EN

5.08.2024, 10:05 Wersja do druku

Okiem Widza: Skok wzwyż

„Skok wzwyż” wg scen. Szymona Adamczaka na motywach książki Macieja Jakubowiaka „Hanka. Opowieść o awansie” w reż. Wojtka Rodaka w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Ewa Bąk na blogu Okiem Widza.

fot. Karolina Jóźwiak

Któż nie marzy o tym, by oderwać się od ziemi - od trosk, porażek, upadków i poszybować w lepsze życie? Spektakl SKOK WZWYŻ Teatru Dramatycznego w Warszawie dowodzi, z przedstawionych prawdziwych historii Hanki i Ewy, że ci, którzy dostrzegają szansę zmiany. Jeśli nie dla siebie, bo ponieśli klęskę, to dla swoich dzieci. By miały łatwiejszy start, by nie powtórzyły błędów rodziców, by wiedziały, że talent to nie wszystko, bo ważny jest też charakter, który można hartować jak stal. I że trzeba być gotowym, by wykorzystywać okazję jaką daje los, bo wiadomo, że szczęście na pstrym koniu jeździ - przemyka niepostrzeżenie lub nie pojawia się wcale.

Wojtek Rodak, reżyser spektaklu, wraz z Szymonem Adamczakiem, autorem scenariusza i dramaturgiem, opierając się na powieści Macieja Jakubowiaka HANKA. OPOWIEŚĆ O AWANSIE i wykorzystując fragmenty historii Ewy Błasiak, która wystąpiła w tym projekcie, choć nie jest aktorką profesjonalną, stworzyli teatralny obraz o tym, że awans społeczny, nawet ten cichy, niepozorny, osobisty jest możliwy, podobnie jak spełnienie marzeń. Połączenie losów Hanki i Ewy, które się nie znały, i nawiązanie do życiorysu babci autora w znaczący sposób uwiarygodniło obraz kobiet, których życie nie oszczędzało. Ich próby zmiany stereotypu córki, matki, żony, który formatował a priori ich status społeczny, napotykały na wiele przeszkód. Płeć żeńska musiała podporządkować się patriarchatowi i dlatego awans oraz związana z nim wolność w decydowaniu o sobie wydawały się niemożliwe. Brak właściwego wykształcenia, zabezpieczenia finansowego, określonej pozycji społecznej, samoświadomości (zwłaszcza w młodym wieku), szerokiego dostępu do informacji, nowoczesnego szkolenia zawodowego, małżeństwo i wychowywanie dzieci ograniczały rozwój i sukcesy kobiet. Szczęście sprzyjało tylko nielicznym. Czasem talent, na przykład talent sportowy Hanki, był tym światełkiem w mroku, impulsem, który mógł spowodować przełom w jej życiu. 

Bohaterowie spektaklu starają się przezwyciężyć ograniczenia, ale nie każda próba, jak to w życiu bywa, kończyła się sukcesem. Częściej - bardziej lub mniej spektakularnym upadkiem. Jednak nie poddawali się. W sztafecie pokoleń każda kolejna generacja osiągała więcej niż poprzednia. Babcia ukończyła dwie klasy, matka zdała za drugim razem maturę a jej syn obronił doktorat i pisał książki. Każdy miał coraz większe aspiracje, ambicje i możliwości, by wykorzystać swoją szansę, by zrealizować choćby minimalny plan. Los każdej z tych osób dowodzi, że zawsze należy mieć nadzieję, przepracowywać upadki, by się z nich podnosić i móc walczyć dalej, cieszyć się najmniejszym sukcesem, bo z osobistego punktu widzenia ma on często wymiar olimpijski. Dziedzictwo nie zamyka się tylko w ich historii, ale dotyka też współczesności, rodzi nadzieję, że zaowocuje w przyszłości.

