1.
Będę szczera: monodram nie jest moim ulubionym gatunkiem scenicznym. Jego popisowa natura, którą na sąsiednich łamach obnaża Antonina Grzegorzewska, zawsze budziła we mnie nieufność. Dlatego w kwietniowy wieczór gotowałam się na kilkadziesiąt minut teatralnej pokuty. Dodatkowo, przeczytana w internecie informacja, że tekst Nieostrości widzenia złożono z biografii ociemniałej aktorki oraz wykonawczyni monodramu, brzmiała jak zapowiedź katastrofy. Spodziewałam się, że zostanę poddana torturze moralnego szantażu skonfederowanego z ekshibicjonistycznym ekscesem.
Zrezygnowana kliknęłam na link otwierający techniczną rejestrację występu jednej aktorki.
2.
Długimi sekwencjami oku statycznej kamery umyka twarz Ewy Ziętek. Głos płynie wtedy zza kadru, prawie zawsze łagodnie, na jednym – zdawałoby się – tonie, choć nie ma wątpliwości, które partie należą do Zofii Książek-Bregułowej, a które do Ziętek. Głos utrzymuje mnie przy monitorze komputera jak supermagnes, postronki uwagi napina do granic ich elastyczności. Nie pozwala odpłynąć bodaj na sekundę, a ex-post zmusza do google’owych kwerend.
Ewa Ziętek w monodramie Remigiusza Grzeli Nieostrość widzenia, reż. Wawrzyniec Kostrzewski, Teatr Kwadrat w Warszawie, 2022; fot. Piotr Gamdzyk / Teatr Kwadrat
3.
Zofia Książek-Bregułowa studiowała w podziemnym PIST. W czasie walk w powstaniu warszawskim straciła wzrok. Trafiła do niewoli, a potem na emigrację. Była poddawana terapiom (niezbyt skutecznym), zakochała się, wyszła za mąż, wróciła do kraju, kilkukrotnie stawała na scenie, pisała wiersze. W nie tak znowu późnych latach doświadczyła samotności wdowieństwa. Dzięki Ziętek rozumiemy, że jej starsza koleżanka nigdy nie oczekiwała protekcjonalnego gestu w ramach przywileju pracy chronionej – spotkania w szkolnej auli, tomiku wydanego przez peryferyjne wydawnictwo, udziału w radiowym słuchowisku. Nie potrzebowała wymuszonej uwagi i troski. Chciała tworzyć, uprawiać aktorstwo na własnych warunkach.
4.
Do historii kina przeszedł olśniewający debiut ekranowy Ewy Ziętek w roli Panny Młodej, w Weselu Andrzeja Wajdy. Pół wieku później aktorka rekapituluje swoje życie artystyczne i prywatne, dodatkowo konfrontując je z heroicznym losem Książek-Bregułowej. To ryzykowna decyzja – biografia Ziętek jest zapewne ciekawsza niż życie większości z nas, ale nie obfituje w nadzwyczaj dramatyczne epizody czy ostre wiraże. A jednak ani to zestawienie losów, ani autobiograficzne wyznanie nie razi niestosownością. Wobec cudzej biografii Ziętek potrafi być empatyczna, wobec własnej – zdystansowana, czasem ironiczna. Odsłonięta prywatność nie jest bebechem, bo została ubrana w formę. Grając przed laty Pannę Młodą, w otoczeniu licznego ensamble’u, Ziętek korzystała z zupełnie innego zestawu narzędzi aktorskich. Teraz, sama na scenie, rezygnując z jakichkolwiek zewnętrznych podpórek, dzięki mistrzowsko powściągliwej ekspresji układa dwa portrety równoległe artystek, kobiet w procesie dojrzewania, kochających, kochanych, samotnych. Gwoli uczciwości trzeba odnotować wkład Remigiusza Grzeli, autora scenariusza, i reżyserującego Wawrzyńca Kostrzewskiego.
5.
Zaczęłam od wyznania niewiary w siłę monodramu. W miarę pisania uświadomiłam sobie, że moją osobistą listę najważniejszych przedstawień otwiera Ostatnia taśma Becketta z Tadeuszem Łomnickim, którą jako nastolatka zobaczyłam w toruńskim teatrze. Po niemal ćwierćwieczu na tej liście pojawiło się Morze i zwierciadło Audena w reżyserii Jerzego Grzegorzewskiego, z wypełniającą drugą część spektaklu solówką Jerzego Radziwiłowicza-Kalibana, oglądaną dziesiątki razy, na próbach i po premierze. Monodram, rozbudowany monolog, czasem zwielokrotniony przez mnogość prezentowanych wcieleń, w świecie widowisk podbijanym przez performans, jak żywa skamieniałość przenosi potencjał pierwotnej teatralności.
Małgorzata Piekutowa