W PRZEGLĄDZIE (35/2024) Rafał Skąpski opisał ciekawie swoje wytrwałe starania u pani Marii Bojarskiej o napisanie wspomnień/książki o jej mężu Tadeuszu Łomnickim, legendarnym polskim aktorze. Szczęśliwie zabiegi te zakończyły się powodzeniem. Chciałbym do tej opowieści dodać kilka zdań. Pisze Mirosław Słowiński w „Przeglądzie”.
Otóż w styczniu 1992 r. w gabinecie dyrektora Teatru Polskiego w Warszawie kolejny raz mogłem się spotkać na dłuższej rozmowie z Kazimierzem Dejmkiem. Już nie pamiętam, z jakiej to przyczyny nasza rozmowa zeszła na aktorów i wyzwania, z którymi muszą się mierzyć. I tu padły słowa, których nie mogę zapomnieć. „Proszę pana - nagle mówi Dejmek - aktor to zawód przeklęty!". Niezaskoczony próbuję wtrącić, że tak krzyczeli z ambon średniowieczni kaznodzieje i zabraniali grzebać igrców w poświęconej ziemi. Teraz niektórych chowa się w alejach zasłużonych. „Nie o tym mówimy - odpowiada. - Nie można bezkarnie 40 razy z rzędu grać szaleństwa Króla Leara. Jeśli aktor chce wejść w tę rolę z całą głębią dramatu, którą ta postać niesie, musi ponieść tego konsekwencje. Ta rola zawsze jakoś zostaje w aktorze. To jest wręcz groźne dla jego zdrowia (nie tylko psychicznego), a czasami wręcz życia. W teatrze angielskim była niepisana zasada, że tej roli nie powierzano aktorom po czterdziestce". I z mocą powtórzył, że to jedno z najtrudniejszych wyzwań, przed jakimi staje aktor.