„Piękna Zośka” Justyny Bilik i Marcina Wierzchowskiego w reż. Marcina Wierzchowskiego z Teatru Wybrzeże w Gdańsku na VI Kieleckim Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym. Pisze Ewa Bąk na blogu Okiem Widza.
Drewniany szkielet wiejskiej chaty ciemnej, biednej, z klepiskiem i czarną jak los jej gospodarzy ziemią mieści kilka prostych sprzętów: kuchnię z paleniskiem, łóżko, stół, stołki. Jest rewirem ścierania się racji ambitnej żony, która chce przeprowadzić się do Krakowa z rozsądkiem chcącego pracować na roli męża.
Miłość na początku znosi wszelkie przeszkody, wydaje się, że wszyscy będą szczęśliwi i spełnieni. Nic bardziej błędnego. Życie jest kreatywne i sprawdza. Bezwzględnie weryfikuje potrzeby i marzenia małżonków sprowadzając je do realnych możliwości, funduje im brutalną walkę, siłowe rozwiązania, doprowadza do tragedii.
Zośka, muza krakowskich malarzy, jest piękna, ale nie po śmierci. Swoje życie zaplanowała najlepiej jak umiała, ale stało się ono dla niej udręką, znojem, piekłem. Zaprowadziło ją na skraj rozpaczy, doprowadziło do śmierci. Mimo miłości, mimo starań, mimo wszystko. Jej mąż, Maciej Paluch, to chłop na schwał, były żołnierz, szewc i rolnik, człowiek prosty. Też był piękny, ale wojna go głęboko doświadczyła, może się nawet domyślał, że wykrzywiła mu psychikę, zakodowała traumę. Ale mocno kochał i mocno wierzył, że miłość do Zośki pomoże mu góry przenosić, usunąć wszystkie przeszkody. Dzięki niej zniesie wszystko. Osiągnie wiele. A jednak doprowadziła go do zguby. W furii niemocy zniszczyła i pogrzebała do cna wszelkie nadzieje.
Zdarza się, że miłość staje się siłą niszczącą. Nie buduje a rujnuje. Jest żywiołem, na który nie ma się wpływu. Czy można coś zrobić, by nie doprowadziła do katastrofy? W tym wypadku uczucie Zośki do Maciej nie było bezwarunkowe. Ślub przypieczętował układ, że kobieta będzie z mężczyzną, jeśli zaakceptuje ją taką, jaka jest. Nic nie ukrywała, ale stawiała warunek - wyjazd do Krakowa. Paluch się zgodził, licząc na to, że i tak narzuci jej to, co uzna za stosowne a ona to zrozumie i zaakceptuje. Przecież życie weryfikuje plany. Mężczyzna złamał przysięgę. Zlekceważył ją. Zdradził. I obudził w sobie demona, który sprawił, że miłość przerodziła się w utrapienie, upadek, dramat. Okazała się pułapką. Ale stało się tak, bo Zośka nie potrafiła zrezygnować z marzeń, z życia, jakie sobie wymyśliła i czuła się bardzo zawiedziona, bardzo nieszczęśliwa. Jej upór, zacietrzewienie, brak wyczucia jak daleko może się posunąć w swoich żądaniach sprawił, że nie umiała się wycofać, gdy trzeba było. Nie chciała ustąpić, ani pójść na kompromis. Zapędziła się w tym niespełnieniu w kozi róg. Ona też obudziła demona. Zaniedbała, co się dało - dom, siebie, męża, dziecko. Obróciła przeciwko sobie wszystkich, bo nie dała sobie pomóc. Cokolwiek się po ślubie Zośki i Macieja działo, było destrukcyjne. W końcu makabryczne. Spektakl to pięknie pokazał. Wyjątkowo pięknie. Ma taką konstrukcję, tak wyrazistych bohaterów, że pozwala z łatwością wniknąć w ich losy, w ich wewnętrzny świat i zrozumieć ich motywacje i postępowanie, by móc mocno się zaangażować w rozwikłanie, zrozumienie, przeżywanie ich losów.
Historia jest fascynująca, a sposób jej opowiedzenia genialny. To zasługa tych, którzy ją przygotowywali w teatrze. Tak wiarygodny przekaz jest możliwy, bo płynie z wymowy postaw bohaterów, przepracowanych przez aktorów, którzy głęboko wniknęli w ich psychologiczny, mentalny, sytuacyjny kontekst. Tu wszystko wypływa, objawia się naturalnie, jest uzasadnione, toczy się właściwym rytmem, nie jest udawane.
Budowane napięcie, kumulowane emocje, zagęszczająca się atmosfera klinczu subtelnie eskaluje, ujawnia swoje podłoże. Pomaga poznać bohaterów jako ludzi o mocnej konstrukcji psychicznej, zmagających się ze swoją złożoną naturą oraz nieumiejętnością rozwiązywania problemów wobec stosowania wobec nich argumentów przemocy.
