EN

21.12.2021, 08:20 Wersja do druku

Partycypacja: ślepa uliczka, koniec gry

„Obywatelka Kane” Jolanty Janiczak w reż. Wiktora Rubina w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Wiktoria Tabak, członkini Komisji Artystycznej 28. Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

Jolanta Janiczak w swojej dramatopisarskiej twórczości wielokrotnie przepisywała męskocentryczne historie na feministyczne herstorie, zmieniając tym samym utarte perspektywy i pozwalając wybrzmieć innym, dotychczas niesłyszanym bądź ignorowanym, opowieściom poprzez przywracanie głosu chociażby Joannie I Kastylijskiej (Joanna Szalona; Królowa), Ricie Gorgonowej (Sprawa Gorgonowej), a całkiem niedawno Barbarze Zdunk – ostatniej kobiecie spalonej na europejskim stosie (I tak mi nikt nie uwierzy). W przedstawieniach reżyserowanych przez Wiktora Rubina dość powszechna jest natomiast interakcja między sceną a widownią. Czasami, jak na przykład w Orgii, naruszająca psychofizyczne granice widzek i widzów, a innym razem – dająca im poczucie wpływu na przebieg akcji tak, jak to miało miejsce w Każdy dostanie to, w co wierzy. Nie jest więc zaskoczeniem, że na obu tych strategiach został oparty także najnowszy spektakl tego duetu, czyli Obywatelka Kane z krakowskiego Narodowego Starego Teatru.

fot. Magda Hueckel

Tytułowa bohaterka to nie kto inny jak Patty Hearst, wnuczka magnata prasowego Williama Randolpha Hearsta (pierwowzór postaci Charlesa Fostera Kane’a ze słynnego filmu Orsona Wellesa Obywatel Kane). 4 lutego 1974 roku została ona porwana przez Symbiotyczną Armię Wyzwolenia (Symbionese Liberation Army, SLA), która sprzeciwiała się kapitalizmowi, a jej motto brzmiało: „Śmierć faszystowskim insektom żerującym na życiu ludzi”. 

Grupa najpierw planowała dokonać transakcji wymiennej: wolność Patty Hearst za wolność Josepha Remiro i Russella Little, którzy odsiadywali wyrok w kalifornijskim więzieniu za zabicie Marcusa Fostera, lecz zagrywka ta nie przyniosła oczekiwanych efektów, dlatego zamiast tradycyjnego okupu przedstawiciele SLA zażądali od rodziny Hearstów sfinansowania kilkumiesięcznego programu żywieniowego. Po sześćdziesięciu dniach od porwania media obiegło nagranie, w którym Patty Hearst informuje krewnych o dobrowolnym wstąpieniu w szeregi SLA, zaprzecza jakoby była pod wpływem narkotyków oraz oskarża najbliższych o zbrodnie przeciwko ludzkości. W geście oporu zmienia także imię na Tania (na cześć Tamary Bunke – towarzyszki Che Guevary) i bierze udział rozmaitych akcjach SLA, również w napadzie na bank. W 1975 roku zostaje aresztowana, a jej obrońcy utrzymują, że była zmuszana przez członków grupy do popełniania rozlicznych przestępstw. Otrzymuje wyrok: siedem lat pozbawienia wolności, ale ostatecznie w więzieniu spędza dwadzieścia dwa miesiące, w jej sprawie interweniuje bowiem prezydent Jimmy Carter. Gdy opuszcza zakład karny, mówi, że udaje się na wakacje i odjeżdża podstawionym przez rodzinę samochodem. Kilkanaście lat później zostaje całkowicie ułaskawiona przez prezydenta Billa Clintona. O swoich doświadczeniach Patty Hearst opowiadać będzie wielokrotnie w amerykańskiej telewizji (między innymi w programie Larry King Live), zbijając na tym osobisty kapitał.

Rubin i Janiczak wychodzą od tożsamościowej emancypacji Patty Hearst. W Obywatelce Kanenie jest ona, jak mógłby sugerować tytuł, jedynie wnuczką słynnego magnata prasowego. Ten (odgrywany przez Krzysztofa Globisza) pojawia się zresztą na moment jako symbol rozpadającego się starego porządku, w którym to słowa (chciałoby się powiedzieć: męskie), a nie obrazy wiodły prym. Przemawia więc zza ekranu, gdzie wyświetlany jest jego czarno-biały wizerunek, wspomina o różyczce (ukłon w stronę fanek i fanów filmu Wellesa), a gdy projektor podjeżdża do góry – schodzi ze sceny. Idźmy zatem dalej. Patty Hearst nie jest tu też definiowana poprzez odniesienia do innych wpływowych mężczyzn, bo grani przez Romana Gancarczyka i Bogdana Brzyskiego kolejno ojciec i były narzeczony są wyraźnie nieporadni a nie złowieszczo dominujący, w dodatku przez znaczną część akcji przebywają wraz z matką Patty (Dorota Segda) w szklanej bańce (scenografia: Łukasz Surowiec) i przypominają karykaturalne posągi. No i wreszcie: Patty Hearst nie jest w tym spektaklu również histeryczką opętaną syndromem sztokholmskim, jak pisały o niej wówczas amerykańskie media i jak utrzymywali jej adwokaci. 

