EN

13.03.2023, 12:40 Wersja do druku

Ofiara społeczeństwa

„Pinokio” wg Joëla Pommerata w reż. Agaty Kucińskiej we Wrocławskim Teatrze Lalek. Pisze Kamil Bujny w portalu Teatrologia.info.

fot. Natalia Kabanow / mat. teatru

Co zrobić, by stać się człowiekiem, jeśli przyszło się na świat w innej, nieludzkiej formie? Na przykład spod dłuta artysty. I to nawet nie mistrza, lecz biednego, samotnego mężczyzny, który postanowił wyrzeźbić sobie towarzysza, mając nadzieję, że ten będzie dla niego wsparciem w ostatnich latach życia. Co w takim razie? Jak stać się człowiekiem? W legendarnej powieści Pinokio Carla Collodiego, publikowanej w odcinkach w latach 1881-1883, odpowiedź była prosta: trzeba słuchać dorosłych, być grzecznym i nie kłamać. Wówczas – czy to za sprawą magii, czy jakiejś tajemnej sprawiedliwości – nawet drewniany pajac może zamienić się w człowieka. Brzmi świetnie, prawda? Realia się jednak zmieniają, wzory wychowawcze również, dlatego też Joël Pommerat, sześćdziesięcioletni francuski pisarz i reżyser teatralny od 1990 roku prowadzący Compagnie Louis Brouillard, przygotował bardziej współczesną interpretację utworu, opowiadającą nie tyle o uległości i nauce pokory, ile o dojrzewaniu, buncie i niezależności. Agata Kucińska na podstawie sztuki Pommerata przygotowała we Wrocławskim Teatrze Lalek przedstawienie, które zaskakuje od samego początku – choćby przez to, że jej Pinokio nie jest z drewna, lecz z gąbki.

I od tego tworzywa zacznijmy. Zanim kurtyna pójdzie w górę, zanim zobaczymy przygotowaną przez Michała Dracza scenografię, widzimy gąbkę. Leży na proscenium jak gdyby nigdy nic, jakby ktoś o niej zapomniał: ot, kawałek zwykłej gąbki technicznej, raczej już nieprzydatny, zbyt mały, by dało się go jakoś sensownie wykorzystać. Można by nawet powiedzieć – zwykły śmieć, odpadek. Wszak co komu po czymś takim? Pojawiają się jednak aktorzy, którzy kolejno wychodzą przed kurtynę i, dziwiąc się, że na widowni zasiada już publiczność, w różny sposób, raczej żartobliwie, animują gąbkę: jedni zdają się jej bać, drudzy odgrywają przy jej pomocy rozmaite scenki (na przykład kąpieli). Z początku wszystko to wydaje się niewiele znaczyć, jednak z czasem ujawnia swój sens: to zapowiedź magii teatru, którą twórcy chcieliby oczarować odbiorców, zwłaszcza tych młodszych. Jeśli jeszcze przed podniesieniem kurtyny publiczność z uważnością obserwuje wykonawców, tworzących, właściwie z niczego, bo raptem z kawałka pianki, intrygujące sytuacje sceniczne, to co będzie później, gdy w pełni przeniesiemy się w teatralny świat Pinokia? Przekonajmy się.

fot. Natalia Kabanow / mat. teatru

W przedstawieniu mamy kilku narratorów, nazwanych w programie mianem „konferansjerów”: każdy z aktorów, nie licząc wcielającego się w tytułową rolę Krzysztofa Kozaka, relacjonuje jakąś część historii niesfornego pajacyka. Opowieść rozpoczyna Radosław Kasiukiewicz, który przybliża nam dramat Starszego mężczyzny (Sławomir Przepiórka)odpowiednika powieściowego Gepetto: żyje on w biedzie, nie ma rodziny ani przyjaciół, a na dodatek w trakcie burzy piorun powalił jego ulubione drzewo. Żeby poradzić sobie z dotkliwą stratą, bohater postanawia wystrugać z niego chłopca. Drzewo, jak większość elementów pojawiających się na scenie, jest z pianki, toteż rzeźbienie w nim wydaje się z perspektywy widza naprawdę niezwykłe – im dłużej mężczyzna pracuje, wyrzucając z jego wnętrza kolejne fragmenty giętkiego materiału, tym więcej szczegółów dostrzegamy; w końcu widzimy Pinokia, który – po opuszczeniu pnia – porusza się tak, jak na istotę z pianki przystało: niepewnie, niezdarnie, nieco się chybocząc. Jego nieporadność nie przeszkadza mu jednak w dokazywaniu: choć zostanie wysłany do szkoły, to do niej nie trafi. Po drodze zawędruje w niebezpieczne rejony miasta, co nie skończy się dla niego najlepiej: pozna zbirów, którzy go okradną, trafi do więzienia, a do tego zostanie zamieniony w osła i wrzucony do oceanu, gdzie pożre go wieloryb. Całkiem dużo, jak na jednego pajacyka, prawda? Wprawdzie ostatecznie bohater uwolni się z żołądka olbrzyma, ale gdy wróci do szkoły, to okaże się, że niczego o życiu się nie nauczył – dalej będzie rozrabiał. Nie ma tu, jak widać, w przeciwieństwie do powieści Collodiego, żadnego morału czy dydaktycznego pouczenia. A mimo to i tak nastąpi happy end. Jak to możliwe?

