EN

4.10.2024, 12:07 Wersja do druku

Okiem Obserwatora: Motyle są wolne

„Motyle są wolne” Leonarda Gershe w reż. Jerzego Gudejki z Teatru Gudejko w Teatrze IMKA w Warszawie. Pisze Krzysztof Stopczyk.

fot. mat. teatru

Ostatnio mam szczęście do oglądania znakomitych spektakli. Nie tylko znakomitych pod względem artystycznym, ale również poruszających ważne dla wszystkich życiowe tematy.

Tym razem wybrałem się (to trafne określenie ze względu na kwestię dojazdu) do Teatr IMKA, usytuowanego na obrzeżach Warszawy, na bemowskim osiedlu Groty. Tam właśnie Teatr Gudejko dawał swoją najnowszą premierę zatytułowaną „Motyle są wolne”. Ta sztuka napisana przez Leonarda Gershe stała się znana dzięki oskarowemu filmowi z 1972, który wyreżyserował Milton Katselas. Oskara za postać Pani Baker zdobyła Eileen Heckart.

Zacząć trzeba od tego, że twórca warszawskiej inscenizacji (Jerzy Gudejko) pracował na nowym tłumaczeniu tekstu, dokonanym przez Małgorzatę Semil. Jak zawsze w jej wykonaniu wspaniale uwspółcześnionym. Dociekliwe wróble teatralne dowiedziały się, że tym razem w znakomity tekst jej autorstwa reżyser zaingerował w ten sposób, że przeniósł akcję z rzeczywistości amerykańskiej na ul. Ząbkowską na warszawskiej Pradze, co pociągnęło za sobą również zmianę niektórych imion. I tak Pani Baker (oskarowa rola w filmie) stała się Florentyną Piekarską, reżyser RalphRafałem Augustynem, a DonDonkiem – od Donalda. To było bardzo dobre posunięcie reżysera, bo zdecydowanie pomogło w odbiorze sztuki. Wszystko stało się bardziej swojskie, nasze. Możemy się z tym identyfikować. A jest z czym.

Jak pokazuje historia tej sztuki i filmu, okazuje się, że nie tylko u nas, ale również w innych krajach istnieje problem nadopiekuńczych mam. Szczególnie w układzie matka – syn. Na pewno zetknęliście się Państwo z takim zjawiskiem. W „Motyle są wolne” sprawa jest dużo bardziej skomplikowana, bo będący jedną z dwóch głównych postaci sztuki syn (Don) chcący się uwolnić od tego zaborczego „zagłaskiwania na śmierć”, jest niepełnosprawny. Dla widza nie znającego treści sztuki jest to ogromnym zaskoczeniem. Tak jak dla drugiej najważniejszej z oglądanych postaci, czyli Jill – sąsiadki Dona.

Doszliśmy do najistotniejszego! W spektaklu premierowym Jill grała Wiktoria Koprowska, Dona – Chris Cugowski. Oglądając tę dwójkę na scenie nie mogłem uwierzyć, że to ich debiut sceniczny. Oboje są bardzo młodzi i dopiero zaczynają profesjonalną przygodę sceniczną, ale zaprezentowali tak wspaniałe aktorstwo, że wprawili w zdumienie całą widownię, nie wyłączając mnie!

Koprowska chwilami była autentycznym wolnym motylem, żyjącym tu i teraz. Jej dziewczęcy wdzięk, totalna bezpośredniość i radość z życia wprost rozsadzały scenę. Znakomicie oddawała wszystkie stany emocjonalne – od absolutnej beztroski, poprzez radość, zafascynowanie osobą Dona, całą gamę stanów emocjonalnych w czasie rozmów z jego matką, aż do okazywania rodzącego się uczucia do chłopaka. Znakomity występ tej młodej aktorki.

Równie rewelacyjnie zaprezentował się drugi debiutant – Chris Cugowski. On miał chyba jeszcze trudniejsze zadanie niż koleżanka, bo poza przekazywaniem podobnych stanów i emocji jak partnerka, przez cały czas grał niepełnosprawnego. I to grał rewelacyjnie. Ani na moment nie wypadł z roli. A w przypadku tego kalectwa jest to niesamowicie trudne. Jak już Państwo obejrzycie tę sztukę, radzę Państwu powtórzyć działania sceniczne Cugowskiego. Życzę powodzenia!

Szefostwo Teatru Gudejko (Grażyna i Jerzy Gudejko) może sobie pogratulować udanego castingu na te role. Wybór był super trafiony!

Dwie pozostałe role rozpisane są dla nieco starszego pokolenia. Matkę (Florentynę Piekarską) gra Agnieszka Pilaszewska. To jej przejmująca kreacja, wspaniale pokazująca przemianę psychiczną szaleńczo zakochanej w synu matki, chcącej za wszelką cenę ochronić go przed realnym światem, który według niej zagraża mu na każdym kroku. Ta przemiana dokonana głównie pod wpływem rozmów z Jill chwyta za serce. Pilaszewska rewelacyjnie pokazuje wewnętrzną walkę jej serca z rozumem.  

Lesław Żurek wciela się w rolę reżysera Rafała Augustyna. Ujmując rzecz możliwie najdelikatniej, to buc i arogant, i Żurek odgrywa to znakomicie. Rola krótka, ale wyrazista.

Bardzo ważna w tym spektaklu jest ciekawa i pomysłowa scenografia (Wojciech Stefaniak), a dzięki kostiumom (Grażyna Gudejko i Olga Szynkarczukmłodzi debiutanci mogą poczuć się jak we własnej skórze, zaś matka i reżyser też mają stroje znakomicie dopasowane do granych przez siebie postaci. 

Motyle są wolne” w tłumaczeniu Małgorzaty Semil i reżyserii Jerzego Gudejko są spektaklem, który powinno zobaczyć jak najwięcej widzów, ponieważ porusza bardzo ważne problemy, z którymi spotykamy się na co dzień i robi to w sposób zachwycający swoim artyzmem. Gorąco polecam go Państwu!

Rolę Jill grają na zmianę widziana przeze mnie Wiktoria Koprowska i Zuzanna Mikołajczyk.

Źródło:

Materiał nadesłany