EN

17.03.2025, 12:26 Wersja do druku

Okiem Widza: Wiśniowy sad

„Wiśniowy sad” wg scen. Łukasza Chotkowskiego i Pawła Sztarbowskiego na podstawie sztuki Antona Czechowa w reż. Pawła Łysaka w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Ewa Bąk na blogu Okiem Widza.

fot. Magda Hueckel

Spektakl WIŚNIOWY SAD, którym Paweł Łysak kończy dyrektorowanie w Teatrze Powszechnym w Warszawie, sygnalizuje katastrofę, która nadciąga, a może nawet już trwa. Bohaterowie sztuki pogrążeni są w chaosie teraźniejszości uzasadnianym piętnem przeszłości, bez pomysłu, bez planu na przyszłość, na ocalenie, na przetrwanie. Podobnie chyba jak my wszyscy.

Wiśniowy sad w sztuce Antona Czechowa to wspomnienie piękna lat szczęśliwych, beztroskich, bezpiecznych, gdy nie trzeba było o nic walczyć, troszczyć się, zabiegać. Wspomnienia o tych latach uśpiły czujność bohaterów a z czasem stały się wygodną ucieczką, sprytnym usprawiedliwieniem, by nie trzeba było nic robić. Stały się schronieniem przed złem tego świata, prostą wymówką dla zaakceptowania nieuniknionego. Jednak nic nie jest dane raz na zawsze - wszystko ulega zmianie. W trudnej, zagrożonej rzeczywistości potrzebne jest świeże spojrzenie i nowe rozwiązania. Odwaga, by podjąć ryzyko i odpowiedzialność. Tymczasem dla bohaterów sztuki wracanie do wyidealizowanej przeszłości stało się kołem ratunkowym, pustym argumentem, bo poza nostalgią i deklarowaną miłością do tego miejsca i minionego czasu nie idą konkretne czyny. Miraż szczęśliwego, dostatniego, spokojnego życia nie przygotował nikogo do radzenia sobie w kryzysie. Nie oswoił z myślą, że w przyszłości może pojawić się konieczność podejmowania nawet najbardziej niekonwencjonalnych decyzji. Czas przeszły, przyzwyczajenie do  wygodnej egzystencji, uwięził więc egocentrycznych bohaterów w kokonie całkowitej bezradności i marazmie, skazał na zatracenie, klęskę. I wydaje się, że nic nie jest w stanie tego stanu zmienić. A przecież przeszłość jest już martwa, dom w ruinie, sad stary, zaniedbany, bezproduktywny. Rzeczywistość nie napawa optymizmem. Wszystko jest tu zużyte, zniszczone, pozbawione wszelkiej wartości. Tylko wspomnienia bohaterów nadal majaczą nierzeczywistym blaskiem o dawnej świetności - to powidoki raju utraconego na własne życzenie, które jednak nie są żadnym uzasadnieniem bezczynności. W spektaklu wybrzmiewają fałszywie, bo bohaterowie mają świadomość rzeczywistego stanu rzeczy, ale go ignorują. Tak bardzo są gnuśni, zatwardziali w dotychczasowym sposobie myślenia i postępowania. Tragicznie bezradni.

Artyści kreślą portrety bohaterów klasy społecznej stricte bezmyślnie konsumpcyjnej, która nie nauczyła się pracować, walczyć, ani przystosowywać. Nie kalkuluje, nie ryzykuje, nie stara się ocalić. Nie jest tym w ogóle zainteresowana, z lekceważeniem o tym myśli i natychmiast odrzuca nawet najbardziej obiecujące propozycje ratunku. Brnie w zaparte. Stąd zdarzenia same się toczą koniecznym rytmem, wymuszoną konsekwencją. Ta awersja do brania spraw w swoje ręce, ucieczka od odpowiedzialności oraz impotencja intelektualna i emocjonalna jest jak błąd w kodzie genetycznym mentalności klasy średniej, bo powrót do wiśniowego sadu przekonuje ją tylko, że musi znów uciekać w świat, bo sama ubezwłasnowolniona przez niemoc decydowania i działania, nie potrafi nic, absolutnie nic zrobić dla tego miejsca, dla swego ocalenia. Raniewska ze świtą przyjeżdża do majątku, kontestuje i wspomina, by szybko wyjechać za granicę.

