EN

24.01.2025, 13:44 Wersja do druku

Pan Tadeusz kręci bączki

Analogia między Mickiewiczem a raperem na pewno jest. Przecież Mickiewicz wychodził na dziesięć minut z salonu i wracał z gotowym wierszem, który wykonywał. Uprawiał więc formułę freestylową. Z KAMILEM BIAŁASZKIEM rozmawia MIKE URBANIAK.

fot. mat. AST w Krakowie

Czytałeś Pana Tadeusza zanim dostałeś propozycję jego reżyserii?
Tak, czytałem. Ale nie zrobiłem tego w trakcie gimnazjalnej edukacji, kiedy byłem, jak wszyscy, zmuszany do czytania Pana Tadeusza. Zrobiłem to z własnej, nieprzymuszonej woli, kiedy miałem dziewiętnaście czy dwadzieścia lat. Z ciekawości.

W szkole go całkowicie olałeś?
Przeczytałem tylko inwokację i nauczyłem się na pamięć pierwszych trzynastu wersów, żeby dostać tróję. Szczerze powiedziawszy nikomu w wieku szkolnym nie proponuję czytania Pana Tadeusza, bo to jest rzecz wtedy nie do zrozumienia. Trzeba do niego większego backgroundu.

Dlaczego w końcu sam po niego sięgnąłeś?
Chyba ze względu na kompleksy wynikające z tego, że pochodzę ze środowiska, które jest dość antyksiążkowe, nie za wiele w nim było odniesień do literatury. Czułem się w związku z tym niedoedukowany. Po zdaniu matury, będąc już dobrze prosperującym raperem, zacząłem się zastanawiać nad perspektywami na życie i nad tym, czy nie jestem za głupi na studia. To wtedy zacząłem dużo czytać, nadrabiać.

I przeczytałeś Pana Tadeusza. Czy to, że jest napisany wierszem miało znaczenie?
Analogia między Mickiewiczem a raperem, jeśli o to pytasz, na pewno jest. Przecież Mickiewicz wychodził na dziesięć minut z salonu i wracał z gotowym wierszem, czy to dla wybranki, czy na temat, który był akurat wtedy dyskutowany. Uprawiał więc w pewnym sensie formułę freestylową – według standardów amerykańskich jest nią napisanie i wykonanie utworu w pół godziny. Poza tym zahaczał gdzieś tam swoich adwersarzy – mamy tu formułę dissu. Nie mówiąc już o całej tej ludowszczyźnie, jego fascynacji pieśnią gminną. Wszystko to, przekładając na nasze warunki i czas, jest rapem.


Nie ma innego gatunku muzycznego, który byłby utożsamiany tak bardzo z nizinami społecznymi, który wyrażałby się poprzez lirykę i rytm znacznie bardziej niż przez melodię.

A treściowo, co cię dzisiaj w Panu Tadeuszu pociąga?
To, że jest matrycą polskości. W dodatku bardzo konkretnej, bo umówmy się, cała ta zaściankowa szlachta na Litwie to była, przepraszam bardzo, patologia. Wiesz, to jest taki klimat, jakbyś dzisiaj mieszkał kawałek od miasta i w weekendy dla zabicia czasu jeździł golfem kręcąc bączki, pijąc z kumplami pod monopolowym i drąc japę: chodź tu laseczko! Dlatego nie musiałem sobie wyobrażać świata z Pana Tadeusza, bo on jest w gruncie rzeczy podobny do tego, w którym ja się wychowałem w Raszynie.

Pan Tadeusz, jako narodowa epopeja, obudowany jest ogromną literaturą. Ona cię interesowała?
Generalnie pracując nad spektaklem pompuję w siebie tę literaturę, bo – to jest znowu mój kompleks niższości – boję się, że wpadnę na coś, co już dawno wymyślono, a ja o tym nie wiedziałem. Dlatego przekopałem się przez Janion, przez Miłosza, przez Rymkiewicza, który zresztą jako prawicowiec okazał się bardzo ciekawy. Powiedział, żeby gdyby miał do końca życia czytać jedną książkę, byłby to właśnie Pan Tadeusz. Chciałem się też trochę doedukować, czym tak naprawdę były Kresy, jak się Pan Tadeusz ma do całego etosu romantycznego. Z kolei u Miłosza wyczytałem, że równocześnie z Panem Tadeuszem pisał Mickiewicz Księgi narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego, które są jednymi z najbardziej nacjonalistycznych teksów jakie kiedykolwiek powstały w polskiej literaturze. Tam jest dość jasny statement, w dodatku pisany w tonie biblijnym.

A w gimnazjum nikt mi nie mówił, że Mickiewicz pisał sobie sielankę o tym, jaka to Polska urocza kiedyś była, tworząc jednocześnie coś, co można by na spokojnie wygłaszać dzisiaj na wiecu Konfederacji.

