EN

9.09.2024, 12:55 Wersja do druku

Okiem Obserwatora: Heathers

„Heathers” Laurence'a O'Keefe'a i Kevina Murphy'ego w reż. Agnieszki Płoszajskiej w Teatrze Syrena w Warszawie. Pisze Krzysztof Stopczyk.

fot. Krzysztof Bieliński

Powoli rozkręca się sezon teatralny 2024/2025. Jako pierwszą zobaczyłem w Teatrze Syrena polską inscenizację słynnej musicalowej adaptacji równie słynnego filmu Heathers”. Twórcami obydwóch byli Laurence O’Keefe Kevin Murphy. W Polsce film, w którym główne role zagrali Winona Ryder i Christian Slater, wyświetlany był pod tytułem „Śmiertelne zauroczenie”.

Natomiast w Teatrze Syrena reżyserii tego arcytrudnego spektaklu pod pierwotnym tytułem, czyli „Heathers” podjęła się Agnieszka Płoszajska.

Dlaczego użyłem sformułowania „arcytrudny”? Ci, którzy oglądali film, wiedzą dlaczego. Tym, którzy nie widzieli go, postaram się wytłumaczyć bez zbytniego spojlerowania.  

Po pierwsze – temat!

Tematem przewodnim tego musicalu jest zjawisko istniejące niestety na całym świecie. Jestem prawie pewien, że nie ma człowieka, który by się nie spotkał się z nim w dzieciństwie i wczesnej młodości. To szkolne prześladowania, przyjmujące czasami gorszą formę, niż osławiona „fala” w wojsku. Tak jest z tej prostej przyczyny, że dotyka to dużo młodszych osób niż poborowi. Takich, które nie są w żaden sposób przygotowane do zmierzenia się atakami wymierzonymi w siebie. Ani fizycznymi, ani tym bardziej psychicznymi. A jak wiadomo, dzieci i młodzież potrafią być w takich przypadkach bardzo okrutni.  

Jak piszą twórcy, „Heathers” to czarna komedia opowiadająca o nastolatkach i adresowana właśnie do nich. I całe szczęście, że jest w niej humor, zarówno ten „normalny”, jak ten „czarny”. Inaczej byłby to jeden z najbardziej tragicznych spektaklu w historii. Dlaczego? Dlatego, że z bezwzględną brutalnością ukazuje nie tylko mechanizmy funkcjonujące w społeczności szkolnej, ale również jesteśmy świadkami agresji fizycznej, psychicznej i werbalnej. Bez żadnego pudrowania rzeczywistości. Można powiedzieć w skali jeden do jeden.

A więc pierwszy temat dotyczy tego, co dzieje się wśród samej młodzieży.

Po drugie – rodzice, opiekunowie, nauczyciele.

Truizmem jest stwierdzenie, że ci młodzi ludzie oglądani przez nas, nie wzięli się znikąd. Przecież mają swoich rodziców, opiekunów, są - a właściwie powinni być - pod opieką nauczycieli. Czyli osób starszych, u których w razie konieczności powinni szukać pomocy czy wsparcia. Tak powinno by, ale nie jest. Właściwie wszystkie bohaterki i wszyscy bohaterowie „Heathers” pochodzą z rodzin w jakiś sposób patologicznych. To jest zatrważające, bo wychodzi na to, że taki stan jest normą. Bo to nie jest tylko przemoc w rodzinie i alkohol. To również ogromne pieniądze, układy i układziki dorosłych, którzy nie mają ani czasu, ani chęci na zajmowanie się dziećmi. One mają sobie radzić same. Nie otrzymują żadnej pomocy, żadnego wsparcia, a biada im jeżeli staną się przyczyną jakichś problemów. Znamy to? Znamy!