Spektakl jest oskarżeniem postawy asekuracyjnej, zachowawczej, biernej. Egocentrycznej. Zwłaszcza gdy konieczne jest działanie i przeciwstawienie się złu, niesprawiedliwości, wojnie. Tymczasem skupieni na sobie samych bohaterowie ignorują kontekst, w jakim się znaleźli, a przede wszystkim ignorują innych ludzi. Są ślepi i głusi na głos rozsądku i opamiętania. Odrzucają propozycję ratunku. Ta obojętność, choć się kamufluje, jest wyrazem pogardy dla człowieczeństwa, zgodą na samozagładę. Dowodem na koniec cywilizacji, która potrafi tylko trwonić cały kapitał wypracowany przez poprzedników. Przeszłość nie buduje w tym wypadku nowego spojrzenia na przyszłość, nie jest źródłem siły, natchnienia, ale uruchamia działania zachowawcze, jest hamulcem dla woli przetrwania, agonalną euforią pozwalającą dotrwać do śmierci.

fot. Magda Hueckel

Spektakl odarty jest z wszelkiej rodzajowości, z klimatu otumanienia ciała spuścizną rozchełstanej, nieobliczalnej, nonszalanckiej rosyjskiej duszy, co tak bardzo nadal urzeka, pociąga i dezorientuje pragmatyczny Zachód. Paweł Łysak eksploruje to, co wspólne, ponadczasowe, typowe dla okresu schyłku starego i początku nowego świata, mentalności przynależnej doń klasy średniej. I może nie jest to drastyczna, wstrząsająca artystyczna wizja okresu przejściowego, ale jakże ważna refleksja dla przemyślenia i wyciągnięcia wniosków. Bo zagrożeń i wyzwań jest wiele. Trwa wojna w Ukrainie i w innych częściach świata, zachodzą zmiany klimatyczne i gospodarcze. Koniecznością winno więc być dogłębne rozpoznanie sytuacji i podjęcie działań, by móc dostosować się i przetrwać. Dlatego tekst i dramaturgia Łukasza Chotkowskiego i Pawła Sztarbowskego korzystają nie tylko z dramatu Antona Czechowa w tłumaczeniu Agnieszki Lubomiry Piotrowskiej, ale i z wyimków KOŃCÓWKI Samuela Becketta czy autorskiego spektaklu Jerzego Grzegorzewskiego POWOLNE CIEMNIENIE MALOWIDEŁ. Scenografia Roberta Rumasa wizualizuje świat zniszczony, zrujnowany, bez możliwości jednoznacznej identyfikacji miejsca i czasu. Kostiumy Mateusza Stępniaka są współczesne, ale też nie zdradzają nic więcej. Muzyka Dominika Strycharskiego tworzy nastrój niepokoju, nostalgii, zagrożenia. Światło i projekcje Artura Sienickiego doskonale pozwalają tworzyć nowe przestrzenie wyobraźni dla pojawienia się oczekiwanych przez twórców znaczeń, dla wywołania adekwatnych skojarzeń.

W efekcie powstaje metaforyczny obraz ludzi stojących nad przepaścią. Całkowicie zdezorientowanych, działających według starych schematów, bo nowe rozwiązania i możliwości oraz niestandardowe działania a priori odrzucają. Skazani są więc na przegraną. Obojętni, zachowawczy i zapatrzeni w siebie, mylący przeszłość z przyszłością, przegrywający walkowerem walkę o teraźniejszość i o przyszłość. To jest główny temat sztuki Pawła Łysaka, która jest lustrem. Mamy przejrzeć się w nim i zadać sobie pytanie, czy jesteśmy podobni do dezerterującej grupy Raniewskiej (świetna Ewa Skibińska), do pragnącej dotrzeć z prawdą do niej Szarlotty (przejmująca Aleksandra Konieczna), przedsiębiorczego, kreatywnego, pełnego zapału i werwy Łopachina (poruszający Mateusz Łasowski) czy może do osób traktowanych z obojętnością, pogardą jak lekceważony tu, niezauważany przez nikogo, pozostawiony sam sobie Firs (wzruszający Artem Manuilov), który nie ma wyboru, który jest ofiarą nie swoich decyzji i działań. 

A więc walka/działanie czy ucieczka/dezercja? Zmiana czy zachowanie status quo? Zwycięstwo czy klęska? Warto przemyśleć te pytania. Warto znać na nie odpowiedzi. 

Tytuł oryginalny

WIŚNIOWY SAD TEATR POWSZECHNY W WARSZAWIE

Źródło:

okiem-widza.blogspot.com
Link do źródła

Autor:

Ewa Bąk