„Dziewczyna, która podeptała chleb" wg scenar. i w reż. Mariusza Grzegorzka w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Katarzyna Fryc w „Gazecie Wyborczej - Trójmiasto".
Dla Mariusza Grzegorzka, reżysera najnowszej premiery na scenie Malarnia, baśń Andersena jest punktem wyjścia do sklejonej z wielu historii przypowieści o przekraczaniu społecznych norm.
Wszystkiego w tym spektaklu jest dużo – tematów, wątków, cytatów, postaci, ornamentów, pomysłów inscenizacyjnych. Chwilami może nawet za dużo. Grzegorzek już tak ma, co widać choćby w jego filmach czy teledyskach.
Ale ta obfitość, którą bombarduje widza niemal od początku spektaklu, powoduje, że trudno oderwać wzrok. Choć są oczywiście fragmenty (np. pierwsza scena dotycząca zaburzeń mowy czy poradnik, co zrobić z elektryzującymi włosami), z których spokojnie można byłoby zrezygnować z korzyścią dla klarowności przekazu.
Baśń na początek
Punktem wyjścia dla twórców tego spektaklu była XIX-wieczna baśń Hansa Christiana Andersena „Dziewczynka, która podeptała chleb" opowiadająca o karze, jaka spotkała dziecko, które nie odnosiło się z szacunkiem do rodziców i do chleba. To właściwie pretekst, by przyjrzeć się – czasem bardzo zaskakującym – sytuacjom, gdy ktoś nagina lub przekracza społeczne normy, i temu, co z tego wynika na wielu poziomach.
W katalogu takich celowych bądź nieświadomych przekroczeń mamy więc niemoralną propozycję leśnej wiedźmy, przemoc psychiczną wobec prowadzącego telewizyjne show dla dzieci czy uzależnioną od narkotyków drag queen. Ale nie tylko – w wielu momentach spektakl Mariusza Grzegorzka (którego jest nie tylko pomysłodawcą i reżyserem, ale także autorem tekstu, scenografii, projekcji multimedialnych i światła) meandruje w rejony bardzo odległe, zaglądając a to do współczesnego domu, w którym wychowywany jest chłopiec z zaburzeniami, a to do świata reymontowskich Lipiec (wyjęta z powieści „Chłopi", przepięknie zainscenizowana „Przypowieść o psie Panajezusowym Burku"), wreszcie na finał do XVI-wiecznej poezji Wacława z Szamotuł.
Seria etiud
Właściwie cały ponaddwugodzinny spektakl składa się z serii autonomicznych etiud, z których każda mogłaby w zasadzie stanowić oddzielny byt. Każdy z dziewięciorga aktorów gra więc po kilka ról jednocześnie. A są wśród nich role wyśmienite w wykonaniu Piotra Witkowskiego (ostatnio rzadko pojawiającego się na gdańskiej scenie), Marcina Miodka, Karoliny Kowalskiej, Michała Jarosa czy Janka Napieralskiego.
Ucztą dla oka jest także atrakcyjna scenografia, czasem mocno ocierająca się o kicz, prawie zawsze odwołująca się do patchworkowej techniki kolażu. W dodatku inna dla każdej opowieści. A przy okazji odsłaniająca teatralne szwy i pozwalająca aktorom choć na chwilę wyjść z roli.