EN

4.05.2022, 11:20 Wersja do druku

Obudzić sumienia Shakespeare’em

fot. Bartek Warzecha

Z Justyną Godlewską-Kruczkowską rozmawiała Jolanta Hinc-Mackiewicz - kierownik literacki

Czy lubi Pani postać Lady Makbet?

- Choruję na taką przypadłość, że lubię niemal wszystkie swoje postaci. Bardzo rzadko zdarza mi się pomyśleć: nie lubię się w tę postać wcielać. 

Jak można lubić tak zbrodniczą postać?

- Można, poprzez pryzmat możliwości, które ona mi daje na scenie! Można, bo spotykasz się z legendą! Z rolą wymarzoną! Choć jest tyle ról, nawet kobiecych u Shakespeare’a. (Szept: Choć tak naprawdę nie wiem, dlaczego?) Dlaczego Lady Makbet urosła do rangi niedosiężnych wyżyn? 

Czy reżyserska wizja Makbeta i relacji z Lady Makbet Pani odpowiada? 

- To Grzegorz Suski wyznacza kierunki i ścieżki. Nie zawsze się zgadzamy. W naszej realizacji Lady Makbet jest, jak to prowadzi reżyser, nawet trochę prymitywna. Często mi przerywa, mówiąc: „Za poetycko, za szlachetnie. Tu nie ma miejsca na empatię”. Wszystko zależy od wizji i interpretacji reżysera, którą realizujemy. To on wyznacza tory, po których błąka oszalała Lady Makbet. Zadaję sobie jednak pytanie, czy gdyby Lady Makbet była naprawdę zła i pozbawiona wyrzutów sumienia, to czy zwariowałaby? Dziś jednak jestem uskrzydlona, bo dobrze mi poszła próba, spotkaliśmy się gdzieś w pół drogi z reżyserem. Na tym polega ta praca.

Jak się pracuje w relacji z odtwórcą tytułowej postaci Makbeta Bernardem Banią? 

- Spotkaliśmy się w ducie w kolejnym spektaklu z Bernardem Banią, poprzednio w „Balladynie”, w której grałam tytułową postać, a mój kolega Fon Kostryna - rycerza księcia Kirkora. Teraz staramy się o tym zapomnieć i podnieść relację poziom wyżej. Jesteśmy starsi, bogatsi, parę lat doświadczeń, parę ról. Nie chcę się kłócić z młodością „durną i chmurną”, której się wydaje, że wie i może wszystko. Takie jest prawo młodości. Teraz szanuję, doceniam i zwracam honor wszystkim pedagogom, reżyserom, wykładowcom, którzy mówili, że Lady Makbet powinna grać osoba dojrzała, doświadczona.

Wiem, że będzie Pani miała kilka wspaniałych kostiumów. Jak to jest, czy one pomagają czy utrudniają stworzenie postaci?

- Co do zasady kostium ma pomóc. Na pewno kostiumy uatrakcyjniają widowisko, są nieziemskie i piękne. 

Czy znalezienie się wśród symbolicznych elementów scenograficznych pomaga tworzyć atmosferę miejsc przywoływanych przez Szekspira? Proszę wyjaśnić widzom, jaka jest różnica w grze w przestrzeni poza naszą siedzibą w nieteatralnym, a kinowym wnętrzu? 

