„Wyjątkowy prezent” Didiera Carona w reż. Tomasza Sapryka w Małej Warszawie. Pisze Krzysztof Stopczyk.
Mała Warszawa na warszawskiej Pradze stała się miejscem, do którego można iść „w ciemno”, jeżeli chce się zobaczyć co najmniej dobry spektakl. Co najmniej, bo większość, które tam obejrzałem jest bardzo dobra.
Tym razem w zabudowaniach postindustrialnych na Szmulowiźnie, Wydział Produkcji Karol Bytner zaprezentował „Wyjątkowy prezent” Didier Carona, w tłumaczeniu Witka Stefaniaka i reżyserii Tomasza Sapryka, w trzyosobowej obsadzie, którą stanowią: żona Sabine grana przez Aleksandrę Popławską; mąż Eric grany przez Marcina Bosaka i ich najlepszy przyjaciel Gilles, w którego wciela się Jan Wieczorkowski.
Trzy osoby, trzy krańcowo różne charaktery i typy osobowości. Można powiedzieć, że panowie sytuują się na antypodach. Eric to nadpobudliwy, według swojego własnego mniemania najlepszy mąż, najlepszy ojciec, najlepszy przyjaciel, najlepszy wspólnik itd. Nakręcony ekstrawertyk, z dodatkiem mamusi. Ciężki przypadek! Gilles opanowany, zrównoważony, ostrożny i oszczędny w wypowiadaniu swoich myśli. Wyluzowany introwertyk. Sabine, można zaryzykować tezę, że najnormalniejsza z całej paczki. Ma trzeźwe spojrzenie na życie, a co najważniejsze na swojego męża i jego przyjaciela.
Cała akcja rozgrywa się jednego wieczoru, w dniu nie byle jakich, bo pięćdziesiątych urodzin Erica. Kto z Państwa ma to już za sobą to wie, że z niewiadomych przyczyn ten dzień uważa się za równie ważny jak „osiemnastkę”, obchodzi się go wyjątkowo uroczyście, no i dostaje się wyjątkowe prezenty.
Właśnie taki prezent jest detonatorem całego ciągu wydarzeń, jakie oglądamy i co ważne słyszymy, bo tekst w tej komedii jest równie ważny, jak sytuacje na scenie i gra aktorska. W warszawskiej inscenizacji, przekładu z francuskiego dokonanego przez Witolda Stefaniaka, słucha się znakomicie. Tym bardziej, że interpretowany jest przez równie znakomite trio aktorskie.
Jak napisałem wyżej, każda z postaci prezentuje krańcowo odmienny charakter i jak to często bywa w komediach, jest to jeden z kluczy do rozbawienia widowni. Zaś w życiu scenicznym, reżyser może mieć fantastyczne pomysły i znakomicie prowadzić aktorów (tak robi to Tomasz Sapryk w tym przedstawieniu), tekst może być rewelacyjny, ale i tak wszystko zależy od aktorów.
W „Wyjątkowym prezencie”, który powstał w Wydziale Produkcji Małej Warszawy, wszystkie te elementy zgrały się wspaniale.
Aleksandra Popławska jest na scenie kobietą, której trafił się taki a nie inny mąż (chociaż dawno temu miała wybór). Można tylko pozazdrościć jej naturalności i autentyzmu we wszystkich sytuacjach, które obserwujemy i słyszymy, w jej wykonaniu jako Sabine. A jest tego chyba kompletna paleta nastrojów i stanów emocjonalnych. Jest co oglądać i co posłuchać!
Marcin Bosak i Jan Wieczorkowski zaimponowali mi swoją mimiką i body language, chociaż każdy w inny sposób. Eric to ekspresja, dynamit, wściekły bąk. Co tylko ulęgnie mu się w duszy, w umyśle czy na języku, natychmiast widoczne jest na twarzy i w ciele. Bosak robi to znakomicie!
Jego całkowitym przeciwieństwem jest Wieczorkowski. Z ręką na sercu muszę przyznać, że to właśnie na nim skupiałem sporą część swojej uwagi. Bo z całej trójki ma on najmniej tekstu i ogromna siła jego roli polega na „wygraniu” swoich myśli i stanów emocjonalnych, nawet wtedy, gdy jego Gilles milczy. Rola godna mistrza!
Jak wszystkie spektakle Wydziału Produkcji Karol Bytner, również „Wyjątkowy prezent” jest tzw. przedstawieniem wyjazdowym. To bardzo dobra informacja dla widzów w całej Polsce, ponieważ zwiększają się ich szanse na zobaczenie tej inscenizacji, bez konieczności przyjeżdżania do Warszawy. A gorąco namawiam do tego, czyli do obejrzenia tej komedii. Bo komedia komedią, ale po jej zakończeniu będą Państwo mieli świadomość konsekwencji kupna nietrafionego prezentu na jakieś szczególnie ważne okazje (i nie tylko). No i trzeba będzie się wtedy dobrze zastanowić. A więc oprócz śmiechu „Wyjątkowy prezent” oferuje w bonusie przestrogę. A śmiechu jest i tak bardzo dużo!