Kim zatem jest Patty Hearst, w którą wciela się Marta Ścisłowicz? Przede wszystkim osobą przejmującą narrację, dystansującą się od prasowych nagłówków i chwytliwych – bo skandalicznych i emocjonujących – wyobrażeń, w których próbowali ją zamknąć zarówno krewni, jak i opinia publiczna. Dlatego w krakowskim przedstawieniu całą tę niebywałą historię poznajemy głównie dzięki jej opowieści. Patty Hearst nie mieści się tu więc ani w figurze ofiary, ani w figurze zbrodniarki, ponieważ twórcy i twórczynie nie są zainteresowani moralnymi osądami, a raczej samymi mechanizmami konstruowania oraz przetwarzania historii i pytaniami o to, kto bywa zapamiętany.

fot. Magda Hueckel

Obywatelka Kane to także, a może nawet głównie, laboratorium partycypacji. Bogdan Brzyski, jako Steven Weed, opowiada nam o tym, jak zaprojektował bluzę z twarzą osoby w kryzysie bezdomności, którą wcześniej nakarmił – oczywiście, jak zaznacza – samymi wysokiej jakości produktami spożywczymi. Ubranie to można faktycznie nabyć na straganie w teatrze za sto pięćdziesiąt złotych i jeśli wierzyć zapewnieniom aktora, pieniądze mają zostać w całości przekazane mężczyźnie, który udostępnił mu swój wizerunek. Postać na bluzie to Szymon, który pod koniec przedstawienia pojawi się zresztą na scenie, a Marta Ścisłowicz rozpocznie licytację kolacji – ale nie z nim, tylko ze sobą – z której dochód także ma zostać przeznaczony na pokrycie kosztów jego noclegu. Podobno na premierze udało się zebrać półtora tysiąca złotych, a dzień później już tylko tysiąc. To zresztą nie pierwszy raz, kiedy Rubin i Janiczak angażują do swojego spektaklu osoby w kryzysie bezdomności; w krakowskim Vernonie Subutexie płacili im po sto złotych za opowiedzenie do kamery swoich historii. 

Można te sceny zapewne interpretować na wiele sposobów, lecz dla mnie ich wydźwięk pozostaje kłopotliwy. Konstrukcja narracyjna, z której wynika, że odpowiedzią na systemowe problemy może być jednostkowy akt naprawczy, nie tylko nie podważa logiki kapitalistycznej, ale doskonale się w nią wpisuje. System ten najpierw przecież prywatyzuje sieć usług publicznych, niszczy funkcje opiekuńcze, prekaryzuje prace wielu osób, a następnie przerzuca odpowiedzialność za naprawianie szkód na jednostki, oferując im w zamian poczucie spełnienia dobrego uczynku. Wszystko to zlewa się tu jeszcze z wyraźnym potępieniem pustej charytatywności, której celem nie ma być realna redystrybucja dóbr, a jedynie nabicie dodatkowego kapitału wizerunkowego najbogatszej części społeczeństwa. Nie do końca jestem jednak w stanie wskazać, czym się różni krytykowany gest Brzyskiego-Weeda od raczej afirmowanego gestu Ścisłowicz-Hearst. Intencjami?

fot. Magda Hueckel

Próby emancypacji publiczności posuwają się w Obywatelce Kane jeszcze dalej. Kilkanaście rzędów zostaje otoczonych przez członków SLA (w tych rolach: Małgorzata Gałkowska, Radosław Krzyżowski i Łukasz Stawarczyk) ogrodzeniem z siatki, a Ścisłowicz wchodzi pomiędzy widzów i widzki, zadając im pytania o to, jakie instytucje chcieliby wysadzić w powietrze. Odpowiedzi padają bardzo różne. Jedni chcieliby pozbyć się budynków na Nowogrodzkiej, a inni – niczego, bo to nie jest ich zdaniem pożądana strategia rozwiązywania konfliktów w demokratycznym społeczeństwie. Jakby komuś było jeszcze na tym etapie mało atrakcji, to może też wstąpić w szeregi SLA, wychodząc na scenę i zakładając niebieski kombinezon z logo grupy (kostiumy zaprojektowała Marta Szypulska), lub – gdy popyt na interakcje przewyższy podaż – po prostu pozostać w swoim ubraniu. 

Ale wyjście na scenę nie rozrywa ram przedstawienia, nie zmienia przebiegu gry, daje co najwyżej złudzenie jakiegoś wpływu, choć to wyłącznie sprytnie wpisana w scenariusz aktywność. Ostatecznie przecież wszyscy i tak pozostają w swoich rolach, a spektakl kończy się brawami. To tylko opowieść o rewolucji, a nie żadna rewolucja.


Jolanta Janiczak OBYWATELKA KANE. Reżyseria: Wiktor Rubin, dramaturgia: Jolanta Janiczak, scenografia, wideo: Łukasz Surowiec, kostiumy: Marta Szypulska, muzyka: Krzysztof Kaliski, reżyseria światła: Szymon Kluz. Prapremiera w Narodowym Starym Teatrze im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie 28 listopada 2021.

Źródło:

Materiał własny

Wątki tematyczne