- Nie przeszkadza mi brak scenografii czy rekwizytów. Lubię stawiać na słowo, na aktorstwo. Umowność czy nowoczesność scenografii mi nie przeszkadza, dopóki nie stanowi zagrożenia dla zdrowia aktora. Podobają mi się nowoczesne inscenizacje. Trudność polega na tym, że niestety piękna przestrzeń Kina TON nie jest dostosowana do teatru zarówno ze względu na jej wielkość, jak i brak możliwości przechodzenia z tyłu, bo scena będzie zabudowana. Z ogromną niecierpliwością czekam na efekt końcowy, gdyż scenografia jest przygotowywana z ogromnym rozmachem, np. wóz, na którym jadą wiedźmy. Moje obawy dotyczą także kostiumów. Nie ich zjawiskowości i piękna, bo te są bezdyskusyjne, natomiast do możliwości ich ogrania. Lękam się, bo mam kilka zmian kostiumów i mało na to czasu. Pomagają mi trzy osoby: jedna układa mi włosy, druga zakłada buty, bo nie jestem w stanie sama tego zrobić, a trzecia zakłada sukienkę. Gdzie my się tam zmieścimy? To prozaiczne problemy. Widz nie ma prawa o tym wiedzieć i zrobimy wszystko tak, że będzie pięknie, ale to są lęki, które towarzyszą nam w graniu poza siedzibą. Tęsknię do starego zapachu, nawet nieprzyjemnego, naszego starego budynku, tęsknię do własnej garderoby. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jakie to ma znaczenie, jakie to ważne. Czujemy się, mówię w imieniu wszystkich kolegów, trochę tak, jak na wyjeździe, chociaż w tych pięknych gościnnych wnętrzach wszyscy robią, co mogą, by było nam jak najlepiej.

Czy rola i kolejne sceny rodzą się w rozmowie, dyskusji, poszukiwaniach ?

- Tak, w propozycjach, w pokazywaniu, w ciągłym szukaniu i sprawdzaniu: czy tak, a może tak…

Łatwo czy trudno buduje się rolę, na której opiera się struktura spektaklu, przecież Makbet i Lady Makbet to są filary konstrukcyjne tego dramatu?

- Pracując na próbach, w ogóle o tym nie myślę. Nie zastanawiam się nad tym, nie dlatego, że to nie miałoby dla mnie znaczenia. Wręcz przeciwnie, ale w trakcie pracy jako postać mam swoje cele, swoje zadania, marzenia i jako aktorka wykorzystuję środki wyrazu, które wybieram w trakcie próby. Interesuje mnie tylko to, co w danym momencie mam do załatwienia z Makbetem czy ze służką. 

Makbet Szekspira ma opinię trudnego i niewdzięcznego przedstawienia. Czy nie ma Pani obaw z tym związanych?

- W życiu nie jestem przesądna, ale jeśli chodzi o teatr – bardzo! Depcę po scenariuszu i po wszystkim, co upadnie! (Żeby nie upadło przedstawienie!). Nie wchodzę na scenę w butach z zewnątrz, nawet w dawnej balowej Sali Astorii zmieniam obuwie. Tak zostałam nauczona przez szacunek do miejsca, do ludzi, do pracy.

Wiedźmy i pierwiastek zła będą pokazane w spektaklu w bardzo atrakcyjnej formie?

- Tak. Ale czy zło nie jest atrakcyjne? Przecież kusi. Kusi prosta droga prowadząca do sukcesu. Wystarczy tylko na kogoś donieść, kogoś pogrążyć, komuś podstawić nogę, kogoś podsłuchać, dać komuś łapówkę i można mieć! Można mnożyć wyliczanie haniebnych zachowań…

Sądzi Pani, że ten spektakl będzie pełnił funkcję przestrogi przed tym, jak łatwo wpaść w sidła zła?

- Pokładam taką nadzieję i umiejscawiam ją w relacji naszych postaci: Makbeta i Lady Makbeta. My mamy szansę pokazać, do czego prowadzi żądza władzy i manipulacja.

Chciałabym, by do młodego widza, do którego jest kierowana, dotarło coś więcej dzięki środkom aktorskim opartym na emocjach, na słowie. Żeby Shakespeare był zrozumiały nie tylko w warstwie słownej, ale również, by poruszył jakąś strunę w sercu, w głowie. Istotne jest nie tylko to, by młodzi widzowie długo nie mogli zapomnieć o naszym przedstawieniu, ale aby kiedy dorosną, podejmowali świadome wybory. Chciałabym, by Shakespeare’em obudzić sumienia każdego człowieka w świecie, w którym można w imię czyichś racji strzelać do dzieci, bo nikt lepiej niż ten dramaturg nie opisuje konstrukcji człowieka i konstrukcji świata.

Będziemy z niecierpliwością czekać na premierę. 

Źródło:

Materiał nadesłany