„Nabucco” Giuseppe Verdiego w reżyserii Marii Sartovej w Operze Krakowskiej. Pisze Mateusz Leon Rychlak w Teatrze dla Wszystkich.
,,Na jego czole jak błyskawica
Lśni przeklętego grzesznika znak”
– Nabucco Akt II
Spektakle operowe zwykle przejawiają pewien poziom monumentalizmu niedostępny zwykłemu teatrowi. W przypadku spektaklu ,,Nabucco” w Operze Krakowskiej w reż. Marii Sartovej estetyka ma charakter nieco megalityczny, przytłaczający rozmiarem, a jednak operujący ograniczoną gamą zarówno barw, jak i efektów.
Taka forma niesie za sobą niezaprzeczalny posmak grozy, charakterystyczny zarówno dla opustoszałego rzymskiego Koloseum, jak i gotyckiej katedry. Takie wrażenie wpisuje się w fabułę opery, której libretto przekazuje opowieść o zniewoleniu, lochach, szeptanym spisku i zdradzie. Scenografia składa się z ciągnących się przez całą wysokość sceny ścian imitujących kamienne bloki, w których cieniu rozgrywa się zburzenie pierwszej Świątyni Jerozolimskiej (Świątyni Salomona), a następnie początek tzw. niewoli babilońskiej. Na wspomnianych ścianach w kluczowych momentach pojawia się wizualizacja liter wypalonych w kamieniu, co stanowi nawiązanie do biblijnej Księgi Daniela, w której to tajemnicza ręka wypisuje na ścianie pałacu babilońskiego władcy Baltazara ,,mane, tekel, fares” (hebr. ,,policzone, zważone, podzielone”). Wszystko to podkreśla biblijną, surową, w pewnym sensie fantastyczną estetykę spektaklu.
Nieco inaczej wyglądają kostiumy, w szczególności w przypadku Izraelitów, którzy przedstawieni są bardziej na kształt mnichów w habitach. Gdyby nie tality (szale modlitewne), mogliby pozować na zakonników. Nie inaczej przedstawiają się postacie damskie, również zuniformizowane podobnie do sióstr zakonnych. Ta szarość z jednej strony dopełnia scenografię, z drugiej jednak strony krój kostiumów nasuwa myśl o silnych powiązaniach ze stanem duchownym wszystkich Izraelitów, podczas gdy przedstawiany jest tutaj cały zniewolony naród i można by pokusić się o choćby zarysową różnorodność. Z kolei bohaterowie wywodzący się z Babilonu przedstawiają się w licznych odcieniach ciemnej czerwieni, burgunda i szkarłatu, tu i ówdzie przetykanych czernią. I tutaj występuje wyraźny podział pomiędzy żołdaków, dworzan i kapłanów, zaznaczony w kostiumach – naturalnie było to znacznie prostsze, gdyż sama fabuła opery pozwala, a nawet wymaga takiego rozróżnienia. Całościowo Babilończykom najbliżej jest do tego, co kojarzy się zwykle z imperium osmańskim: wschodnie żupany, szyszaki, długie szaty sług pałacowych to zdecydowanie obrazki charakterystyczne dla dość dobrze rozpoznawalnych wzorców dworu sułtana. Jedynym wyjątkiem jest kapłan Baala występujący w kostiumie, którego krój przywodzi na myśl papieską sutannę, częściowo pokrytą czerwienią, a częściowo szarością (podobnie jak kostiumy Izraelitów). Takie przełamanie jest niezrozumiałe, ponieważ zaciera wyraźnie postawioną granicę pomiędzy grupami bohaterów i to w przypadku postaci, która w swoim zamyśle jest jednowymiarowa.
Sama warstwa aktorska i wokalna pozostaje na poziomie charakterystycznym dla Opery Krakowskiej, cechuje się właściwym profesjonalizmem, a muzyka Verdiego w wykonaniu orkiestry prowadzonej pod batutą José Maria Florêncio bez wątpienia buduje w odbiorcy emocje na najwyższym poziomie. Jedynie partiom baletowym brakuje nieco oryginalności i żywiołowości – pozostają one raczej statyczne, co prowadzi do osłabienia przypisanego scenom baletowym dramatyzmu. Można wręcz odnieść wrażenie, że są to sekwencje zbędne.
Spektakl ,,Nabucco” oprócz elementów wywierających niewątpliwe wrażenie posiada kilka mankamentów działających na jego niekorzyść. Niestety to, co można wypracować możliwie blisko oryginału i materiału źródłowego (śpiew, muzyka, aktorstwo), spotyka się z koniecznością kompletnego zaprojektowania oprawy wizualnej, co udało się świetnie w przypadku scenografii i animacji (Damian Styrna), ale już nie tak dobrze w przypadku kostiumów (Anna Chadaj).