Interesują cię adaptacje Pana Tadeusza – filmowa Wajdy, czy niezliczone inscenizacje teatralne?
Film Wajdy obejrzałem, żeby przypadkiem nie zrobić niczego, co do niego nawiązuje i odciąłem się kompletnie od jakichkolwiek informacji o teatralnych inscenizacjach, nic nie chcę o nich wiedzieć. Podobnie jak o spektaklach, które używały czy używają rapu, więc musicalu 1989 też nie oglądałem. Obejrzę go później, tym bardziej, że w przyszłym semestrze będę miał zajęcia z jego reżyserką, Katarzyną Szyngierą. Tymczasem wolę próbować przecierać jakieś nowe ścieżki.

Jest Pan Tadeusz odbierany chyba dość powszechnie jako „kresowa sielanka”, ale to przecież nie jest cała prawda o tym utworze, bardzo krytycznym wobec rozmaitych przywar narodowych Polaków.
Myślę, że krytycyzm Mickiewicza w stosunku do szlachty zaściankowej jest w gruncie rzeczy podobny do patologii, których sam doświadczałem, co z kolei powodowało, że nie chciałem nimi przesiąknąć. To jeden trop. A drugi jest taki, że są przecież w Panu Tadeuszu również Moskale, tę niewolną od wad wspólnotę tłamszący. W mojej opowieści tym opresorem jest policja, siłowe ramię opresyjnego systemu.

Jesteś nie tylko reżyserem, ale także autorem scenariusza. Jak on powstawał?
Zawsze zaczynam od kilkukrotnego rozczytania tekstu i jak już to zrobię, zaczynają mi się w głowie tworzyć charaktery, związki między nimi, sprawy. Wszystko to wychodzi oczywiście poza myślenie jeden do jednego, bo nie interesuje mnie wyrobnicza adaptacja, że tak powiem, w kontuszach. Chyba nie tego oczekuje widz współczesnego teatru. Jeśli ktoś chce obejrzeć sobie takiego Pana Tadeusza, ma do tego gotowy, kanoniczny już film Wajdy – nikt tego lepiej od niego już w taki sposób nie zrobi. Dlatego zacząłem tworzyć w głowie z Panem Tadeuszem własną rzeczywistość, rezonującą z tym, co sam znam, bo nie będę przecież udawał i przekładał Mickiewicza na coś, co dzieje się na przykład w Meksyku, bo tam nigdy nie byłem. Byłem za to w Raszynie i kiedy myślę dajmy na to o Asesorze i Rejencie, to widzę dwóch meneli pod monopolowym, którzy ciągle się ze sobą kłócą, ale potem codziennie piją razem wino.

Pan Tadeusz to gość, który cały czas podrywa laski: jak nie Telimenę, to Zosię. Hrabia z kolei kłóci się tak naprawdę o zeskłotowaną chatę i tak dalej.

Akcja dzieje się tylko oryginalnym tekstem?
Nie, bo czułem, że tu i tam muszę coś dopisać.

Trzynastozgłoskowcem?
Aż takiego talentu to nie mam.

Słuchałem twojej muzyki i myślę, że frazę masz świetną – to naprawdę dobre teksty.
A dziękuję bardzo, ale w Panu Tadeuszu też są dobre i bardzo mnie ciekawiło to, jak by brzmiały, gdyby je zarapować. Szybko to zresztą sprawdziłem, odpaliłem kilka beatów i okazało się, że można. Trzeba więc było tylko wymyślić potem konwencje, w jakich poszczególne postaci mają wykonywać utwory. Rapują i Mickiewiczem, i moje autorskie kawałki, w oparciu o to, co moim zdaniem dana postać przełożona na współczesność by powiedziała. Różnica jest taka, że Mickiewicz jest bardziej gawędziarzem, a ja operuję na jednostrzałowcach, panczlajnach, krótkich frazach. Jak widzisz, eksperymentuję, ale chyba od tego jest teatr i myślę, że zderzenie takich dwóch poetyk jest interesujące, chociaż niekonsensualne – nie wiem, czy Adam by się na to zgodził.

Nigdy nie słyszałem, żeby ktoś mówił o Mickiewiczu per Adam.
Jak czytasz ciągle jakąś książkę, nabierasz takiej bliskości. Nagle się orientujesz, że zaczynasz operować myślami tego typa. Miałem tak również z Jeanem Genetem i Franzem Kafką, zakumplowaliśmy się.

