„Bez hamulców” Laurenta Baffie w reż. Artura Barcisia z Wydziału Produkcji w Małej Warszawie. Pisze Krzysztof Stopczyk.
Widzieli Państwo komedię „Nerwica natręctw” Laurenta Baffie w reżyserii Artura Barcisia? Też się na niej uśmiałem setnie, bo nie dość, że śmieszna, to jeszcze bardzo celnie pokazuje typy różnych zachowań ludzkich, szczególnie w poczekalni u lekarza.
Po kilku latach Artur Barciś sięgnął po kolejną komedię Laurenta Baffie, przetłumaczoną przez Witka Stefaniaka, zatytułowaną „Bez hamulców”. Jej akcja toczy się w podobnym entourag'u, czyli jest jak w tych dowcipach, „przychodzi pacjent do lekarza”. I znowu jest śmiesznie!
Jednak tym razem, w stosunku do „Nerwicy natręctw”, jest zdecydowanie bardziej „na grubo”. Przyczyna jest bardzo prosta i znana każdemu z nas. Bo nikt mi nie wmówi, że żyje na świecie człowiek, któremu nie zdarzyło się, na zewnątrz zachowując tzw. kamienną twarz lub wręcz uśmiechając się w czarujący sposób do swojego rozmówcy, w myślach, w swojej głowie nie mielić paskudnych inwektyw, najgorszych przekleństw czy nie obrzucać błotem tegoż właśnie bliźniego swego. A w „Bez hamulców” widzimy zdarzenia à rebours. Tu jest dokładnie na odwrót. U psychiatry pojawia się pacjent, który bez żadnych hamulców mówi to, co myśli! A bardzo często myśli niecenzuralnie.
Przypadek jest na tyle skomplikowany, że w jego zdiagnozowanie angażują się po kolei wszystkie siły kliniki, a z każdym pojawiającym się na scenie, coraz to innym specjalistą/specjalistką (to rozróżnienie płci jest bardzo istotne, tak samo jak różnorodność tych specjalizacji), akcja zagęszcza się i jest coraz śmieszniej. Trzeba tylko wyłączyć tytułowe hamulce i nie udawać, że gorszy nas to co słyszymy i co oglądamy na scenie! Wtedy jest naprawdę śmiesznie. Tym bardziej, że reżyser zastosował kilka tricków, których nie spotyka się w tradycyjnych przedstawieniach. To nadaje spektaklowi zupełnie inny rys niż mają klasyczne komedie. Bliżej tu do farsy połączonej z kabaretem i prób generalnych, na których już jest publiczność, ale reżyser może jeszcze ingerować w akcję i ją korygować. Jest to zaskakujący efekt, ale mnie się bardzo spodobał. A zakończenie jest i tak nie do przewidzenia wcześniej!
Barciś zaangażował wypróbowany w komediowych bojach zespół i do spółki z Zuzanną Markiewicz - której kostiumy, szczególnie dla pań, są bardzo ważne -stworzyli panopticum niesamowitych typów. Wcale mnie nie dziwiło, że w czasie spektaklu słychać było z widowni komentarze chwalące autentyczność nie tylko zachowań, ale i wyglądu poszczególnych lekarzy i lekarek. Tak wiem! „Bez hamulców” wyreżyserowany jest w konwencji groteski, prawie totalnego przerysowania (dotyczy to gry aktorskiej i właśnie większości kostiumów), ale… już w trakcie spektaklu zastanawiałem się, czy aby nie ma w nim sporo prawdy?! Na przykład takiej, jak nie kończące się odsyłanie pacjenta od specjalisty do specjalisty czy wymaganie dziesiątek konsultacji, badań specjalistycznych, analiz, itp. Oczywiście, że płatnych, bo z reguły terminów wyznaczonych w NFZ można nie dożyć! Szczególnie starsza część widowni reagowała z pełnym zrozumieniem na to, co oglądała na scenie.
Zespół grający w „Bez hamulców” znakomicie bawi się w spektaklu. To widać. W kolejności pojawiania się na scenie są to: Pacjent - Piotr Szwedes (grał na premierze, ale jest w dublurze z Arturem Barcisiem), psychiatra (Jacek Kopczyński), neurolog (Katarzyna Ankudowicz), chirurg plastyczny (Paweł Ciołkosz), chiropraktyk (Joanna Kurowska), pediatra (Karolina Sawka) i specjalista od akupunktury (Hiroaki Murakami). Wszyscy kreują swoje postacie naprawdę wspaniale i może będzie to kontrowersyjne, ale według mnie osiągają ten efekt między innymi dzięki przerysowaniu zachowań swoich bohaterów. To duża sztuka, „jechać po bandzie”, ale jednak nie przeszarżować. Według mnie udało się to wszystkim.
Wojciech Stefaniak, jak zawsze wykonał wspaniałą robotę i jego scenografia przenosi widza do autentycznego wnętrza kliniki lekarskiej. Daje to znakomity efekt, jeszcze dodatkowo uwypuklając absurdalność akcji.
Co wynika z mówienia prawdy, prawdy i tylko prawdy? Jakie są plusy filtrowania jednak swoich myśli i który wariant zachowań jest lepszy, możecie się Państwo przekonać idąc na spektakl „Bez hamulców” wyreżyserowany przez Artura Barcisia, a wyprodukowany przez Wydział Produkcji. Bardzo dobra wiadomość jest taka, że powstał on w systemie impresaryjnym, a więc w wersji wyjazdowej, tak aby mogło go zobaczyć jak najwięcej widzów w różnych ośrodkach w całej Polsce, a nie tylko w tych teatralnie najmocniejszych. Warto go zobaczyć, bo we wspaniale zwariowanej formie, ukrywa dosyć ważne spostrzeżenia! Polecam!