„My Way” Krystyny Jandy w reż. autorki w Teatrze Polonia w Warszawie. Pisze Ewa Bąk na blogu Okiem Widza.
Pusta scena z iskrzącą się i zmieniającą raz po raz kolory kotarą, to wszystko, co zastajemy na początku spotkania z żywą legendą teatru. Z człowiekiem o wyjątkowej osobowości, z artystycznym gigantem o dorobku wykraczającym daleko poza deski Teatru Polonia, jej, Krystyny Jandy, teatru. Bo zakres jej działalności zawodowej, doświadczeń, dokonań życiowych jest nie do przecenienia. Swym ekspresyjnym temperamentem, ogromnym talentem i ujmującym poczuciem humoru, dystansem do siebie i swego dorobku twórczego artystka rozsadza podniosłą, bo wynikającą z jej podsumowania życia artystycznego i osobistego, atmosferę. Po obejrzeniu tego monologu wiem, że nikt inny nie zrobiłby tego lepiej niż ona sama. Tak dobry jest zamysł i znakomite jego wykonanie! Zwieńczenie, ale nie domknięcie kariery, bo wyraźnie widać samo odradzający się potencjał twórczy Krystyny Jandy. Monolog ten jest jak wisienka na torcie, która nadaje smak, elegancki sznyt, dopełniający kształt dzieła, w tym wypadku dzieła życia.
Ta pusta scena jest metaforą-zaproszeniem do tworzenia, kimkolwiek się jest, do kreacji rzeczywistości spełniającej marzenia. Prowokuje działanie, by nie ustawać w walce o kształtowanie swojego życia, wykuwania własnej drogi prowadzącej ku wybranym celom, pojawiającym się możliwościom, w warunkach, jakie się ma, bez względu na przeszkody. I aktorka tworzy własną narrację, maluje autobiograficzny obraz siebie, dowodzi po raz kolejny na scenie całą sobą, kim jest. Janda nie chwali się osiągnięciami, choć mówi o nich. Janda nie chełpi się kontaktami z wybitnymi artystami swej epoki, choć przywołuje ich z imienia i nazwiska i celnie charakteryzuje (anegdoty, wypowiedzi, sytuacje), podkreśla ich rolę w jej życiu prywatnym i zawodowym. Janda porusza te aspekty z historii kariery, przywołuje te wydarzenia z życia, mówi o tych ludziach ze sfery prywatnej i zawodowej, które pokazują widzom to wszystko, co ukształtowało ją jako człowieka, artystkę, kobietę. Podkreśla, choć nie przecenia, że nie przegapiła w życiu tego, co istotne, wyciągnęła wnioski z tego, co było trudne i bolesne, podnosiła się z upadków, rozwijała się po kolejnych sukcesach- nie spoczywała na laurach, słabości obracała w atut. Ważne było, że zawsze rzucała się w wir pracy, która ją pochłaniała bez reszty. Podejmowała ryzyko próbując sprawdzić się w wielu dziedzinach sztuki (aktorstwo, reżyseria, również w Teatrze Telewizji, założenie i prowadzenie Fundacji Krystyny Jandy na rzecz Kultury, budowa Teatru Polonia i Och-Teatru oraz wiele, bardzo wiele innych działalności). Gdy jest taka konieczność, zawsze bierze sprawy w swoje ręce. Ten napęd do rozwoju, poszukiwań, gotowość do podejmowania ryzyka zawsze miała w sobie ale to dzięki ludziom, z którymi była, mogła realizować wszelkie pomysły, snuć plany, decydować się na niestandardowe rozwiązania. Ciekawość i upór, hardość i odwaga pomagała jej w działaniu. Życzliwość, miłość i oddanie otoczenia również były bardzo ważne. Myślę, że są nadal. Krystyna Janda czerpie energię z pracy z ludźmi dla ludzi w obszarze sztuki. Zadowolenie publiczności, jej żywe reakcje są dla niej największym sukcesem. Ten monolog jest tego dowodem.
Krystyna Janda zrobiła coś absolutnie niezwykłego. W swoim charakterystycznym stylu, zgodnym z jej osobowością, postawą, charakterem nie daje cienia szansy komukolwiek, by mógł celnie, błyskotliwie wniknąć w jej świat i podsumować dorobek, zarówno artystyczny, jak i życiowy. Artystka pokazuje i wyjaśnia wydarzenia, historie z własnej perspektywy, dając do zrozumienia, że jeśli nawet coś przemilcza, to wie, co robi. Dowodzi, że potrafi wszystko zagrać (jak Helena Modrzejewska, którą zagrała lata temu w serialu?). Nawet w glamour stand-upowej formie (suknia Tomasza Ossolińskiego, konsultantka ds. scenografii i kostiumu Małgorzaty Domańskiej, z niebagatelną rolą reżyserii światła Rafała Piotrowskiego i Waldemara Zatorskiego). Szczera i wiarygodna emanuje energią, jest gwiazdą której blask podsycany jest mocą talentu, siłą osobowości, ogniem temperamentu. Dlatego jest bliska tak wielu ludziom. Mimo kontrowersji, o których nie ma tu mowy.
Rozbrajający, czarujący, uwodzący monolog jest naprawdę rewelacyjnie napisany. A jak zagrany? Zdumiewająco lekko, naturalnie, dowcipnie. Z polotem. Uwodząco zadziornie. Wspomnienia nie duszą, tragedie nie przytłaczają. Sukcesy nie mają smaku euforii. Wszystko, o czym Krystyna Janda mówi, czemuś służy, dokądś zmierza, odkrywa kolejne sensy, otwiera nieskończone ciągi dalsze. Daje szansę, by się tym bogactwem inspirować. Odczuwać je jako własne. Mówi: obróć swe wady w atuty, wykorzystaj każdą szansę, nie bój się ryzykować, słuchaj siebie, ludzi, bądź z nimi, niech ci będzie dobrze ze sobą. I pracuj, pracuj, pracuj. Szukaj, próbuj, sprawdzaj. Zmierz się z czymś nowym, większym niż dotąd, a nawet szalonym. Z pomocą bliskich ci osób, zrobisz wszystko najlepiej. Innych z czasem pozyskasz siłą swej determinacji, wiary w to, że się uda. Jakby Janda prowadziła widzów w swobodnej, przyjacielskiej atmosferze ku odkryciu, że sami też mogą brać się z życiem za bary, że są w stanie kształtować swój los, podążyć własną drogą, na warunkach jakie sami wypracują. Nie gubiąc w przyspieszającym pędzie życia siebie, jakim się chce, marzy, pragnie być. I tym sposobem aktorka uczy, wychowuje. Sama silna, twarda wzmacnia w widzach poczucie pewności siebie, własnej wartości. I na widowni wywołuje salwy śmiechu. Bo chce, by w jej teatrze wszyscy czuli się swobodnie. Ach sztuka, każda sztuka, to czarodziejka! Może wszystko, jeśli jest dziełem mistrzyni nad mistrzyniami. Takiej jak Krystyna Janda.
I tak monolog z tekstem, koncepcją, reżyserią i w wykonaniu Krystyny Jandy, zrealizowany z okazji 70-tych urodzin artystki, stał się okazją do pójścia drogą, jej drogą. I była to bardzo pouczająca podróż. Jakże przy tym ciekawa i przyjemna. Ale przekonajcie się sami. Zawsze warto. Powodzenia:)