Nawet Przemysław Babiarz, który nazwał „Imagine” komunistyczną piosenką, nie popsuł otwarcia igrzysk w formie parady na Sekwanie. Stała się opowieścią o dziedzictwie Paryża i Francji. Było miejsce na kankana, finał należał do Celine Dion, wystąpił Jakub Józef Orliński. Pisze Jacek Cieślak w „Rzeczpospolitej”.
Ceremonia otwarcia igrzysk w Paryżu wymagała czegoś więcej niż mylenia nazw krajów i dyscyplin, w czym celowali komentatorzy TVP, m. in. Przemysław Babiarz, nazywający „Imagine” Johna Lennona „komunistyczną piosenką” – po raz drugi.
Chciałbym wierzyć, że kierował się niewiedzą o songu, który Lennon napisał nie po to, by być ofiarą telewizji w stylu ojca Rydzyka, lecz by nigdy więcej Bóg, religia, narody, granice nie były powodem wojny.
W sumie na tym polegają igrzyska, a gdyby trwały dłużej niż zawody sportowe – wojny nie byłoby naprawdę. Dlatego nie zaproszono do Paryża reprezentacji Rosji Putina. A było miejsce dla Ukrainy, która broni swoich granic, lecz nie używa cerkwi do imperialnych celów, tylko krzewienia swojej tożsamości.
Wielkim widowiskiem trwającym trzy godziny Paryż po raz pierwszy od stu lat (w stulecie pierwszych paryskich igrzysk) odbiera tytuł stolicy świata Nowemu Jorkowi. Nie wspominając o arabskich i azjatyckich tygrysach, walczących o palmę pierwszeństwa, gdy za petrodolary kupują tylko kopię Luwru, zamiast tworzyć własne symbole. Z tak bardzo kiedyś krytykowaną piramidą przed Luwrem.
Francuzi, którzy zmagają się z problemami politycznymi oraz ciężarem kolonializmu, co doprowadziło do wielu problematycznych sytuacji z migrantami, pokazali, że bez względu na historyczne lub współczesne problemy, mają potencjał do stworzenia widowiska, jakie przejdzie do historii. Ale też odpowiadała za nie elita młodej francuskiej kultury.
Dyrektor artystyczny ceremonii otwarcia igrzysk to Thomas Jolly, inscenizator oper, Szekspira i tragedii antycznych, wspierany przez twórczynię i scenarzystkę serialowego hitu „Gdzie jest mój agent” Fanny Herrero, a także pisarkę Leilę Slimani, laureatkę Nagrody Goncourtów za powieść „Kołysanka”. Kostiumy zaś były od projektantów Diora i Vuittona.
Otwarcie igrzysk w Paryżu. Francja pokazuje siłę kultury
Na Amazonie można teraz oglądać serial z Anthonym Hopkinsem jako cesarzem Wespazjanem o Imperium Rzymskim „To Those About To Die”.
Globalna korporacja postanowiła w kostiumie historycznym pokazać współczesny świat, w którym króluje krwawa wojna, korupcja, brak ideałów oraz… zakłady bukmacherskie.
Tymczasem Francja pokazała, że potrafi w kostiumie historycznym olimpizmu pchnąć historię do przodu – w duchu Rzymu.
Jednak oglądając pokazy mody, „niepełnosprawnych” tancerzy i sportowców, sprawniejszych od wielu z nas, wnętrza Luwru, gmach Opery Paryskiej, Grand Palais i Petit Palais, Łuk Triumfalny, Lady Gagę w kabaretowym performansie, balet na Notre-Dame, „Les Miserables”, słuchając „Marsylianki” albo przebojów rocka, metalu czy disco na tle wieży Eiffla – można zrozumieć, jak wielką siłę ma kultura i inwestowanie w nią. To także twórcy kina, czyli bracia Lumiere oraz inni bracia — Joseph-Michel i Jacques-Étienne Montgolfier, którzy przeprowadzili pierwszy udany lot balonem w 1783 r. Teraz balon unoszący się ponad Paryżem stał się zniczem olimpijskim.
My też mieliśmy szczęście mieć swojego reprezentanta Jakuba Józefa Orlińskiego, śpiewaka i tancerza. Starajmy się więc raczej rozumieć znaczenia kultury niż klepać o niej bzdury. Temu służyła reinterpretacja „Ostatniej wieczerzy”, „Mony Lisy”, przypomnienie „kobiety z brodą”, czyli ukrzyżowanej Wilgefortis, trójki kochanków z paryskiej biblioteki, nawiązujących do filmu „Marzyciele” Bertolucciego o rewolcie paryskiej ’68, a także królowej Amazonek na koniu z płaszczem oznaczonym pięcioma kółkami olimpijskimi Pierre’a de Coubertin, a nie znakiem krzyżowców. Feministycznych i wielokulturowych symboli było zresztą wiele. To też znak czasu.
Paryż bowiem, pomimo deszczu, postarał się poszukać uniwersalizmu, a nie partykularyzmu. I to chyba jedyna nadzieja na przyszłość. Nawet jeśli było to „wielkie konanie Rzymu", jak można powiedzieć o prezydenturze Emmanuela Macrona, by użyć terminu francuskiego poety Paula Verlaina, poety wyklętego.
Owszem, było być może tego wszystkiego za wiele, ale Francuzi mają powody do dumy, mają też nad czym myśleć, gdy projektują swoją przyszłość. I dali do myślenia światu. Nic dziwnego: to w Paryżu powstał pomysł odrodzenia idei antycznych igrzysk w nowożytności.