować swoje ogromne spektakle za prawie pół miliona złotych. I co najważniejsze – te same instytucje zapewniają jakąkolwiek stabilność oraz ciągłość życia teatralnego w Polsce. Wystarczy spojrzeć na pole teatru offowego, w którym często rezygnuje się z dużych (często szalenie wartościowych) projektów ze względu na uwarunkowania ekonomiczne.

Specyfiką ciemnej materii, jak możemy przeczytać w publikacji Grega Sholette’a pt. Dark Matter: Art and Politics In The Age of Enterprise Culture, jest nieustanna praca na rzecz czubka góry lodowej pola sztuki. Jestem głęboko przekonana, że dokładnie ten sam mechanizm rządzi światem teatru. Potwierdzą to przecież liczni pracownicy i pracownice teatrów, którzy schowani za zastawkami lub konsolami wypruwają sobie żyły na rzecz spektakli wielkich mistrzów. Tym bardziej rozjuszyła mnie obrzydliwa, i przede wszystkim nietrafiona, metafora psa użyta przez Łukasza Drewniaka w jego opinii na temat „afery genewskiej”.

Biorąc pod uwagę kontekst zwrotu we współczesnej humanistyce dekonstruującego antropocentryczny i oświeceniowy sposób poznania, porównanie ludzi do psa nie powinno być traktowane jako obelga. Ostatecznie pies bywa zwierzęciem bardziej ludzkim, niż sam człowiek. Łukasz Drewniak nie zwrócił uwagi na jeszcze jedną, niezwykle istotną kwestię – oto przecież pies, ta głupia czworonożna istota, jak chciałoby wielu, nie merda swoim ogonem. Pies merda całym sobą. Jego radość to także żywe podskoki, wesołe szczeknięcia i sympatyczne ruchy głową. I podobnie jego agresja, której wyraz możemy zauważyć patrząc na całą postawę ciała psa.

Zachęcam instytucje teatralne, a także jakże ironicznych krytyków teatralnych, oraz zaangażowanych artystycznie twórców, do wzięcia przykładu z tego zwierzęcia. Być może „afera genewska” to pierwsza i jedyna okazja, która pozwoli środowisku wyjść poza wąską, nota bene dezaktualizującą się, perspektywę. Oto czas na gest radykalnej i bardzo konkretnej troski – zadbajcie o części swoich instytucjonalnych ciał, bo ich dobra kondycja to gwarancja ciągłości Waszego wesołego teatralnego życia, blichtru i splendoru. A jeśli ta cisza Was satysfakcjonuje, to pamiętajcie, że im pies mniej szczeka, tym bardziej gryzie.

Źródło:

Materiał nadesłany

Wątki tematyczne