„Sól ziemi czarnej” w choreografii Artura Żymełki w Operze Śląskiej w Bytomiu. Pisze Michał Centkowski w Newsweeku.
Trudno opowiedzieć na scenie skomplikowane losy Górnego Śląska pierwszej połowy XX wieku. Jeszcze trudniej opowiedzieć o tym bez słów. Twórcom spektaklu „Sól ziemi czarnej” z Opery Śląskiej w Bytomiu ta sztuka całkiem nieźle się udaje.
Luźno inspirowany kultowym filmem Kazimierza Kutza spektakl baletowy w reżyserii i choreografii Artura Żymełki to opowieść o dramacie wojny, poświęceniu i miłości. Atutem bytomskiego przedstawienia jest znakomita, budująca dramaturgię widowiska muzyka – twórcy sięgają między innymi po kompozycje Wojciecha Kilara i Henryka Mikołaja Góreckiego – w wykonaniu orkiestry pod batutą Macieja Tomasiewicza. Prostą scenografię Martyny Kander uzupełniają efektowne wizualizacje (Jagoda Chalcińska) wyświetlana na tylnej ścianie sceny. Na uwagę zasługują też kostiumy projektu Małgorzaty Słoniowskiej, zręcznie przetwarzające historyczne motywy- zarówno tradycyjnych śląskich strojów, jak i niemieckich mundurów. Świetne wykonawstwo, przejmująca muzyka i sugestywna warstwa wizualna sprawiają, że niemal dwugodzinne przedstawienie ogląda się przyjemnością, mimo że nie wszystkie wątki składają się w spójną fabularną całość. W pamięci zostaje przede wszystkim poruszająca sekwencja finałowa do pieśni „Kajześ mi się podziot, mój synocku miły” z III Symfonii „Symfonii pieśni żałosnych” Góreckiego w wykonaniu Eweliny Szybilskiej.