EN

14.11.2022, 17:19 Wersja do druku

Pełna zgoda w rodzinie

fot. Iwona Bandzarewicz / mat. teatru

„Grupa krwi” Anny Wakulik w reż. Macieja Gorczyńskiego w Nowym Teatrze im. Witkacego w Słupsku. Piszą Anna Czerny-Marecka i Mateusz Marecki w „Głosie Pomorza”.

Najnowsza premiera Nowego Teatru im. Witkacego w Słupsku to spektakl, który warto obejrzeć, a potem przemyśleć i przedyskutować. To wnioski płynące z dwóch recenzji napisanych przed dwoje recenzentów z dwóch pokoleń: Annę Czerny-Marecką i Mateusza Mareckiego.

Anna Czerny-Marecka: Na scenie wnętrze pałacowego salonu. Meble przykryte prześcieradłami. Wnętrze monochromatyczne, w zależności od światła fioletowawe lub czerwonawe. W ciszy na widownię patrzy piękna młoda dziewczyna. Twarz rzucona z projektora na ścianę pokrywa się małymi kwiatkami. Płynie piosenka ludowa. O siostrze, która niosła braciom jedzenie na pole, ale zatrzymali ją Kozacy. Już do domu nie wróciła…

Wchodzą pierwsi bohaterowie: Anna i Michał. Ona – pracownica korpo, z kredytem i marzeniem, żeby mieć umowę na czas nieokreślony. On – Bob Budowniczy. Haruje na angielskich budowach. Rodzeństwo z traumatycznym dzieciństwem. Kłócą się. Brat, w przeciwieństwie do siostry, buntuje się przeciwko swojemu marnemu życiu.

Potem pojawia się druga para. Są u siebie, bogacze. Rita to szalona artystka, odnosząca światowe sukcesy. Jej brat wydaje się pięknoduchem. Ma fundację, która kopie studnie gdzieś w Afryce. Filantrop. Na biednych, w przeciwieństwie do siostry, patrzy z zaciekawieniem. I protekcjonalnie. Taki wielki, dobroduszny pan łaskawie doceniający mozół i trud zwykłych ludzi.

Te dwa tak różne rodzeństwa łączą więzy krwi. Bo pradziadek bogaczy przespał się (a może zgwałcił – okaże się dalej) prababcię biedaków, chłopkę pańszczyźnianą. I teraz spotykają się w pałacu dziadka, dość obrzydliwego dziennikarza, aby podzielić się spadkiem po nim. Tylko, tak naprawdę, komu on się należy i kto musi wykazać dobrą wolę, żeby skorzystała na nim cała czwórka?

Jest też wielki finał. Dwie postaci (nie mogę zdradzić, które) przenoszą widzów w czas pańszczyźnianej chłopskiej niewoli. Gorzki, nierozliczony czas, który był światem przodków większości z nas, współczesnych Polaków. Finał bolesny.

Na scenie nie ma dużo akcji, jest statycznie. I bardzo dobrze, że reżyser nie chciał się popisywać, bo tekst jest tak nasycony treścią, że trzeba go po prostu słuchać z uwagą. I trawić, przeżywać, dyskutować o nim już po spektaklu. Czy dobre geny gwarantują dobre życie, czy jest to raczej sprawa wewnętrznego przekonania, że je się posiada? Czy pamięć poprzednich pokoleń da się zamknąć w szufladzie z napisem sprawy załatwione? Jak wyglądają deklaracje, kiedy los mówi: sprawdzam i od słów trzeba przejść do czynu? Co tak naprawdę stanowi o tym, kim jesteśmy?

Reżyser, jak wspomniałam, nie szukał tanich chwytów, natomiast jego koncepcja jest bardzo przemyślana. Ukrył w akcji wiele wskazówek, przeciwieństw i paralelizmów. Im więcej ich odnajdziecie, tym bogatsi wyjdziecie z teatru. Dlatego widz musi być skupiony na słowie, w czym pomocna bardzo jest gra aktorów. Równa, zespołowa i indywidualna zarazem. Nie przywiązujcie się za bardzo do pierwszego wrażenia, jakie zrobią na was postaci. To się bowiem mocno zmienia w miarę upływu czasu na scenie. I ta zmienność bohaterów także wspaniale zostaje pokazana przez aktorów. Pochwalić trzeba też świetną muzykę, opartą w dużej części na pieśniach ludowych, których ja na przykład nigdy wcześniej nie słyszałam.

