„Baszert. Dziewczyna z Nowolipek” Iwony Kusiak w reż. Darii Anfelli w Teatrze im. Osterwy w Gorzowie Wlkp. Pisze Wiesław Kowalski. w Teatrze dla Wszystkich.
Bohaterkami tego przejmującego monodramu napisanego przez Iwonę Kusiak, prezentowanego w maleńkiej Sali Kameralnej gorzowskiego teatru, są dwie autentyczne kobiety, z których każda obarczona jest innym rodzajem doświadczeń: urodzona 35 lat po wojnie Ola (Aleksandra Engler-Malinowska) oraz Ida z domu Rosenberg, która przeżyła wojenny czas i teraz mieszka w Ameryce. I choć wiele je dzieli, to jednak los jednej i drugiej sprzęga się z miejscem na warszawskich Nowolipkach, gdzie w 1942 roku ukryte w ziemi zostały akta Podziemnego Archiwum Getta Warszawy, znane pod nazwą Archiwum Ringelbluma. Podczas spektaklu na archiwalnym filmie możemy zobaczyć moment, kiedy już po wojnie Archiwum, wpisane na listę UNESCO „Pamięć Świata”, zostało odnalezione i odkopane. Losy obydwu kobiet, ich własne przeżycia będą się w dziwny sposób zazębiać, tworząc niejako paralelnie istniejące byty. Wspomniane Nowolipki staną się w którymś momencie dla jednej i dla drugiej najważniejszym fragmentem ich osobistej przestrzeni.
Karolina Miłkowska-Prorok wciela się w dwie kobiety, z których jedna koordynuje działania mające na celu wybudowanie na Nowolipkach upamiętnienia wspomnianego Archiwum, druga mieszkała przed wybuchem wojny przy ulicy Nowolipki 68, czyli tam gdzie zakopany został ów słynny „skarb”. Daria Anfelli, reżyserka tego przedsięwzięcia, czule i wnikliwie dbająca o stopniowanie napięcia i aktorską wiarygodność, znalazła bardzo ciekawe, oryginalne i niebanalne, bo wynikające z cielesności i fizyczności samej aktorki środki artystyczne dla pokazania jak Ola powoli przeistacza się w Idę, aby opowiedzieć wstrząsającą historię jej życia. Na niemal pustej scenie oglądamy aktorkę, która mając do dyspozycji tylko kufer (nawiązanie do metalowych skrzyń zawierających archiwalne dokumenty), stojący na środku (z tyłu sceny widzimy w dwóch ramach pozostałości murów i podrapanych ścian, a na nich anonimowe napisy ludzi wyznających miłość i oznajmiających czekanie na powrót najbliższych), swoim głosem (podkreślenia domaga się nieskazitelna dykcja wykonawczyni, jej ogromne skupienie i spokój ujawniający się w posługiwaniu różnorodnymi środkami wyrazu), ale również w dużej mierze dyskretnym, ale znaczącym ruchem ciała (czy to samych ramion, czy całej sylwetki) stara się odtworzyć z odpowiednią dozą intymności najważniejsze obrazy z biografii Idy Rosenberg (jako kobietę już dziewięćdziesięcioletnią możemy zobaczyć ją na ekranie i usłyszeć jej głos). Monodram ujmuje widza swoją wykonawczą prostotą, szczerością, pieczołowitością w traktowaniu każdego detalu i interpretacyjną dociekliwością. Wspomniany już kufer – swoiste instrumentarium wywoływanych z pamięci wspomnień i ewokacji – jest najważniejszym elementem ascetycznej scenografii, w którym aktorka znajduje rekwizyty potrzebne do wykreowania poszczególnych sekwencji będących kolejnymi etapami z życia Idy Rosenberg. Pomimo zastosowania bardzo dyskretnych środków wyrazu, również wykorzystujących postaci filigranowych lalek, wstążek a nawet guzików, gorzowski spektakl robi duże wrażenie, jest wzruszający, a jego przesłanie i treść na ponad godzinę pochłaniają widza bez reszty. Tym bardziej, że historia samego miejsca, które przywołuje Ida, twierdząc, że pod tym właśnie adresem mieszkała, wydaje się dość tajemnicza. W urzędowych materiałach źródłowych podano, że przy ulicy Nowolipki 68 działała szkoła im. Borochowa. To wprowadza bardzo ciekawy wątek konfrontacji tego, co możemy znaleźć w dokumentach, z tym co po wielu latach wciąż funkcjonuje jako pewnik w naszej pamięci. Najbardziej urozmaiconym tworzywem teatralnym gorzowska aktorka posługuje się odtwarzając dzieciństwo urodzonej w 1931 roku żydowskiej dziewczynki, jej domowo-podwórkowe zabawy, pierwsze nauki pobierane w domu i szkole czy pierwsze miłości i zauroczenia, które w tym czasie na różny sposób przeżywa. Te elementy wprowadzają nieco pogodniejszy nastrój i są zabawnym kontrapunktem przełamującą minorową atmosferę monodramu. Ale poznamy nie tylko losy Idy podczas trwania wojny, dowiemy się również jak i kiedy opuściła z rodzicami Warszawę i gdzie przebywała zanim osiadła na stałe w Ameryce. Jak założyła tam rodzinę i jak żyje dzisiaj.
Spektakl oglądałem w południe w towarzystwie mocno skupionej, bo niezwykle przejętej losem bohaterki, licealnej młodzieży, która z ogromnym namysłem słuchała tekstu, nagrodziła aktorkę gromkimi brawami, by po nich podjąć żywą i mądrą rozmowę z wykonawczynią i reżyserką na temat dramatycznie powikłanych ludzkich losów zawartych w tej przenikliwie opowiedzianej historii.