„Parady” Jana Potockiego w reż. Radka Stępnia z Teatru im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie w Łazienkach Królewskich. Pisze Anna Czajkowska w Teatrze dla Wszystkich.
Jan Nepomucen Potocki herbu Pilawa napisał i wystawił swoje Parady, czyli krótkie scenki w stylu komedii dell’arte, latem 1792 roku, w rezydencji księżnej marszałkowej Elżbiety z Czartoryskich Lubomirskiej. Recueil des Parades miały bawić zgromadzone w Łańcucie elitarne towarzystwo formą i językiem, ale też satyrycznym spojrzeniem na literaturę, politykę, społeczne obyczaje, mody oraz ludzkie przywary. Pełne ironii i dystansu, pozostają zaskakująco aktualne i zabawne, co umiejętnie wykorzystuje reżyser Radek Stępień, prezentując swoją autorską wersję osiemnastowiecznych, błyskotliwych miniatur – z dodanym ironiczno-refleksyjnym wstępem i zakończeniem.
Autor Rękopisu znalezionego w Saragossie był postacią niezwykłą – jako pisarz i historyk, poseł na Sejm Czteroletni, podróżnik oraz pierwszy polski archeolog i etnograf. Znakomicie czują się w pałacowych wnętrzach jego „dramatyczne ekstrawagancje”, wypełnione ludycznym, rubasznym humorem. Każda parada to odrębna opowieść – melancholijna bądź satyryczna, przewrotna i z założenia lekko improwizowana. Aktor, najczęściej amator, zachowuje w niej wolność gry i fantazjowania, nawet jeśli scenariusz stanowi zamknięty tekst. Zaciera się granica między światem wyobrażonym a rzeczywistym – i dokładnie taką atmosferę oraz styl starają się zachować twórcy rzeszowskiego spektaklu, zwłaszcza w środkowej części, gdy widzowie z sali teatralnej przechodzą do ogrodu.
Wstęp i zakończenie, choć również niepozbawione humoru (mocniej akcentowanego w części pierwszej), są bardziej refleksyjne, tajemnicze, a nawet dramatyczne – szczególnie zakończenie, będące świadectwem demonów i lęków nękających Potockiego.
Dowcipy na temat mężów i żon, literatów, demokratów pochodzących z różnych warstw społecznych brzmią dziś zaskakująco współcześnie. Zabawa scenicznymi konwencjami, iluzja teatru w teatrze, gra słów i kalamburów językowych wymagają nie lada techniki aktorskiej. Mariola Łabno-Flaumenhaft błyskotliwie kreśli pełną uroku i wdzięku sylwetkę księżnej Izabelli z Czartoryskich Lubomirskiej, by potem równie gładko wejść w rolę Zerzabelli – osóbki słodkiej, acz sprytnej. Maciej Karbowski jako Jan Potocki umiejętnie ukazuje charakter kosmopolitycznego arystokraty i ekscentryka, nękanego depresyjnym nastrojem i mrocznymi wizjami. Robert Żurek, czyli Louis Hector Honoré Maxime de Sabran, z odpowiednim, groteskowym nastawieniem kreuje postać serwilisty i pochlebcy majętnej księżnej.
Obok nich Aleksander Antoni Sapieha – Paweł Gładyś, rewelacyjny w ogrodowym teatrze i scenkach z Parad. Rolę jego nieoczywistej i pięknej żony – Anny Sapieżyny z Zamoyskich – zmysłowo i z wyczuciem gra Aleksandra Perek. Towarzyszą im Piotr Napierała jako Pietrek, który wnosi do spektaklu sporo humoru i mile widziane współczesne akcenty, oraz Kaja Kozłowska-Żygadło, grająca milczącą, a mimo to bardzo wymowną służącą Rozynę.
Uwagę przyciągają starannie dopracowane kostiumy i scenografia Łukasza Mleczaka – pozornie klasyczne, lecz potraktowane z przymrużeniem oka i lekko uwspółcześnione – oraz muzyka i wideo autorstwa Nikodema Dybińskiego.
Pełen fantazji i pikanterii spektakl, w którym przewrotność i skłonność do ironii, częste przeciwstawianie się tradycji i logice bawi i zaskakuje, pozwala docenić wrażliwość autora oraz twórców przedstawienia. Pozornie trywialne scenki są pełne wytwornego wdzięku, a przy tym niebanalne – z okazją do refleksji i ku uciesze publiczności, która potrafi bawić się teatrem.