„Śmierć Jana Pawła II” wg scenar. Pawła Dobrowolskiego i Jakuba Skrzywanka w reż. Jakuba Skrzywanka w Teatrze Polskim w Poznaniu. Pisze Aleksandra Puk z Nowej Siły Krytycznej.
Jakub Skrzywanek udowodnił, że największym teatrem absurdu, równie misternie wyreżyserowanym, a może nawet bardziej niż sztuki wystawiane na scenie, może być życie. Zdawać by się mogło, że ubranie swego rodzaju performansu, jakim były okoliczności śmierci papieża Polaka w uteatralnioną formę będzie w najlepszym wypadku multiplikacją połączoną z obrazoburstwem. „Śmierć Jana Pawła II” z Teatru Polskiego w Poznaniu jest jednak wspaniałomyślnie skonstruowana tak, aby stronić od tego efektu. Taktyką jest właśnie nie teatralizowanie, a jak najwierniejsze odtworzenie przeszłości. Bardzo prosty pomysł zdawać by się mogło, ale jednocześnie zaskakujący. Spektakl mógł przyjąć każdą formę, mieć bardzo skrajny ton, a nawet niczego jasno nie ocenia. Momentami do złudzenia przypomina paradokument (dzieją się w nim równie absurdalne sytuacje, co w tego rodzaju programach) i jednocześnie rekonstrukcję wydarzeń. Mimo potencjału żartotwórczego, jaki narósł wokół postaci papieża Polaka, Skrzywanek stroni od jego wykorzystania. Rezultat jest pełen wyczucia, co było niezbędne przy tak trudnym temacie.
Tematem sztuki Jakuba Skrzywanka i Pawła Dobrowolskiego nie jest jedynie odtwarzane zdarzenie, ale okazało się ono idealnym pretekstem do poruszenia tematu śmierci, starości, eutanazji na życzenie, a także do przyjrzenia się mitowi tytułowej postaci. Rekonstrukcja wydarzeń ma nieco wesprzeć nas w sformułowaniu własnej opinii, ale może sprawić, że utkniemy w niezdecydowaniu. Spektakl daje nam bardzo wartościowe argumenty i perspektywy, nieraz jednak stojące w opozycji do siebie.
Nieodłącznym elementem paradokumentów są przerwy reklamowe. I tutaj ich nie zabrakło. Żeby była jasność – porównanie tyczy się struktury, nie treści, ponieważ użyte nagrania przedstawiają wypowiedzi osób o zupełnie innych zapleczu osobistym i pokoleniowym. Mają zatem różne punkty widzenia, a co za tym idzie odmienne wspomnienia tyczące się tytułowego momentu. Niektórzy doskonale pamiętają śmierć papieża. Inni przeciwnie, ale mają obraz tytułowej postaci zaprojektowany przez popkulturę.
Interesująca jest zamiana przestrzeni wypowiedzi w spektaklu względem realnego okresu okołopogrzebowego w 2005 roku. Wówczas całe rodziny gromadziły się przed telewizorami, aby śledzić najczęściej na żywo ostatnie chwile papieża. Nie rejestrowano odczuć ludzi. W spektaklu rzecz ma się odwrotnie.
Wracając do medialności – lub szerzej – komercjalizacji. Skrzywanek konsekwentny w hiperrealizmie tworzonej rekonstrukcji odtworzył też to jak szybko wykorzystano śmierć JPII, aby zarobić. Breloczki czy figurki z wizerunkiem papieża są tandetne i złej jakości, co jednak raczej nikogo nie oburza. Twórcy obnażają w ten sposób zarówno wszechobecny konsumpcjonizm, jak i brak krytycznego podejścia do mechanizmów marketingowych, które w tym wypadku niezaprzeczalnie wtargnęły w strefę profanum.
Rola Michała Kalety (tytułowa postać) jest monumentalna, choć nie jest jej przypisana żadna kwestia. Aktor gra, mimo że niejednokrotnie zdawać by się mogło, że to inni animują jego ciało jak kukłę o trupiobladej twarzy. Jedną z najdrastyczniejszych scen jest ta, kiedy kilka godzin przed śmiercią stawia się Karola Wojtyłę przed obowiązkiem poświęcenia koron Matki Boskiej Częstochowskiej. Nie kontrolował już ciała całkowicie opanowanego przez zbliżającą się śmierć i okrutną fizjologię, stale dusił się wydzielinami. Kaleta gra to znakomicie, bardzo przekonująco – naturalistycznie. Obserwowanie tego cierpienia momentami budzi dyskomfort. W momencie śmierci postaci Michał Kaleta nie schodzi ze sceny. Wciąż leży w łóżku, bierny, poddający się innym, kiedy ci – a jakże – rzetelnie przygotowują ciało do publicznej ekspozycji. Niektóre procesy zostały skrócone, ale żaden nie został pominięty, nad czym czuwali zaproszeni specjaliści. Michał Kaleta, a w zasadzie jego ciało, jest czymś pomiędzy rekwizytem dla innych aktorów a postacią.
Wszystkie wydarzenia do pewnego momentu są kameralne. Na to wrażenie wpływa wiele zabiegów, w tym wizualnych. Głównym elementem scenografii jest szkielet kopuły, jednak ażurowa konstrukcja nie zdominowała sceny. Jest sprytnym nawiązaniem do Watykanu, czy generalnie architektury sakralnej, a jednocześnie wymownie pełni rolę klatki. Scenografię dopełniają rekonstrukcje mebli, zarówno stylowych (godne watykańskich apartamentów), jak i sprzętów medycznych (łóżko szpitalne i telewizor, z którego korzystał medyk czuwający przy Ojcu Świętym). Wszystko to skąpane w miękkim półmroku, do czasu.
Spektakl ma równomierne tempo, nie jest jednak monotonny, napięcie jest stale utrzymane. Znakomicie zrównoważono dynamikę i uzupełniono sztukę o ostatnią sekwencję scen związanych z ekspozycją ciała! Przed nami staje teatr iście „teatralny” – pompatyczny, skomercjalizowany. Pod kopułą już nie mamy osobistego apartamentu, a bogate wnętrze budynku sakralnego. Oprócz najbliższych ludzi z otoczenia Jana Pawła II pojawiają się inni kapłani, a naturalizm, jakim operuje reżyser sprawia, że na scenie staje profesjonalny chór męski oraz my – widzowie uczestniczą w ostatnim pożegnaniu ikony popkultury. Po spektaklu można iść nie na kremówki, ale na zakupy do stoiska z pamiątkami.
Uwielbiam u Skrzywanka konsekwencję, jaka towarzyszy mu już od debiutu, że prostota może dać najwięcej, że zawsze z wielką świadomością używa wybieranych środków wyrazu.
***
Aleksandra Puk – studentka III roku wiedzy o teatrze na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Współorganizuje 13. edycję festiwalu Nowa Siła Kuratorska. Publikowała na platformie DziennikTeatralny.pl. Należała do grupy Cienie Teatru, działającej w Teatrze Dramatycznym w Wałbrzychu. Brała udział w projekcie Poruszyciele2Wałbrzych.