"Raj. Potop" Thomasa Köcka w reż. Grzegorza Jaremki w STUDIO teatrgalerii w Warszawie. Pisze AK [Aneta Kyzioł] w Polityce.
Po kolejnym pandemicznym sezonie przyszło i przeszło kolejne lato z rekordami temperatur i powodziami, w mediach tylko wiadomości złe, gorsze i najgorsze, miliarderzy szukają schronienia w Kosmosie. "Raj.Potop", pierwsza część „Trylogii klimatycznej" Austriaka Thomasa Kocka (kolejne to „raj.głód" i „raj.zabawa") to tragikomiczna w tonie próba uchwycenia pełzającej apokalipsy. Urodzony w 1986 r. Kock ma pisarskie flow niczym Elfriede Jelinek, ostrość spojrzenia i poczucie humoru Thomasa Bernharda, ale ma też lekkość i wyczucie absurdu. A Grzegorz Jaremko i świetne aktorki i aktorzy Studia potrafią to wszystko dodatkowo wydobyć i podkreślić, dzięki czemu o 100-minutowym spektaklu można powiedzieć wiele, ale nie to, że jest słusznym w wymowie, ale żmudnym w oglądaniu wykładem. Zaczyna się od postapokaliptycznej wizji z dwiema istotami w kapsułach - świat się skończył, można co najwyżej zapalić ostatniego papierosa, ostatni akord (auto)destrukcji. W kolejnych scenach wracamy do początku. Do eksploatacji XIX-wiecznej dżungli brazylijskiej i jej mieszkańców, gdzie rabunkowe pozyskiwanie kauczuku łączy się z groteskową "misją cywilizacyjną" białego człowieka skumulowaną w idei budowy opery w Manaus. I do lat 90., z kapitalistycznym marzeniem o własnym biznesie (oponiarskim) i z dramatycznym końcem tych marzeń 15 lat później. Biznes przeplata się ze sztuką, perspektywa osobista z globalną, a wszystko to na małej scenie, w umownej scenografii, z dużą dawką (auto)ironii, ale też współczucia, bez odcinania się, patrzenia z góry czy moralizowania.