„Kalino malino czerwona jagodo” w reż. Igora Gorzkowskiego, plenerowo w Teatrze Soho w Warszawie. Pisze Anna Czajkowska w Teatrze dla Wszystkich.
Po kilkumiesięcznej przerwie Teatr Soho powrócił do grania, by znów, oko w oko, już nie online spotkać się z widzami! W cyklu wakacyjnych spektakli w ogródku, jako pierwsze pojawiło się radosno-melancholijne, słodko-gorzkie, śpiewne i kolorowe przedstawienie „Kalino malino czerwona jagodo” Igora Gorzkowskiego. Ponadczasową opowieść o przemijaniu, małych i wielkich radościach, miłościach i smutkach, dojrzałości i czupurnej młodości ubrał reżyser w pieśń, we wspomnienie, rubaszny żart. Na scenie, pod drzewem, cztery baby z kurpiowskiej wsi opowiadają o swoim życiu. Niepostrzeżenie, barwnie i plastycznie ożywa kurpiowska wieś. Stare, przygarbione kobiety, w pasiastych strojach, siedzą na ławce przed domem. Bolą schorowane, powykręcane nogi, a z twarzy nie znika charakterystyczny dla staruszek grymas – ot, podeszły wiek…. Ale głosy zostały i każda z nich, choć czasem na ból gardła narzeka, wyciągnie upragnioną nutę, zaśpiewa gardłowym, mocnym, przeponowym głosem, który stanowi naturalny, pierwotny dźwięk naszego ciała, zatracony i zagubiony w cywilizacyjnym pędzie. Aniela, Werka, Tereska i Józia pojękują i wspominają, a gdy budzi się pamięć, wracają lata młodości.
Spektakl miał premierę osiem lat temu i bardzo szybko zyskał uznanie publiczności oraz krytyków. Odtwórczynie wszystkich ról (ponad dziesięciu!), aktorki – Aleksandra Grzelak, Olga Omeljaniec, Natalia Sikora, Diana Zamojska, z powodzeniem rozwijają swoje kariery. Miałam okazję podziwiać je w różnorodnych inscenizacjach. Natalia Sikora, niezwykła Édith Piaf w spektaklu „Piękny nieczuły” (Teatr Polonia), wzruszająca bohaterka musicalu „Huśtawka”, na podstawie sztuki „Dwoje na huśtawce” Williama Gibsona w warszawskim Och-Teatrze, jeszcze nie raz nas zadziwi. Gra z niezwykłą werwą, jak kameleon zmienia się, przeistacza w młodą Anielę, albo w konkurentów do ręki kolejnych Kurpianek. Aleksandra Grzelak śmieszy i porusza czułe struny duszy. Wspaniała w „Panu Jowialskim” (Teatr Polonia), niezapomniana Alicja z kameralnego przedstawienia „Alicja ♥ Alicja”, wystawianego w Och-Teatrze, idzie jak burza. Pozostałe dwie panie – Olga Omeljaniec, Diana Zamojska (ach, ten śpiew!) są równie aktorsko „wytrawne”.
Historia powstania spektaklu jest sama w sobie ciekawa. Aktorki, przebywając na Kurpiach we wsiach niedaleko Myszyńca (każda w innej miejscowości), spędziły niemal cały czas z paniami, które posłużyły za pierwowzór granych postaci („najmłodsza z nich miała 75 lat, najstarsza – 83” – mówi Aleksandra Grzelak). Dziewczyny skrupulatnie zapisywały opowieści wiejskich kobiet i w oparciu o nie Igor Gorzkowski stworzył intrygujący scenariusz, interesującą opowieść o sprawach pozornie błahych – miłości i śpiewie. W czterech miniaturkach teatralnych, reżyser i scenarzysta pokazał co potrafi – skonstruował zabawne dialogi, dynamiczne sceny przeplatające się z pięknymi, autentycznymi przyśpiewkami. Dopełnia je gra aktorska, oparta częściowo na pantomimie rodem z niemego kina (elementy slapstickowej komedii, z dynamiczną akcją i gagami okraszonymi rubasznym humorem sprawdzają się tu znakomicie!). Przedstawienie silnie działa na wyobraźnię i zmysły. Widzowie z zainteresowaniem i przyjemnością śledzą perypetie miłosne bohaterek, niemal z rozkoszą wciągają zapach soczystych jabłek, czują smak świeżego mleka, ucieranego masła. Atmosferę rustykalną podkreśla skromna, ale dopracowana w szczegółach scenografia i kostiumy – zabawne, ludowe i dość wymowne. Aktorki, z miękkością i lekkością oddają charakter wszystkich postaci, w które się wcielają – zarówno młodych wiejskich dziewcząt, pełnych autentycznej radości życia oraz ich zalotników, jak i starych, steranych życiem wiejskich bab. A czynią to po mistrzowsku, bardzo plastycznie uwypuklając wady i zalety każdego z występujących, ukazując charakterystyczne cechy wyglądu i zachowania (nawet grymas twarzy i sposób poruszania się). Te drobne niuanse oraz humor zawarty w życiowych perypetiach, dialogach, monologach bohaterów, tworzą niezwykły klimat przedstawienia. Tło spektaklu tworzy muzyka na żywo, wykonywana na tradycyjnych instrumentach ludowych: melodyce i ukulele. Bardzo ważnym elementem przedstawienia jest też specyficzny biały śpiew, zwany także śpiewokrzykiem, w którym artystki w pełni angażują wszystkie rezonatory. Aktorki poznały i przyswoiły sobie technikę wydobywania owego śpiewu, dzięki czemu ich wokalne popisy zaskakują doskonałością. Umiejętnie operują otwartym głosem, pełnym, bez napięcia. Zawdzięczają to między innymi współtwórcy spektaklu, Marcinowi Lićwinko. „Pieśń ludowa stanowiła niegdyś nieodłączny element codziennego życia, towarzyszyła ważnym wydarzeniom, komentowała otaczającą rzeczywistość. Wraz z zanikaniem kultury, pieśń traci swój pierwotny kontekst, lecz wykorzystywana często przez współczesnych twórców nie zanika, a zyskując nowe znaczenie, staje się na powrót żywym elementem kultury” – mówi Marcin Lićwinko, odpowiedzialny za konsultacje etnograficzne w pracy nad przedstawieniem. Usłyszeć możemy między innymi tytułową przyśpiewkę: „Kalino, malino, czerwona jagodo, Cemu opłakujes, dziewczyno niebogo. Opłakuje tego, zianka rucianego, Zem go utraciła dla Jonka swojego” i inne kurpiowskie pieśni. „Na żywo” mają niepowtarzalny urok i smak!
Reżyser Igor Gorzkowski od zawsze tworzy teatr kameralny, wysmakowany, który mocno angażuje widza – emocjonalnie i zmysłowo. Jego spektakle są ponadczasowe – „Kalino malino czerwona jagodo” jest kolejnym tego przykładem – po latach tak samo przykuwa uwagę, śmieszy, wzrusza i porusza, jak w dniu premiery.