27. Międzynarodowe Spotkania Teatrów Tańca w Lublinie. Pisze Kinga Senczyk z Nowej Siły Krytycznej.
Tegoroczna 27. edycja Międzynarodowych Spotkań Teatrów Tańca w Lublinie pomyślana została jako przegląd działań, które znajdują się na styku tańca i widowisk takich jak cyrk, kino czy monodram. Obok artystów z Danii, Grecji, USA, Francji, Norwegii, Niemiec i Ukrainy pojawili się lokalni twórcy oraz najmłodsze pokolenie polskich tancerzy. Po raz pierwszy w Polsce gościliśmy Yoann Bourgeois z zespołem, zaprezentowali zapierający dech w piersiach spektakl „Nieosiągalny punkt zawieszenia”.
Festiwal miał spektakularne rozpoczęcie. Mette Ingvartsen w performansie „The Dancing Public” stworzyła klubową przestrzeń przepełnioną wspólnym rytmem. Scena, która stała się jednocześnie widownią, została dosłownie przekształcona w parkiet taneczny oświetlony kolorowymi jarzeniówkami. Artystka wita poszczególnych widzów przy wejściu, drepcząc rytmicznie. Od samego progu przekazuje w ten sposób impuls do ruchu, wzmocniony muzyką elektroniczną oraz prostym faktem, że nie ma miejsc siedzących. Nieustannie podróżując w przestrzeni między widzami i razem z nimi, inspiruje siebie i innych do działania. Dochodzi do wymiany myśli w ruchu. Udało się jej w ten sposób uchwycić i wytworzyć sytuację opisywaną jako choreomania, czyli niewytłumaczalne zjawisko masowego, ekstatycznego tańca opisywanego już w średniowieczu. Taniec w wykonaniu Ingvartsen stał się prawdziwie zaraźliwy.
Wciągającą opowieść stworzył także zespół z Grecji. Joanna Paraskevopoulou i Georgios Kotsifakis w spektaklu „MOS” jako bazy używają techniki kinematograficznej do zabawy z ruchem i dźwiękiem. MOS w żargonie filmowym oznacza obraz nagrany bez ścieżki dźwiękowej. Dodaje się ją dopiero w postprodukcji. W ten sposób na przykład uderzanie łupinami kokosa o podłogę może imitować tętent kopyt. Tancerze znakomicie bawią się tą formą. Tworzy się ciekawy układ: przedmiot wytwarzający dźwięk – osoba wprawiająca go w ruch – obraz na ekranie. Każdy z tych elementów można śledzić niezależnie lub dowolnie je łączyć. Widz staje się bardziej aktywny i sprawczy, może podjąć decyzję o obserwacji tylko artystów na scenie lub zwrócić się do ekranu za swoimi plecami. Twórcy grają również rozmieszczeniem tych elementów w przestrzeni: raz film jest na scenie, później za widownią, a czasem takim ruchowym punktem odniesienia jest performująca osoba. To fascynujący taniec z uwagą widza.
W programie 27. MSTT znalazły się także dwa spektakle poruszające temat kobiecej wspólnoty doświadczeń – „Light and Desire” Colleen Thomas i „VONA” Rainera Behra. Punktem wyjścia dla pierwszego z nich był Miesiąc Historii Kobiet obchodzony co roku w marcu w USA oraz setna rocznica ratyfikacji dziewiętnastej poprawki do konstytucji Stanów Zjednoczonych, przyznającej prawa wyborcze kobietom we wszystkich stanach. Choreografka zaprosiła artystki z Wenezueli, Węgier, Niemiec, Polski, Albanii, Grecji i USA. Dodatkowo Thomas stworzyła także chór młodych lublinianek. I to te fragmenty spektaklu są najciekawsze i najsilniej oddziałują na emocje i wyobraźnię widza, budując sugestywne obrazy. Wspólnotowa choreografia pokazuje niesamowitą siłę, ale też paradoksalnie indywidualność każdej członkini grupy. Natomiast części wykonywane przez zawodowe artystki niebezpiecznie ocierają się o klisze. Odbieranie prawa głosu kobietom zdecydowanie można pokazać w inny sposób niż tylko postawić je przed statywem bez mikrofonu. Podobnie w kwestii seksualizacji kobiet czy przypisywaniu sobie ich zasług przez mężczyzn.