Film zaczął być wyświetlany w Stanach Zjednoczonych w 1988 r. Wersja musicalowa została napisana przez tych samych autorów w 2010 r. Czy od tych dat zmieniło się coś? A i owszem, zdecydowanie na gorsze! Powstał internet. Pojawiły się media społecznościowe i telefony komórkowe, a tym samym skończył się czas, gdy po wyjściu ze szkoły można było ukryć się w domu, a zło chociaż rozprzestrzeniało się, robiło to zdecydowanie wolniej. Teraz, praktycznie, nie ma przed nim ucieczki. Coraz częściej zdarza się, że rodzice/opiekunowie chcąc mieć „święty spokój”, wciskają dzieciakom już od ich najmłodszych lat telefony komórkowe i są przeszczęśliwi, że mogą zająć się własnymi sprawami. 

Po trzecie – dylemat reżyserki.

Biorąc pod uwagę to co powyżej, jak przekazać młodemu odbiorcy, że zdarzenia pokazywane na scenie są złe, że nie powinny mieć miejsca, że tak nie wolno postępować? I jak w ogóle zainteresować współczesną młodzież takimi tematami?

Sposób jest jeden. Odpowiednio dobrana forma i treść. Musi być kompatybilna z tym, co „kręci” współczesne młode pokolenia. Czyli PRAWDA podana w efektownej formie.

O treści napisałem już wcześniej. Jest ona wstrząsająco brutalna, pokazana czasami w sposób wręcz balansujący na pograniczu przekroczenia dopuszczalnych granic.

A forma?

REWELACYJNA! Teatr Syrena przyzwyczaił mnie do tego, że prezentuje spektakle muzyczne na najwyższym poziomie. Prawdę powiedziawszy tym razem liczyłem, że też tak będzie. Ale równocześnie brałem pod uwagę istotny fakt, że akcja dzieje się w środowisku siedemnastolatków i że aktorki i aktorzy nie mogą być „starymi wyjadaczami”, otrzaskanymi w scenicznych bojach. 

Obsada „Heathers” w Teatrze Syrena to w przeważającej mierze mieszanka młodych, ale mających już na swym koncie znakomite role artystek, z jeszcze młodszymi debiutantami i debiutantkami. Dało to wspaniały efekt. 

Tradycyjnie, w Teatrze Syrena część ról jest dublowanych. To zrozumiały zabieg, bo wcielanie się dzień po dniu w tak intensywne i wyczerpujące role, gdzie praktycznie przez dwie i półgodziny nie schodzi się ze sceny, byłoby praktycznie niemożliwe. 

Ja widziałem obsadę z pierwszej premiery i jestem pod wrażeniem wspaniałej gry wszystkich wykonawczyń i wykonawców.

Dwie główne, najważniejsze role to Veronika i JD. Na premierze widziałem w nich Natalię Kujawę i Macieja M. Tomaszewskiego. Kujawa tylko umocniła mój podziw dla jej zdolności aktorskich, wokalnych i tanecznych. Wysokiej klasy artystka! Praktycznie cały czas na scenie gra na najwyższych obrotach. I to jak gra! 

Wydawać by się mogło, że aktor grający JD stanie przed bardzo trudnym zadaniem dorównania poziomem Kujawie. A tu jakże miła niespodzianka! Maciej M. Tomaszewski, wbrew swojemu emploi, gra wielką rolę! Wyglądający jak chłopiec z bardzo porządnego domu, wciela się w chłopaka tragicznie doświadczonego przez los, mającego patologicznego ojca, muszącego od szóstego roku życia radzić sobie w życiu samemu. To powoduje, że pomimo stwarzanych pozorów sympatycznego i cichego, w środku wyhodował bestię. Wszystko fajnie, ale to trzeba jeszcze na scenie pokazać i wyśpiewać! I Tomaszewski robi to. To jest rewelacyjna, głęboka, w pełni dopracowana rola młodego aktora.

