EN

4.04.2022, 09:22 Wersja do druku

„Panahanda. niech ta noc wreszcie się skończy”, czyli opowieść o uchodźcach

„Momentami oblewało mnie uczucie wstydu za świat jaki potrafimy stworzyć drugiemu człowiekowi, momentami wewnętrzny płacz rozrywał mi serce” - napisała jedna z uczestniczek wydarzenia zatytułowanego "Panahanda. Niech ta noc wreszcie się skończy” wyreżyserowanego przez kurdyjskiego reżysera, Nihada Jami, które miało miejsce 23 marca w BWA w Krośnie.

Miałam wielką przyjemność wziąć w nim udział jako aktorka, a raczej jako aktorskie narzędzie - tak o sobie pomyślałam, bo nie wiedząc nic o tym, co się wydarzy, ani o metodach pracy reżysera, postanowiłam zaufać i poddać się jego oddziaływaniom. Praca była wyjątkowo skuteczna. Oddziaływanie łagodne i celowe - wystarczyły bardzo konkretne obrazy, podawane przez reżysera, delikatne sugestie, co do gestów i znaczeń. Mocny trzon fabularny i duża przestrzeń do interpretacji własnej dawały poczucie wolności i zarazem bycia w centrum niezwykle realnego działania.

fot. Jerzy Jezierski

Czekanie, które nie ma końca

Panahanda znaczy w języku sorani (języku Kurdów z Iraku) uchodźca. To właśnie doświadczenia uchodźstwa i perspektywa uchodźcy były podstawowym tematem działania, które składało się z dwóch części. Pierwsza to monodram „Uchodźca” napisany na podstawie własnych doświadczeń przez Nihada Jami. Odbywał się w przestrzeni otwartej. Pod jednym z drzew na krośnieńskim rynku stanął niepozorny, sklejony taśmą i rozpadający się namiot. Z niego i wokół niego, snułam gorzką opowieść o wykorzenieniu i tęsknocie za domem. Konsekwentnie pozostając owym aktorskim narzędziem, zachowałam męskie formy, nie próbując jednak wcielać się w męską postać. Płeć narratora nie miała tu znaczenia, ale płeć moja - osoby performującej miała. Gdybym tę historię opowiedziała jako kobieta, nie byłaby wiarygodna. Musiałaby zawierać inne elementy, zdarzenia, zagrożenia, inną perspektywę. Bohaterem monodramu jest więc dorosły mężczyzna, uchodźca, który wobec obcego, nieprzyjaznego świata staje się bezbronny jak dziecko, przeżywa regres i zadomawia się we wspomnieniach. Ta postać ma w sobie coś z bohaterów beckettowskich dramatów. Jest istotą w kryzysie, wyrzutkiem, w którym krystalizuje się cała bezradność, kruchość a momentami także groteskowość ziemskiego bytowania.

Ta opowieść nie prowadzi do niczego dobrego. Nie ma happy endu, nie ma katharsis. Wezwanie bohatera: „czy ta noc wreszcie się skończy?” i nieustanne powracanie do nadziei, zapętlenie: „już jutro dostanę moją kartę stałego pobytu i będę mógł żyć, jak człowiek” przypomina bezowocne czekanie na Godota. Zbawienie jednak, jakoś nadal nie chce nadejść. Taki jest właśnie los uchodźcy zarówno w opowieści, jak i w życiu Nihada Jami, który dzień po spektaklu otrzymał trzecią już odmowę ochrony w Polsce i nadania statusu uchodźcy, a wcześniej wędrował między innymi przez Włochy uciekając z Kurdystanu, gdzie po wystawieniu jednej ze sztuk ISIS groziło mu śmiercią. Cała ta pozbawiona nadziei wędrówka jest głęboko zanurzona w realnych doświadczeniach. Motorem działania jest pragnienie życia. Tam, skąd uchodzi bohater życie jest niemożliwe, ale jak się okazuje, także jako przychodźca dostaje jedynie namiastkę i nieskończoność ciemnej nocy w oczekiwaniu na świt.