Dlatego scenografia Zuzy Galińskiej to sala gimnastyczna - z zapleczem, z różnymi przyrządami do ćwiczeń, z bieżnią, ale i miękkimi materacami, by upadek nie zniechęcał, nie był zbyt bolesny. Aktorzy i widzowie stanowią naturalną jedność. Znajdują się właściwie w metaforycznym świecie, w którym wszyscy się uczą, ćwiczą, sprawdzają. Poznają własne możliwości, talenty, a także ograniczenia, które chcą przekraczać. Dlatego aktorzy są w nieustannym ruchu, cały czas ćwiczą, próbują osiągać coraz lepsze wyniki. Sport testuje ale i hartuje. Uodparnia. Niemałą rolę w sukcesie czytelności tego przesłania spektaklu odgrywa więc choreografia Agnieszki Kryst. Układy ruchowe są mocniejsze od słów, szczególnie ćwiczenia, biegi, skoki wzwyż Hanki i jej syna (ważna, mocna scena), itd. Przejmujący jest epizod depresji Hanki, grany na stosie materacy-kanapie przez Ewę Błasiak. Stapiają się w nim obie, pokazując bezsilność, załamanie, cierpienie. Kryzys, z którego Hanka się nie podniosła, a Ewa odbiła spokojnie wzlatując wzwyż (skończyła studia, obroniła doktorat, spełniła marzenie występując w tej teatralnej sztuce). Hanka spełniła się jako sportowiec o niewykorzystanym w pełni potencjale (skakała wzwyż przez 15 lat), wychowała i wykształciła dzieci, ale spektakularnego sukcesu nie osiągnęła. Zarówno Hanka, jak i Ewa stają się w tym kontekście archetypem kobiety, która nie może liczyć na niczyją pomoc (ani matki czy ojca, ani organizacji sportowej, ani męża) a wie, że ma talent, by osiągnąć wiele - pchnąć swój świat do przodu, ku lepszej przyszłości. 

W gruncie rzeczy spektakl dotyczy okoliczności, ograniczeń i możliwości awansu społecznego. Jest aktem dziękczynnym wobec najbliższych, którzy ciężką pracą, wyrzeczeniami wspierają zapał swoich dzieci, by miały życie lepsze niż ich. Jedni motywowali, dyscyplinowali je, by nie ustawały w wysiłkach mających doprowadzić do sukcesu (jak Hanka syna podczas obierania ziemniaków), inni chcieli, by wchodziły w wypracowane przez przeszłe pokolenia koleiny (jak matka Hanki, gdy chce ją uczyć gotowania, by została w domu, bo tu jest miejsce kobiety). 

Ze spektaklu wychodzi się z poczuciem, że marzenia o lepszym życiu ostatecznie mogą się spełnić. Ważne jest, by się nie poddawać, by wykorzystywać każdą szansę, która przybliża do celu. Tak naprawdę chodzi o przezwyciężanie trudności, o znajdowanie siły, by móc podnieść się po każdej porażce i bez względu na wszystko próbować dalej. I nie ma tu mowy o wyniku olimpijskim, ale nawet o najmniejszym postępie, który ma wymiar osobistego zwycięstwa. Takie historie jak Hanki i Ewy znane są każdemu. Sztafeta nigdy się nie kończy, bo może człowiek nie lubi walczyć, za to pragnie zwyciężać. Tęskni za tym mocno uzależniającym poczuciem satysfakcji, że się udało. Że można więcej, lepiej, wyżej. Jak Dedala lot ku słońcu. 

Opowieść sceniczna, choć uporządkowana chronologicznie i logicznie za sprawą dobrze napisanego scenariusza i ciekawej dramaturgii Szymona Adamczaka, mocno osadzona w kontekstach historycznych dzięki kostiumom Rafała Domagały, sprawnie zagrana z wyróżniającą się Martą Ojrzyńską i znaczącą obecnością Ewy Błasiak jest chropowata, gorzka, trudna. Zadaje podskórnie wiele bólu, ma smak rozczarowania, daje niekomfortowe poczucie zawodu, niespełnienia, splątania. Niedosytu. Odnosi się wrażenie, że wszystko poszło nie tak lub wydarzyło się za późno, a bohaterki, choć mogły, nie osiągnęły tego, czego pragnęły we właściwym wymiarze i czasie. Można powiedzieć, że to samo życie naznaczone znojem wykuwania niezależności i walką o siebie i dzieci. Bez spektakularnych uniesień, doznań, wzlotów. Może ma więc sens podsumowująca życie matki perspektywa syna? Wiele wnosi. Pokazuje, że warto zanurkować głęboko w przeszłość najbliższych, by móc odbić się i wysoko skoczyć wzwyż. Docenić ich wysiłek, troskę i miłość. Poczuć czułą bliskość. Poświęcenie. Ale proszę przekonać się osobiście. Teatr czeka. Powodzenia.

Tytuł oryginalny

SKOK WZWYŻ TEATR DRAMATYCZNY W WARSZAWIE

Źródło:

okiem-widza.blogspot.com
Link do źródła

Autor:

Ewa Bąk