EN

20.05.2022, 09:44 Wersja do druku

„Pan Tadeusz” w Bujwidzach – benedyktynka i polskie kwiaty…

W drugim tygodniu września 1994 roku Teatr Lubuski udał się z „Panem Tadeuszem” na Litwę. Spektakl był prezentowany czterokrotnie w Wilnie (Cela Konrada, Teatr na Pohulance i dwie polskie szkoły średnie – im. A. Mickiewicza i Wł. Syrokomli) a także w czterech miejscowościach w rejonie wileńskim: w Rudominie, Bujwidzach, Solecznikach i w Trokach.

To był wyjazd, który miał swoją legendę, m.in. dlatego, że dwoje aktorów,  grających w tym spektaklu Zosię (aktorka urodzona w Wilnie) i Tadeusza wzięło wtedy ślub – w Ostrej Bramie i w kostiumach ze spektaklu.

Różne adaptacje arcypoematu przyjeżdżały tutaj z Polski. Sądzę, że nasz spektakl – rozpisany na tylko sześć postaci: Tadeusz /Jacek Wojciechowski/, Zosia /Teresa Suchodolska/, Telimena /Elżbieta Donimirska/, Sędzia /Tomasz Karasiński/, Ksiądz Robak /Sławomir Krzywiźniak/ i Hrabia /Henryk Jóźwiak/ - mający w podtytule określenie „szlachecka historia miłosna z r. 1811 i 1812” odbiegała nieco od wersji wcześniej prezentowanych. Spektakl pełen humoru i umowności nie miał charakteru nazbyt nabożnie patriotycznego. Także inscenizacyjnie był tak pomyślany, żeby zaistnieć na dużej scenie, ale i całkiem kameralnie – w bardzo bliskim kontakcie z widzem w salach „niekoniecznie teatralnych”. Tak było i tym razem – „Pan Tadeusz” z Zielonej Góry grany był w komfortowej przestrzeni sceny na Pohulance, ale i w ciasnej Celi Konrada, w szkolnych aulach i w wioskowych świetlicach, np. w Bujwidzach.

Bujwidze to wieś położona w powiecie wileńsko-trockim, W całej gminie bujwidzkiej na 1367 mieszkańców, w 1990 roku 1297 osób stanowili Polacy, 13 – Litwini, 30 – Rosjanie oraz 27 inni, czytamy w encyklopedii. Kiedy nasz wysłużony teatralny autobus, zwany z racji swojej pojemności „Batorym”, zbliżał się już do miejsca prezentacji spektaklu, okazało się, że gramy w skromniutkiej wiejskiej świetlicy przy piaszczystej drodze, którą dwa razy dziennie przechodzą stada krów. Był maleńki biały kościółek na wzgórku i sklepik spożywczy. Na drodze było pusto, tylko czekał na nas ktoś z kluczami do sali. 

Wspaniałość zielonogórskiego zespołu (który połowę z 400 spektakli granych każdego roku pokazywał w objeździe) polegała na tym, że nikt nie kręcił nosem na niewygody, a z tego samego powodu aktorzy (ale i ekipa techniczna) nabrali niezwykłej elastyczności i – nie zawaham się powiedzieć – kunsztu w swojej robocie.
Kiedy w Bujwidzach weszliśmy do świetlicowej salki, okazało się, że przestrzeń sceniczna jest tak mała, że nasz jedyny i podstawowy element dekoracji – pomalowany na złoto podest, rodzaj „maszyny do grania” - w całości się nie zmieści, no, może w połowie… I tak też się stało. Nasza technika potrafiła z niego „wykroić” (nie niszcząc całości – dla przyszłych spektakli) tę połowę, a aktorzy – potrafiła odnaleźć się z sytuacjami obliczonymi w premierowej wersji na zupełnie inne odległości pomiędzy nimi. Garderoba była w dość obszernej kuchni. Odbyła się próba (adaptacja spektaklu do zastanych warunków), zdążyliśmy jeszcze zwiedzić kościółek i pobliski sklepik spożywczy (kupić coś na obiad), w którym odkryliśmy naleweczkę zwaną „Benedyktynką”.

„Benedyktynkę” wspominamy do dziś - skosztowali jej wtedy nawet stroniąca zwykle od alkoholu szefowa garderobianych pani Wanda Bogucka (już wtedy nazywana „Indirą Gandą”) oraz Andrzej Chaja (zwany „Chajeczką”).

O godzinie 17:00 zaczęła wolno napływać publiczność. Wielu z naszych widzów przyszło wprost z pola, po przyprowadzeniu z pastwiska swoich zwierząt. To była widownia, której nie da się oszukać złym spektaklem, bo całodniowy wysiłek kazałby wyłączyć uwagę i po prostu usnąć. Ta widownia zna „Pana Tadeusza” na pamięć, więc dla aktorów takie spotkanie jest ogromnym wyzwaniem. Szybko jednak się okazało, że widzowie „kupili” konwencję spektaklu. Zwyciężyło poczucie humoru wieszcza i czułość zawarta w jego tekście, pomogła muzyka, i może przede wszystkim - ogromna sprawność aktorów, którzy przyjęli wyzwanie ciągłego odnajdowania się w tej zminiaturyzowanej przestrzeni scenicznej. W skupieniu nie przeszkodziło nawet chwilowe wyłączenie prądu. W naszym spektaklu inwokacja arcypoematu stanowiła zwieńczenie całego spektaklu – w Bujwidzach była mówiona wspólnie przez aktorów i widzów, niczym modlitwa. To był dla nas wyraz głębokiej akceptacji.

Po spektaklu okazało się, że gospodarze przygotowali na zapleczu świetlicy bardzo bogaty poczęstunek dla całej zielonogórskiej ekipy. Ogromna ilość półmisków wypełnionych po brzegi szła w zawody z ilością „Benedyktynek” i flaszek czystej o nazwie „Rasputin”. O żadnym pospiechu nie mogło być mowy (na szczęście nie mieliśmy jakiegoś drugiego spektaklu tego dnia). To była wielka potrzeba naszych gospodarzy kontynuowania tego spotkania – zaczęło się ciepło przyjętym spektaklem, teraz czas na rozmowę, na bycie ze sobą, na śpiew. Płynęły nam łzy, kiedy w pewnym momencie już bardzo ożywionego spotkania nasi gospodarze – utrudzeni przecież pracowitym dniem – zaczęli śpiewać nieoficjalny hymn litewskiej Polonii:

Śpiewa Ci obcy wiatr
Zachwyca piękny świat
A serce tęskni
Bo gdzieś daleko stąd
Został rodzinny dom
Tam jest najpiękniej
Tam właśnie teraz rozkwitły kwiaty
Stokrotki fiołki kaczeńce i maki
Pod polskim niebem w szczerym polu wyrosły
Ojczyste kwiaty
W ich zapachu urodzie jest Polska.

Teatralne spotkanie w gościnnych maleńkich Bujwidzach trwało bardzo długo, w naszych sercach (nie do końca popsutych przez Teatr) trwa ono do tej pory, mimo upływu blisko 30 lat.

Adam Mickiewicz, „Pan Tadeusz” – adaptacja: Andrzej Buck, reżyseria: Waldemar Matuszewski, scenografia: Ewa Strebejko, muzyka: Czesław Grabowski, premiera wyjazdowa w Głogowie – 18 lutego 1994, premiera prasowa w siedzibie w Zielonej Górze – 27 lutego 1994, spektakl w Bujwidzach – 11 września 1994)

Źródło:

Materiał nadesłany