O spektaklu „Posiew boga wojny” w reż. Wiesława Hołdysa w Teatrze Mumerus w Krakowie pisze Piotr Gaszczyński w Teatrze dla Wszystkich.
W mikrobiologii posiew to nic innego, jak przeniesienie pobranego materiału biologicznego na odpowiednie podłoże, umożliwiające wzrost mikroorganizmów. Zatem Posiew boga wojny – najnowsza premiera Teatru Mumerus, jest swego rodzaju eksperymentem, podczas którego wyciągnięte z piwnic historii trupy (duchy), przenoszą do teraźniejszości dawne opowieści (traumy), nadając im współczesne znaczenie.
Spektakl rozpoczyna się wspólną sesją terapeutyczną w domu dla obłąkanych. Wmieszani pomiędzy widzów aktorzy prowadzą między sobą osobliwą konwersację, m.in. snują fantazje na swój temat, utyskują na niewierną małżonkę czy z uporem maniaka poszukują własnej głowy itd. Ubrani w stroje przypominające więzienne uniformy, znikają jeden po drugim w bocznym wejściu, by po chwili pojawić się na scenie w zniszczonych, zakurzonych kostiumach, znalezionych gdzieś w kufrze z napisem „pamiątki z wojny”.
Właściwa część przedstawienia jest formalną zbitką, kolażem złożonym z ludzkich historii dziejących się gdzieś wokół wojny (przed nią, podczas niej, wobec niej, przez nią, pomimo niej, po niej). Dwóch żołnierzy i dwóch cywili (mężczyzna i kobieta) rozpościera przed widzami obraz wojny jako swego rodzaju mieszanki sacrum i profanum. Z jednej strony mamy wojownicze sny o potędze i chwale na polu bitwy przy akompaniamencie Tytana Gustawa Mahlera, z drugiej zaś bestialstwo wobec ludności cywilnej (zwłaszcza kobiet i dzieci). Spektakl nieprzypadkowo używa groteski jako rozwiązania scenicznego, wszak najlepiej mówić o rzeczach najcięższych, kryjąc się za maską absurdu, przesady czy sytuacyjnego bądź słownego komizmu. Wojna to nie żadni ułani pod okienkiem czy maszerujący chłopcy z błyszczącymi karabinami, przed którymi salutują drzewa, tylko krew, mord, głód, gwałt i wszystko to, co w człowieku najgorsze. Doskonale zdają sobie z tego sprawę wywołane na scenę duchy, które zwracając się pośrednio do widzów, pośrednio gdzieś w dal, nieokreśloną przestrzeń, nie silą się na analizę i ocenę sytuacji, o których opowiadają. Historia była jaka była, musi wybrzmieć nieupudrowana. Co zrobicie z nią wy – potomni, to już wasza sprawa.
Charakterystyczna dla przedstawień Teatru Mumerus makabreska świetnie współgra z wojenną tematyką spektaklu. Otoczeni zniszczonymi, zużytymi przedmiotami bohaterowie (rdzewiejący tasak, stara deska, zniszczone wiadro, rozchybotane krzesła) są komiczni i straszni jednocześnie. Z uśmiechem politowania obserwujemy zastygłych w wyuczonych gestach żołnierzy, ze współczuciem słuchamy wywodów i żalów cywilów. Jednak to, co wydaje się odległą przeszłością, opowieściami ze świata, którego już nie ma, po chwili zastanowienia staje się niepokojąco bliskie. Takich piwnic z duchami jest mnóstwo. Z każdej z nich bije odór śmierci, śmiech miesza się ze łzami. W przeciwieństwie do telewizyjnych Opowieści z krypty, tu niestety nie widać ostatniego odcinka. Rwanda, Srebrenica, Białoruś, Korea Północna czy Syria to tylko czubek góry, a i tak mówimy o morzu krwi i nieprzebranej liczbie ofiar. Jednym ze sposobów na wyciągniecie wniosków z historii jest pamięć, a zachować kogoś w pamięci, to dać się mu wygadać, wykrzyczeć, wypłakać – chociażby symbolicznie, w wymiarze duchowym czy poprzez sztukę. I o tym głównie traktuje Posiew boga wojny. Wieczór w Teatrze Mumerus to godzina z hakiem oddana tym, którzy chcą powiedzieć jak było. Poświęcona tym, którzy mają nadzieję, że zostaną wysłuchani.