fot. Natalia Kabanow

Kucińska, co wcale nie musiało być takie oczywiste, nie przygotowała spektaklu adresowanego do rodziców czy nauczycieli, lecz dla młodych widzów. Losy jej bohatera, choć w dużej mierze pokrywają się z tymi opisanymi w powieści, wygrywają zupełnie inne sensy: przedstawienie skupia się nie na procesie wychowawczym niepokornego pajacyka, a na przynależnej jego wiekowi krnąbrności. Na scenie obserwujemy więc postać, która nie tyle daje dydaktyczny przykład, ile podważa oczekiwania dorosłych, pokazując, że można – a nawet na pewnym etapie trzeba – im się sprzeciwiać. Żeby była jasność: Wrocławski Teatr Lalek nie zachęca do bycia niegrzecznym, nie namawia do buntu czy nie pochwala nieodpowiedzialności. Nic z tych rzeczy. Widowisko wyciąga raczej z postaci Pinokia to, co odebrała mu baśniowa konwencja, a z czym mogą utożsamić się młodzi odbiorcy – nieoczywistość i autentyczność. Wszak dzieci nie są dobre lub złe, posłuszne lub nieposłuszne, jak pokazują to znane nam baśnie; proces dorastania i dojrzewania to ciąg różnych decyzji, nierzadko wielokrotnie nieodpowiednich. Nie jest przecież tak, że w momencie, gdy ponosimy konsekwencje złych wyborów, stajemy się nagle mądrzy i odpowiedzialni. Owszem, zawsze czegoś się o sobie i świecie uczymy, ale te nauki w zasadzie nie mają końca – zwłaszcza wtedy, gdy zachłystujemy się życiem, dopiero je poznając. Pinokio popełnia więc błędy i nie słucha starszych nie dlatego, że jest zły lub głupi, lecz dlatego, że bardzo ciekawi go świat i chce wiedzieć, co się stanie, jeśli postąpi inaczej niż wszyscy. Nie mając jeszcze żadnego doświadczenia i nie rozpoznając, co jest prawdą, a co nie, wierzy innym, nawet zbirom, którzy wykorzystują jego naiwność, by się wzbogacić. Rozsadza go wyobraźnia, a jego postępowanie determinują marzenia – o życiu lepszym niż to, które wiedzie jego biedny ojciec. Co w tym złego? Nic. Problem leży gdzie indziej – w świecie dorosłych, którzy albo nie potrafią tego zrozumieć, albo mierzą chłopca swoją miarą.

Nie bez powodu po obejrzeniu widowiska zapamiętujemy akurat dwóch bohaterów, których moglibyśmy określić mianem nastoletnich rebeliantów: Pinokia oraz granego przez Annę Makowską-Kowalczyk Złego ucznia. Ten pierwszy przez cały czas szuka własnego miejsca i poznaje otaczający go świat, ten drugi imponuje pajacowi niezależnością i odwagą; obaj nie chcą dopasowywać się do zastanej rzeczywistości, szukają własnej drogi. Buntują się przeciw rodzicom, nie słuchają nauczycieli, a ostatecznie razem uciekają tam, „gdzie nigdy nie ma nudy”, gdzie można bez przerwy grać w najlepsze gry wideo i słuchać głośnej muzyki. To nic dziwnego, że Pinokio jest pod wpływem rówieśnika – dorośli, których dotąd poznał, wyłącznie go skrzywdzili: okradali, bili, a nawet skazali na śmierć. Oszukał go również sąd, uchodzący przecież za symbol sprawiedliwości (bohater zwrócił się z prośbą o pomoc w odzyskaniu skradzionych mu pieniędzy, a sam został osadzony w więzieniu). Jak mógłby więc ufać starszym i wierzyć w ich mądrość, skoro wszystko, co do tej pory przyszło z ich strony, to cierpienie? Zrozumiałe zatem wydaje się, że Pinokio Kucińskiej nie jest taki, jak moglibyśmy tego oczekiwać; świat, w którym żyje, przecież też taki nie jest. Reżyserka, wybierając sztukę Pommerata i prowadząc w tak odważny sposób postać pajaca, opowiada się wobec tego po stronie nastolatków, zwłaszcza tych uznawanych za „trudnych”. W swoim spektaklu pokazuje bowiem, jak niesprawiedliwie ich w gruncie rzeczy oceniamy: oszuści czy sędzia nie wydają nam się w tym widowisku źli (myślimy o nich „ot, taki typ bohatera, ciemny charakter”), ale Pinokio budzi w nas obawy co do tego, czy aby na pewno jest dobrym przykładem dla młodszych widzów. Dlaczego podobnego pytania nie stawiamy wobec wspomnianych oszustów (Radosław Kasiukiewicz i Piotr Starczak)? Tylko dlatego, że są dorośli? A co z sędzią (Konrad Kujawski)? Co ze Sprzedawcą osłów (również Kujawski), który spieniężył pajaca? Oni są w porządku? Czyści jak łza? W przedstawieniu mamy kilku negatywnych bohaterów, ale tylko od Pinokia wymagamy mądrości i odpowiedzialności. A przecież to on, jako ofiara społeczeństwa, został wielokrotnie skrzywdzony. Któż więc, jeśli nie on, ma prawo błądzić?