Ale „Heathers” nie jest spektaklem, który może opierać się tylko na wspaniałej grze tych dwóch postaci. Dzięki pani reżyser i kierownictwu Teatru Syrena, role antagonistów Veroniki i JD, czyli praktycznie wszystkie  pozostałe postacie grane są równie rewelacyjnie. Aktorki i aktorzy wcielający się w te mroczne, śliskie, ale w gruncie rzeczy głęboko nieszczęśliwie dzieciaki, podobnie jak główna para, prezentują nie tylko wspaniałe umiejętności wokalne i taneczne, ale również te czysto aktorskie. Nie sposób tu wymienić kogoś, bo byłoby to niesprawiedliwością w stosunku do pozostałych. Należy podkreślić ogromną rolę Agnieszki Płoszajskiej, która potrafiła tak poprowadzić zespół, iż nie widać różnic między debiutantami, a tymi które (którzy) mają już za sobą występy w kilku takich muzycznych spektaklach. Oczywiście, że było to możliwe tylko i wyłącznie w przypadku, gdy miała do dyspozycji bardzo dobrych aktorów i aktorki. Na końcu podam nazwiska wszystkich występujących w spektaklu premierowym, a teraz wspomnę jeszcze o twórcach.

Musical, a więc muzyka i choreografia! 

Tradycyjnie, w Teatrze Syrena, za opracowanie muzyczne  odpowiadał Tomasz Filipczak, który perfekcyjnie przygotował i wykonał wraz z zespołem muzykę stworzoną przez Laurence'a O'Keefe'a i Kevina Murphy'ego. Zasłużone brawa!

Jako się rzekło, nie ma musicalu bez układów tanecznych! W „Heathers” odpowiada za nie Michał Cyran. Jest na co popatrzyć i czym się pozachwycać. W zestawieniu z cudownymi kostiumami autorstwa Anny Chadaj, publiczność ma okazję widzieć  prawdziwą feerię  barw. Sceny zbiorowe wzbudzają zachwyt i wywołują burze oklasków.

Absolutnie nie można pominąć kwestii polskiego tłumaczenia. Jego autor – Jacek Mikołajczyk – dokonał rzeczy niesamowitej. Jak już wspomniałem, oryginalny tekst jest bardzo brutalny, a miejscami wulgarny. Ale przecież nie chodzi o to, aby w ten właśnie sposób epatować widzów, szczególnie tych młodych. Do nich trafi przekaz wyrażony ich językiem, prostym, ostrym, często używającym zwrotów, od których niektórym więdną uszy, ale nie wykreowanym sztucznie. Mikołajczyk dokonał właśnie tej sztuki, a piosenki w jego tłumaczeniu to prawdziwe perełki.

Przy takich twórcach reszta zależała już od zespołu aktorskiego. A ten, jak napisałem wcześniej, wykonał swoje zadanie równie doskonale, jak twórcy. A oto bohaterowie premierowego wieczoru:

Natalia Kujawa Veronica (dublura - Małgorzata Majerska)

Aleksandra Gotowicka Heather Chandler

Karolina Gwóźdź Heather McNamara

Joanna Gorzała Heather Duke

Maciej M. Tomaszewski JD (dublura - Bartosz Łyczek)

Karol Ledwosiński  Kurt

Jędrzej Czerwonogrodzki Ram

Marta Burdynowicz Martha (dublura - Klaudia Kuchtyk)

Krystian Embradora Geek

Jakub Cendrowski Snob

Bartosz Łyczek Hipster

Klaudia Duda Ćpunka

Małgorzata Majerska Imprezowiczka

Klaudia Kuchtyk Republikanka

Michał Konarski Ojciec Rama/ Big Bud Dean/ Trener Ripper

Agnieszka Rose Pani Fleming/ mama Veroniki

Albert Osik Ojciec Kurta/ ojciec Veroniki/ Dyrektor Gowan

Według mnie „Heathers” jest jednym z tych przedstawień, które powinno zobaczyć jak najwięcej młodych ludzi, a osoby zajmujące się pracą z młodzieżą powinny wręcz obejrzeć go obowiązkowo!  I nie gorszyć się tym co zobaczą i usłyszą, bo taka jest rzeczywistość! I trzeba podejmować wszelkie działania, aby ją zmienić!

Źródło:

Materiał nadesłany