Dzięki temu zbrodnia, która się wydarzyła w podkrakowskiej wsi pokazała swoje prawdziwe, przejmujące podłoże. Ujawniła sprzeczne cele małżonków(ona - miasto, on - wieś), skutki traum wojennych, cechy męża (heroizm, ale i przemoc, ratowanie Kaspra, ale i doświadczenie zabijania). Cechy te w czasie pokoju objawiły się jako nieustępliwość, hardość, gwałtowne, brutalne zachowania. Ale trafiła kosa na kamień. Zośka jest charakterna i nie rezygnuje ze swoich planów, ostro sprzeciwia się mężowi, choć chce być przykładną żoną, dobrą matką, pracowitą gospodynią. Tymczasem w domu jest brudno, śmierdzi, bo Zośka zaniedbuje wykonywanie swoich obowiązków. To rodzi konflikty, pogarsza sytuację, sprowadza nieszczęście, mimo że okoliczności małżonkom sprzyjają: otrzymują pole od matki, mogą mieć dzieci, są zdrowi. Innym w rodzinie nie wiedzie się tak dobrze (siostra i jej mąż).
Potrafią jednak znieść swoje nieszczęścia. Małżeństwo Zośki i Macieja kontrastuje z charakterem związku jej siostry i szwagra oraz matki i ojca, gdy jeszcze żył, dlatego stają się tak wyraziste jego pęknięcia, problemy, nieszczęścia. Portrety psychologiczne obu par bardzo się różnią i to również pomaga zrozumieć błędy, jakie popełniali oboje główni bohaterowie. Dodatkowo kuzynka z Krakowa, która pracuje, nie do końca jest zadowolona z życia, jakie wybrała. Emancypacja nie gwarantuje szczęścia, ma również ciemną stronę.
Główną przyczyną nieszczęścia, do jakiego doszło, była niemożliwość pójścia pod prąd presji tradycji, nieumiejętność osiągnięcia kompromisu i niechęć do zmiany zachowań, by nie doprowadzały do eskalowania napięcia, a łagodziły je, neutralizowały, eliminowały. Pogłębiało to z jednej strony w bohaterach poczucie niezrozumienia przez innych a z drugiej przybliżało do zrozumienia, że żadnego z planów nie uda się przeprowadzić, że żadnego celu nie będzie można osiągnąć, a to rodziło gniew, w ostatecznych starciach wzbudziło największą frustrację przechodzącą w zwierzęcą wściekłość, która doprowadziła do zbrodni. Tak, nieustępliwość Zośki, jej twarda, nieprzejednana postawa prowokowała gwałtowną reakcję Palucha. Ona była słabsza fizycznie, on zaprawiony na wojnie, w gospodarstwie dominował i bił ją, nie potrafiąc inaczej rozładować napięcia. Oboje nie potrafili opanować swej natury, gwałtownych emocji, reakcji i pojawienie się kłopotów było kwestią czasu. Matka, która mieszkała z nimi, siostra z mężem, ksiądz, malarz nie byli w stanie pomóc. Zawiedli, bo sami zmagali się ze swoim trudnym losem, z własnymi problemami. Regulatorami miały być system społeczny, tradycja, obyczaje, religia, ale przemoc, jaką wywierały na silne, zdeterminowane, uparte jednostki zniszczyła wszystko .
Ten spektakl oferuje tak wiele! Fascynuje. Unosi. Jest doskonały pod każdym względem. Ogląda się go z zapartym tchem. Zaczyna się i kończy jak thriller kryminalno-sądowy, który badając historię zbrodni przekształca się w dramat społeczno-obyczajowy. Działa tak silnie, bo wszystkie jego elementy: rodzajowa scenografia, rekwizyty i kostiumy Magdy Muchy, nastrojowe światło, które wyczarował Szymon Kluz, elektryzująca muzyka akcentująca napięcia Marty Zalewskiej, autorski scenariusz oparty na materiałach dokumentalnych Justyny Bilik i Marcina Wierzchowskiego, dynamiczna choreografia Anety Jankowskiej (ach, ten taniec weselny z przytupem antycypującym eskalację przemocy!) oraz cudowne aktorstwo całego zespołu z wyróżniającą się pięknie Karoliną Kowalską w roli Zośki i Piotrem Biedroniem w roli Macieja, mężczyzny, który jest i uroczy, i straszny stapiają się w niezwykle przejmującą historię, tętniącą życiem, ekstremalnymi namiętnościami, z prawdziwą miłością przekształcającą się w niszczącą furię przerażającej zbrodni.
Wdziera się w serca i umysły widzów szturmem, bo sugestywnie buduje kontekst życia wiejskiego, pozwala szczegółowo poznać motywacje bohaterów, złożone nietuzinkowe osobowości, głęboko wniknąć w ich życie. Przejąć się trudnym ludzkim losem. Bez wybitnej reżyserii Marcina Wierzchowskiego wspomaganego dramaturgią Macieja Bogdańskiego byłoby to niemożliwe.