Reasumując – to sztuka, która zasługuje nie tylko na to, żeby Nowy Teatr po raz kolejny zdobywał nagrody w konkursach. Ją należy po prostu obejrzeć. Bo jest mądra i sięgająca głębi trzewi. Po prostu.

Mateusz Marecki: "Grupa krwi" (reż. Maciej Gorczyński) wymaga wsłuchania. Nie ma tu łatwych emocji, aktorskich szarży, zabiegania o zrozumienie widowni. To spektakl prowadzony jakby półgłosem, w sposób zdystansowany i wyważony. Ten spokój jest jednak pozorny, bo tekst (chyba w tej sztuce najważniejszy) ujawnia wiele napięć, współczesnych bolączek i obaw. Jest (ten tekst) tak zajmujący, że skupia uwagę do ostatniej sceny - trudno się od niego oderwać, trudno przestać go śledzić.

Trudno jest mi też utożsamiać się z którąkolwiek z czwórki postaci (i to nie jest zarzut, przeciwnie). Dla mnie są one mniej nośnikami emocjami, a bardziej określonych postaw, zestawionych na zasadzie przeciwieństw. Rita to cyniczna, znudzona bogaczka z pretensjami i samozwańcza artystka ze skłonnością do ludomanii; jej krewniaczka z kolei to naiwna romantyczka oddana pracy w korpo, dla której przejawem sukcesu jest etat na czas nieokreślony. Panowie są za to skontrastowani na zasadzie ról społecznych: jeden to pracownik umysłowy - elegancki idealista wygłaszający postępowe idee, drugi to pragmatyczny robotnik, trochę zawstydzony swoim pochodzeniem. Wszyscy zdają się żyć pozą po części zdeterminowaną ich świadomością genową, co ujawnia się, gdy zasiadają do ciężkiego stołu odziedziczonego po zmarłym dziadku. W cielistej przestrzeni przywodzącej na myśl jaskinię mogą się w nieoczekiwanych okolicznościach skonfrontować i przejrzeć w sobie nawzajem jak w lustrze. Różni ich światopogląd i styl życia, łączy - balast rodzinnej historii.

Rola genów to nie jest temat nowy, ale znowu na czasie, od kiedy możliwe jest prześledzenie na prywatny użytek swojego rodowego pochodzenia za pomocą testu DNA. Sam - mimo że nigdy nie odczuwałem specjalnej dumy z tego, co osiągnęli i jacy byli moi przodkowie - zacząłem się zastanawiać, ile jest we mnie ich obaw, słabości i tęsknot, na ile jestem przywiązany do mojej grupy krwi. Spektakl Nowego Teatru w Słupsku pokazuje, jak łatwo się zatracić w złudnej nostalgii, a jak trudno myśleć o przeszłości produktywnie. Tradycja i przywyczajenia - jak pokazuje choćby rozdrapywana ostatnimi latami historia chłopstwa w Polsce - mogą przecież być błędnym, powtarzającym się kręgiem opresji i ucisku. Być może czasem jedynym wyjściem wyzwalającym z ciężaru przeszłości jest efektowny i dosadny gest, na jaki zdecydowali się na zakończenie sztuki dotąd obcy sobie ludzie.

Ten spektakl zostanie z wami na długo. Prowokuje tyle pytań, że jeszcze kilka godzin po premierze rozmawialiśmy o nim przy rodzinnym stole.

Tytuł oryginalny

Pełna zgoda w rodzinie

Źródło:

„Głos Pomorza online"
Link do źródła

Autor:

Anna Czerny-Marecka, Mateusz Marecki

Data publikacji oryginału:

30.09.2022