Ma ten spektakl momenty potwierdzające jej wielkość. To choćby chwila, kiedy sięga do tańca hinduskiego i jego stylistykę łączy z jazzową piosenką. Cztery dekady temu z tego samego źródła czerpał Béjart, ale idąc jego śladem Pina Bausch osiągnęła zupełnie inny, olśniewający wizualnie efekt. I wówczas próby dziesiątków młodszych twórców teatru tańca wydają się miałkie i trywialne - o "Nefés" Piny Bausch na wrocławskim festiwalu "Świat miejscem prawdy" pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.
Członków zespołu z Wuppertalu wiadomość o śmierci Piny Bausch zastała we Wrocławiu, dokąd przyjechali ze spektaklem "Nefés". Skoro z okazji Roku Grotowskiego Wrocław zaprosił na festiwal Świat Miejscem Prawdy wielkich reformatorów teatru, to obok Petera Brooka, Eugenio Barby czy Krystiana Lupy musiało znaleźć się miejsce dla tej kobiety. Ponad trzy dekady temu Pina Bausch dokonała syntezy tańca z innymi sztukami. Jej kolejne premiery, w których wykonawcy tańczyli, śpiewali, wypowiadali rozmaite teksty (zawsze w języku kraju, w którym występowali), przypominały mozaikę, czy raczej składankę pomysłów. Do Wrocławia teatr tańca z Wuppertalu przywiózł jeden z nowszych spektakli, "Nefés", potwierdzający, że Pina Bausch zachowała artystyczną młodość. Odnalazła przy tym to, co w sztuce najcenniejsze - prostotę i czystość formy. "Nefés" jest reminiscencją podróży do Stambułu. Rozpoczyna się sceną w tureckiej łaźni. Mężc