fot. Natalia Kabanow / mat. teatru

Wrocławski spektakl podnosi te pytania w dość zawoalowany sposób, nie tyle dramatyzując losy bohatera, ile zmuszając odbiorcę do stawiania własnych ocen i diagnoz. Twórcy nie dążą bowiem do morału, nie próbują również uczynić z Pinokia postaci jednoznacznej, oczywistej. Nic z tych rzeczy – pozwalają mu błądzić, kłamać i oszukiwać, a przy tym ujmować publiczność własną nieporadnością i naiwnością; raz więc mu współczujemy, innym razem jesteśmy na niego źli. Choć w widowisku pojawia się aż kilku narratorów, to żaden z nich nie moralizuje, nie wyciąga z losów pajaca wniosków. Wręcz przeciwnie: jeden z konferansjerów udowadnia widzom, że ich oceny również są mylne. Wstrzymanie akcji po powrocie Pinokia do szkoły i zwrócenie się do publiczności z pytaniem o to „czy jeśli ktoś jest z papieru, to może stać się z żelaza?” uzmysławia nam, że trudno z dnia na dzień się zmienić. Potwierdzają to dalsze losy bohatera, w tym jego nierozważna ucieczka ze Złym uczniem. Dlaczego więc, mimo braku poprawy w zachowaniu, pajac w ostatniej scenie staje się człowiekiem? Za co ta nagroda? Gdzie jest, obecny w powieści Collodiego, dydaktyczny wydźwięk?

Nie ma go. Bohater wrocławskiego Pinokia nie zmienia się tak, jak moglibyśmy wcześniej założyć: owszem, dochodzi do pewnych wniosków, wraca po licznych przygodach do ojca, być może mądrzejszy o różne doświadczenia, ale nie zauważamy żeby ta postać była inna. Dlaczego? Z dwóch powodów. Po pierwsze: współczesna interpretacja utworu Collodiego uzmysławia, że bunt, krnąbrność czy szeroko rozumiana niegrzeczność towarzyszą każdemu nastolatkowi i nie są co do zasady niczym złym. Każdy musi przejść ten okres, poradzić sobie z burzą hormonów i zmianami, więc nie ma powodów, by ten etap życia jakkolwiek demonizować; warto za to pomyśleć o tym, jak nastolatka wesprzeć, jak pomóc mu poradzić sobie z dojrzewaniem. Wprawdzie Pinokio nie mógł liczyć na dorosłych, ale mógł znaleźć oparcie w ojcu, który – pomimo różnych wybryków chłopca – rozumiał jego krnąbrność. Po drugie: dorastanie i zdobywanie życiowej mądrości to proces; nie uczymy się i nie poznajemy świata naraz – jeśli popełniamy jakiś błąd, to najpewniej popełnimy go jeszcze wiele razy, zanim zdamy sobie sprawę z tego, co jest dobre, a co złe. Nie sposób stać się odpowiedzialnym z dnia na dzień; trwa to znacznie dłużej, dlatego też Pinokio pod koniec przedstawienia nie jest postacią „skończoną”. Wciąż jest w procesie, na pewno popełni jeszcze wiele błędów, nie stał się nagle – jak za dotknięciem czarodziejskiej wróżki – grzeczny i posłuszny. Pod tym względem omawiane widowisko jest nie tylko bardziej współczesne niż powieść Collodiego (tzn. trafniej oddaje realia dzisiejszych nastolatków), lecz także lepiej ujmuje przebieg dorastania: jako niewyidealizowany okres popełniania wielu błędów, czas, gdy młody człowiek szuka – niekiedy za wszelką cenę – niezależności.

Wystawiony we Wrocławskim Teatrze Lalek Pinokio jest więc przedstawieniem zupełnie nieoczywistym, zaskakującym odbiorcę na wielu poziomach: czy to ze względu na samą interpretację historii o pajacu, oszczędną, acz pomysłową scenografię czy obsadzenie w tytułowej roli studenta Akademii Sztuk Teatralnych. Krzysztof Kozak fantastycznie odnalazł się w zgranym i zintegrowanym zespole, nadał pajacowi cały wachlarz różnych, nierzadko sprzecznych, cech. Na uwagę zasługuje także Anna Makowska-Kowalczyk, która – jak zawsze – rozsadza scenę własną energią i charyzmą. Stworzone przez nich postaci wzbudzają w widzach duże emocje. Nie bez powodu: na przekór wszystkiemu i wszystkim Pinokio i Zły uczeń idą po swoje, choć społeczeństwo – zinstytucjonalizowane m.in. w formie szkoły lub wymiaru sprawiedliwości – robi wiele, by uprzykrzyć im życie.

Źródło:

„Teatrologia.info”

Link do źródła

Autor:

Kamil Bujny

Data publikacji oryginału:

09.03.2023