„Dekalog” Krzysztofa Kieślowskiego i Krzysztofa Piesiewicza w reż. Wojciecha Farugi w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Magdalena Hierowska w Teatrze dla Wszystkich.
Kiedy myśl staje się mową i uczynkiem w zakłamanym świecie obrazów z przeszłości, a widmo zbliżającej się kary skraca oddech, to w roztrzaskanym lustrze wspomnień emocje stają się tylko cieniem realności. Iluzja niewyobrażalnej siły ludzkiego umysłu, wobec dekalogu sumień wielu pokoleń, nie rozświetla drogi do odkrycia istoty człowieczeństwa, lecz staje się tylko źródłem poczucia winy, za czyny złowieszczo zbliżające się do nieuchronnego końca.
Problematyka zawarta w wyjątkowej adaptacji (Davit Gabunia) scenariusza filmowego Krzysztofa Kieślowskiego i Krzysztofa Piesiewicza, na scenie Teatru Narodowego, osadzona w strukturze politycznej i społecznej schyłku lat osiemdziesiątych, została zachowana w pełni. Jednakże spektakl „Dekalog” to nie tylko próba powrotu do filmowej realizacji w reżyserii Krzysztofa Kieślowskiego, to również otwartość na nowoczesne kształty współczesnej dramaturgii dzięki zaangażowaniu i intrygującej wyobraźni Julii Holewińskiej.
Tło semantyczne ukierunkowane przez reżysera Wojciecha Farugę oraz konwencja utrzymana w ekspresyjnej formie, stały się znakomitym źródłem klasyfikacji zdarzeń, które jak testamenty czasu wybrzmiały martwotą ducha bohaterów. Bezlitosne trwanie zawiści międzyludzkiej nigdy nie przynosi dobrych rezultatów, więc i w przypadku tego dzieła rozłożenie skrajnych emocji w bardzo ascetycznej przestrzeni udowodniło, że reżyser spektaklu posiada doskonałą wiedzę, w jaki sposób tworzyć pełną napięć logiczną układankę słowa w minimalistycznej przestrzeni.
Wojciech Faruga wykorzystując relacje postaci buduje kontrapunkty w bardzo przejrzysty sposób, sprawiając, że istotny jest każdy oddech i wyrazistość gestu na prawie pustej przestrzeni scenicznej. Tutaj stół tylko bywa stołem, a w kalejdoskopie scen widz staje się świadkiem absolutnego przeistoczenia. Aktorzy w zadymionym pomieszczeniu ukazują prawdę o ludziach zagubionych, nieszczerych i krnąbrnych. W tej wizji nie ma Boga, a kara bywa bezlitosnym uzewnętrznieniem niedoskonałej natury człowieka.
Znakomita obsada (Sławomira Łozińska, Edyta Olszówka, Karol Pocheć, Małgorzata Kożuchowska, Paweł Brzeszcz, Wiesław Cichy, Mateusz Kmiecik, Adam Szczyszczaj, Gabriela Muskała oraz Córka) z niebywałą precyzją uzewnętrzniła niematerialną cząstkę osobowości wielu bohaterów, przeobrażających się w inne postacie nad wyraz dynamicznie. Również interesującym zabiegiem był ruch sceniczny (Krystian Łysoń) nadający dodatkową jakość interpretacyjną w formie wysublimowanych, a zarazem mechanicznych gestów.
Charakter tego scenicznego dzieła jest konsekwentnie przeprowadzony w każdym detalu, a to już coraz rzadsze zjawisko we współczesnym teatrze. Konsekwencją takich działań jest obraz nadzwyczaj spójny i zapraszający widza do gry w zawiść, pożądanie i śmierć, z której nie można wyjść w błogim nastroju. Pomimo traumatycznych treści szeleszczących papierowym scenariuszem filmowego pierwowzoru, jest to spektakl obecny i szczery, a dzięki odważnie budowanym konstruktom słowa na scenie przy Wierzbowej powstał pomnik dla tych bohaterów historii, o których nikt nie chce już dziś pamiętać.