Muzykę do spektaklu robi Mateusz Augustyn, z którym pracujesz od lat – jak wygląda wasza współpraca przy Panu Tadeuszu?
Mateusz jest wybitnym multiinstrumentalistą i inżynierem dźwięku po szkole Funkhaus w Berlinie i jak powiedziałeś pracujemy od lat, więc mamy już swój język i rozumiemy się bez słów. Tym bardziej, że Mateusz zna się również znakomicie na rapie, który wbrew pozorom był i jest bardzo zróżnicowany. Wiesz, rap westcoastowy robiony przez Tupaca różni się radykalnie od trapu z Chicago, a między nimi jest całe spektrum, choćby rap inspirowany funkiem i jazzem czy oldskul na samplach. To jest naprawdę długa i fascynująca historia muzyki, jej wpływu na kulturę i wpływu kultury na muzykę. Mówiąc krótko, mamy dzisiaj cały szereg konwencji, z których możemy korzystać.

Wystarczy, że powiem Mateuszowi: „stary, potrzebuję beat w stylu Paktofoniki” albo „stary, beat w stylu Rogala DDL” albo „stary, beat w stylu Chicago drill” i on od razu wie, o co mi chodzi. Tak pracujemy.

Myślałeś kiedyś w kontekście swojego debiutu reżyserskiego, że będzie to Pan Tadeusz? Obstawiam, że niekoniecznie.
W ogóle tak o tym nie myślałem. Nawet nie myślę o tym, szczerze powiedziawszy, jak o debiucie, bo już pracowałem parokrotnie w teatrze.

Ale jako dramaturg.
Tak, zacząłem cztery lata temu od pracy z Krzyśkiem Garbaczewskim, a jeszcze wcześniej robiłem muzykę. Funkcjonuję w świecie artystycznym już z osiem lat, więc chyba za późno na debiut. Nie obawiam się mierzenia się z Panem Tadeuszem, jeśli to masz na myśli. Jeśli się czegoś obawiam, to raczej zaszufladkowania mnie jako rapującego reżysera.

To jest ciekawe połącznie, choćby z tego powodu, że dla wielu rap to „kultura niska”, a teatr to „kultura wysoka”. Czujesz się niedopasowany?
Czułem to jeszcze na początku studiów w Akademii Teatralnej w Warszawie, kiedy mówiąc coś na zajęciach, zdarzało mi się użyć slangu. Wszyscy się wtedy śmiali, a ja nawet nie wiedziałem dlaczego. Byłem więc pewnie jakoś niedopasowany, inny, ale nie chciałbym robić z tego żadnego statementu – uwaga, jestem wyjątkowy. To mnie nie interesuje.

Powoli kończysz Akademię Teatralną. Jaki ci w niej jest?
Myślę, że na wielu uczelniach takie osoby, jak ja, usłyszałyby od razu: nie, dziękujemy. Właściwie od początku miałem poczucie, że trafiłem w dziesiątkę, że to jest miejsce dla mnie i zdania nie zmieniłem. Podoba mi się w niej oczekiwanie samodzielności i kreatywności oraz to, że nadchodzący kolos nie jest po to, by mnie uwalić. Akademia stworzyła mi przestrzeń i warunki do rozwoju, i chyba właśnie tak powinno być na dobrej uczelni artystycznej.

Skąd właściwie teatr w twoim życiu?
Zacząłem chodzić do teatru mając jakieś szesnaście lat i bardzo mi się spodobało, że to jest sztuka łączącą w sobie tyle różnych dyscyplin – od pracy z tekstem, emocjami, intelektem i ciałem do muzyki, scenografii, kostiumów. Teatr wydaje mi się bardzo fajnym zajęciem.

Chcesz równolegle reżyserować, nagrywać i koncertować?
Z muzyką jest tak, że się nigdy się nie kończy, więc planuję nadal się nią zajmować. Chciałbym również reżyserować, po to kończę szkołę, która daje mi papier, dzięki któremu w końcu przestanę być traktowany, mam taką nadzieję, jak teatralna ciekawostka.

***

Kamil Białaszek (ur. 2000 w Raszynie) jest reżyserem, muzykiem, raperem (pseudonim Koza), studentem czwartego roku reżyserii na Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie. W teatrze pracuje od 2019 roku, zaczynał jako dramaturg w spektaklu Boska Komedia w reżyserii Krzysztofa Garbaczewskiego w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Tworzył muzykę w projektach: L’amour et la mort (reż. Oskar Sadowski, Pałac Radziwiłłów w Balicach) i Przełamując fale (reż. Ewa Platt, Teatr Powszechny w Warszawie). Ma na koncie sześć płyt, ostatnia Noc żywych trupów, stworzona z Kubą Więckiem, laureatem tegorocznych Paszportów Polityki, wyszła w 2024 r. W lutym 2025 zadebiutuje reżysersko w Teatrze Polskim w Poznaniu spektaklem Nowy Pan Tadeusz, tylko że rapowy.

Tytuł oryginalny

Pan Tadeusz kręci bączki

Źródło:

dynks.poznan.pl
Link do źródła

Autor:

Mike Urbaniak

Wątki tematyczne