fot. Jerzy Jezierski

Metafizyka dramatu

Po tej realistycznej, teatralnej sytuacji, bohater, już na poły wychodząc z roli, prowadzi uczestników przedstawienia do wnętrza, do budynku. Wszyscy wspinają się na piętro, na górę, by tam doświadczyć tej opowieści na nowo, wyrażonej tym razem innym językiem. Druga część wydarzenia nosi tytuł „Kaunara”. To agrarny rytuał życia i śmierci. W jego centrum staje kobieta. Wyśpiewuje wezwania do bóstw, wykonuje symboliczne gesty: nasypywania ziarna, mieszania go z ziemią i wodą. W jednej z początkowych scen, lamentuje trzymając na rękach białe płótno. Skojarzeń może być wiele, całun, w który zawija się ciało zmarłego według tradycji muzułmańskiej, czy odwołanie do piety. Płacz, lamentacja okazują się międzykulturowym performancem emocji, jak i treści rytualnych - przeprowadzeniem zmarłych na drugą stronę, w zaświaty, rytuałem pożegnania. Pracując nad tą sceną, Nihad Jami powiedział tylko: „to płótno na twoich rękach, to morze. Płyną przez nie ludzie szukając wolności i bezpiecznego życia i giną w odmętach”. Do głębi poruszył mnie ten obraz. Był tak mocno związany z tym, co motywuje mnie do aktywizmu, ale i z kosmiczną bezradnością wobec tragedii uchodźców. Las i morze nieszczęść i moja uprzywilejowana pozycja, wołanie do mrocznego bóstwa, które zabija i daje życie - oto co odnalazłam w tym działaniu. Nigdy nie zapomnę tego gestu. 

Faktycznie także na drugą stronę w przestrzeni teatralnej przenosi się scena. Tam w centrum widać wielką maskę obsypaną ziemią. Wokół niej dopełnia się rytuał zakończony ukraińską pieśnią wiosenną.

Te dwa piętra rzeczywistości, ziemia i zaświaty miały swoje miejsce i znaczenie w tym działaniu. Rzeczywistość rozgrywa się bowiem, być może, na tych dwu planach. Jednocześnie metafizyka cierpienia, bólu, tragedii ludzkich nie jest przypisana do tej, czy innej religii. Ma w sobie coś pierwotnego, coś, co nas po prostu przekracza, w czym - chcemy, czy nie - uczestniczymy - jak przemiany pór roku, obumieranie ziarna, które rodzi plon. W rolniczych kulturach wyobraźnia szuka nadziei w ziemi, w jej wegetacyjnych cyklach. 

Sztuka jako spotkanie

Mimo różnic kulturowych i pozornych trudności komunikacyjnych, praca z Nihadem Jami była wyjątkowym doświadczeniem dla mnie, jako performerki. Czasem niezrozumiałe obrazy i symbole tłumaczyłam sobie na moje kulturowe kody i okazywało się, że na głębokim poziomie jest wiele zbieżności, że można sięgnąć dalej niż różnice, do tego, co wspólne. Praca teatralna może być doświadczeniem dialogu międzykulturowego, poszerzaniem swojej lokalności o inne perspektywy, inne brzmienia, skale, języki. Może być językiem komunikacji, która nie zna barier, szuka tego, co wspólne. Nie tylko będąc na scenie można było tak głęboko doświadczyć prawdy tej sytuacji. Publiczność była wyraźnie poruszona i niektórzy dali temu wyraz pisząc min. : Wczoraj byłam na wydarzeniu, które obudziło we mnie taką pierwotną radość z bycia blisko czegoś, co budzi myśli z odrętwienia, daje przeżycie bycia z innym człowiekiem”. „To było mocno wytrącające ze strefy komfortu! to moja żywa reakcja na sztukę w/w artystów ważną kulturowo a nie tylko estetycznie!”. 

Wydarzenie „Panahanda. Niech ta noc wreszcie się skończy” stanowiło podsumowanie rezydencji artystycznej Nihada Jami w Galerii Miejskiej BWA w Krośnie. Artyści z przyjemnością zaprezentują performance zbierając jednocześnie środki na pomoc uchodźcom i osobom migrującym na polsko-białoruskiej granicy. 

Nihad Jami (1972) urodzony w mieście Kirkuk w Kurdystanie irackim. Jest pisarzem i reżyserem teatralnym. Laureat nagrody dla najlepszego reżysera teatralnego na Festiwalu Teatralnym Ministerstwa Kultury Iraku w 1995 r oraz nagrody dla najlepszego artysty teatralnego w Kurdystanie przyznanej w 2014 roku. Wyreżyserował 30 spektakli, performance’ów i krótkich sztuk teatralnych. Ma na swoim koncie 17 opublikowanych książek z dziedziny teatru, literatury i socjologii. W Kurdystanie mieszkał w mieście Kirkuk, gdzie pracował w Eksperymentalnym Zespole Teatralnym. Był także wykładowcą w Instytucie Teatralnym. Jest redaktorem naczelnym kwartalnika Szanokar” poświęconego sztuce współczesnego teatru.

Po wystawieniu sztuki o islamskim terroryzmie, grożono mu śmiercią. Wtedy zdecydował się uciec. Udało się dzięki posiadanej wizie do Polski. Mieszka od trzech lat w Warszawie, ale do dziś dnia nie ma karty pobytu.

Joanna Sarnecka - (1975 r.) antropolożka kultury, performerka i tancerka butoh, członkini kolektywu Badacze i Badaczki na Granicy i Wirtualnego Muzeum Antropocenu.

Źródło:

Materiał nadesłany

Wątki tematyczne