EN

23.12.2022, 09:47 Wersja do druku

Okiem Obserwatora: Berek, czyli upiór w moherze

„Berek, czyli upiór w moherze” na podstawie książki Marcina Szczygielskiego pt. „Berek” w reż. Ewy Kasprzyk z Teatru Gudejko na Scenie Spektaklove w Małej Warszawie. Pisze Krzysztof Stopczyk.

fot. mat. teatru

Znacie to? Znamy i chętnie oglądamy!

W lutym 2009 roku hitem teatralnym Warszawy stała się premiera Teatru Kwadrat „Berek, czyli upiór w moherze” w reżyserii Andrzeja Rozhina. Po dziesięciu latach, także w lutym, ale 2019 r. podobnym sukcesem był „Berek 2, czyli upiór w moherze” w reżyserii Ewy Kasprzyk, wystawiony przez Teatr Gudejko. W obydwu przypadkach autorem tekstów był Marcin Szczygielski. Minęło kilka kolejnych lat i mamy „powtórkę z rozrywki” i to w sensie dosłownym. Bo rozrywką znakomitą jest „Berek, czyli upiór w moherze” wystawiony przez Teatr Gudejko na Scenie Spektaklove w Małej Warszawie w reżyserii Ewy Kasprzyk. 

Jak wiadomo, już ponad 20 lat temu (w 1989 r.) Jerzy Gudejko razem z żoną Grażyną powołali do życia impresaryjny teatr pod tą właśnie nazwą (Teatr Gudejko). Działa przy agencji aktorskiej i póki co nie ma jeszcze stałej siedziby. Chociaż ciekawskie i wszystko wiedzące wróble teatralne ćwierkają, że już lada chwila zostaną sfinalizowane sprawy formalne i teatr będzie miał stałą siedzibę, i to w znakomitej warszawskiej lokalizacji. Oby tak się stało, bo wtedy będzie mogło powstawać więcej takich komedii jak ta, która miała premierę 19 grudnia 2022 r.

Dla tych, którzy już znają tę sztukę - przypomnienie. Dla tych, którzy jej nie znają, krótka informacja. Czas akcji – teraz. Miejsce akcji – małe mieszkanka w standardowym bloku z cienkimi ścianami. W spektaklu zastosowano umowny podział na stronę lewą i prawą sceny, z których każda była pokojem jednej z osób. Już na pierwszy rzut oka widać było, że po lewej stronie mieszka pani Anna - bardzo religijna emerytka, a po prawej Paweł – młody facet, jak się szybko okazuje - gej.

W mieszkankach każde z bohaterów żyje własnym życiem, a przypominam, że ściany dzielące są bardzo cienkie, więc ta mieszanka musi wybuchać co chwila. No i wybucha! 

Gudejko, po uzyskaniu zgody pana Andrzeja Nejmana, dyrektora Teatru Kwadrat, namówił autora dotychczasowych sztuk do napisania uaktualnionej wersji pierwszego „Berka”. Szczygielski spisał się fantastycznie i w ten sposób Teatr Gudejko zyskał znakomitą komedię, oczywiście przeznaczoną do pokazywania nie tylko na premierowej scenie w Małej Warszawie, ale w całej Polsce (życzę, aby nie tylko).

Jest to sztuka w głównej mierze dwójki aktorskiej: Ewy Kasprzyk (Anna) i Antoniego Pawlickiego (Paweł). To, co wyprawia na scenie pani Ewa można by oglądać i słuchać godzinami. Rzadko mi się zdarza, że od pierwszego spojrzenia nie rozpoznaję kto gra daną postać. W tym przypadku to nie tylko efekt znakomitej charakteryzacji, bo przecież pozostaje jeszcze tembr głosu, artykulacja, jakieś ułamkowe gesty, spojrzenia, sposób chodzenia. Tu na scenie jest Pani Anna, a nie Ewa Kasprzyk grająca panią Annę. Słuchając żywiołowych reakcji widowni, chyba każdy z nas spotkał się, a wielu ma w swoich najbliższych kręgach (rodzinnych, przyjacielskich, zawodowych) takie panie Anny.

W kontrze do głównej bohaterki jest Paweł, czyli Antoni Pawlicki. Gej. No właśnie, ogromne znaczenie ma sposób zagrania tej postaci. Vox populi - szczególnie ostatnio w naszym kraju, a za wschodnią granicą od zawsze – bardzo dokładnie określa wygląd i sposób zachowania facetów nieheteronormatywnych. W iluż  filmach, sztukach teatralnych, kabaretach, skeczach itd., występowała taka postać i prawie zawsze była ona przejaskrawiona, wręcz wyszydzana. W „Berku, czyli upiorze w moherze” Paweł to „najnormalniejszy” w świecie facet. No! Może nie taki najnormalniejszy, bo wysportowany, oczytany, potrafiący formułować zdania po polsku, życzliwy dla otoczenia. O jego orientacji dowiadujemy się z pełnych złości utyskiwań jego sąsiadki zza ściany.

Ku zadowoleniu publiczności, akcja rozwija się i na scenie pojawia się nowa postać – lekarz, obecnie nazywany ratownikiem medycznym. Ci, którzy znają treść, wiedzą jaka jest przyczyna jego interwencji, a tym którzy nie znają, nie napiszę. Radzę zobaczyć ten spektakl.

Rolę medyka (Wojtka) grają w dublurze Lesław Żurek i Kamil Kula. Spojleruję! – jest zaskoczenie, ale bardzo pozytywie przyjęte przez publiczność! Od samego początku w rozmowach pojawia się też osoba córki pani Anny, Małgorzata (Joanna Jarmołowicz), która również materializuje się na scenie w drugiej części.

Medyk Wojtek, jak łatwo się domyślić, znajduje wspólny język z Pawłem, razem opiekują się panią Anną, co doprowadza do złamania koszmarnych schematów obowiązujących w naszym społeczeństwie. Okazuje się, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. Do tego dołącza jeszcze córka Małgorzata! Happy end! I o to chodzi!

Dlatego tak podobał mi się ten spektakl! Po pierwsze, znakomita gra aktorska (a to lubię najbardziej!). Po drugie, znakomity tekst. A po trzecie, bardzo optymistyczna wymowa, czyli coś co w obecnych czasach jest nam potrzebne jak rybie woda.

Dlatego gorąco zachęcam Państwa do pójścia na „Berek, czyli upiór w moherze” Teatru Gudejko, gdziekolwiek będziecie Państwo mieli okazję zobaczyć ten spektakl.

Źródło:

Materiał nadesłany