W przypadku spektaklu „VONA” (w języku ukraińskim „ona”) twórcy chcieli pokazać portret ukraińskiej kobiety w kontekście aktualnej wojny. Użycie pieśni i poezji ukraińskiej świetnie oddaje przywiązanie do wspólnoty tradycji i doświadczeń. Podobnie jak w „Light and Desire” najsilniej oddziałują sceny zbiorowe – zwłaszcza trzy, w których performerki tańczą z krzesłami. Coś wytrzymałego, pewnego, na czym można się oprzeć, by odpocząć, staje się bardzo chwiejne i nieprzewidywalne. Dlatego ciała tancerek praktycznie staczają się po nich i przelewają lub wywracają na podłogę. Wielokrotnie powtarzają się motywy braku i pustki, rozbicia, rozdarcia i niepewności połączonej z bezradnością. Za każdym razem jednak użyte są coraz to nowe rekwizyty, kostiumy, strategie scenograficzne czy inscenizacyjne, co skutkuje poczuciem przebodźcowania. Nie bez znaczenia może być również fakt, że spektakl znalazł się na końcu maratonu festiwalowego.
Ciekawym zestawieniem jest również „Nabinam” Jeana-Baptiste’a Baele’a i „WELCOME” Compagnie Les Vagues, przedstawienia zaprezentowane jedno po drugim z krótką przerwą na zmianę scenografii. Baele w autobiograficznej pracy opowiada historię adopcyjną oraz kwestie traktowania rasy i różnic kulturowych w jego najbliższym otoczeniu. No właśnie – opowiada. Pierwsza część performansu przypomina bardziej monodram z elementami ruchu scenicznego. Dominuje słowo w formie luźnej, niezbyt zachęcającej do słuchania. Dopiero w ostatniej scenie mamy dynamiczną choreografię, która nie do końca równoważy spokojniejszy początek.
Podobne środki zastosował francuski zespół, ale z zupełnie odwrotnym skutkiem. Trójka tancerzy Compagnie Les Vagues przez większą część spektaklu wykonuje mikroruchy, prawie niezauważalnie przemieszczając się z jednego końca sceny na drugi. Doprowadzają sytuację do takiego ekstremum, że starają się nawet nie mrugać. Sporadycznie można jedynie dostrzec mimowolnie płynące łzy z przesuszonych oczu. I choć duża część akcji „WELCOME” odbywa się za pomocą słowa, artyści nie poruszają ustami. Paradoks, ale możliwy dzięki użyciu techniki brzuchomówstwa. Ten kontrast między pozornym brakiem ruchu a dynamicznymi i komicznymi dialogami fantastycznie budują napięcie. W ten oryginalny sposób przeżywamy razem z performerami chociażby scenę rabunku czy wyścigów samochodowych. Dodatkowo pozycje ciała, które nieustannie zmieniają, są również bardzo dynamiczne. Brak prostych linii ułożenia ciała, wychylenie sylwetek poza oś kręgosłupa wprowadza wrażenie studium ruchu. Na koniec napięcie zostaje ekstatycznie uwolnione i znajduje przekomiczny finał w tańcu języków. Dramaturgicznie i technicznie jest to majstersztyk.
Ukoronowaniem 27. MSTT był program „Nieosiągalny punkt zawieszenia” Yoanna Bourgeoisa. Francuski artysta wywodzący się ze środowiska cyrkowego jako pierwszy w historii stanął na czele Centre chorégraphique national w Grenoble jako jego dyrektor w latach 2016–2022. Spektakl zaprezentowany w Lublinie składa się z sześciu prac będących wariacjami na temat stanów fizycznych: grawitacji, równowagi i bezwładu. Korzystając z cyrkowych sztuczek i akrobatycznych technik przełamuje stereotyp myślenia o tej formie i jej funkcji rozśmieszania ludzi. Choć widać elementy klaunady w rozpadających się stołach, krzesłach i spadających na wykonawców reflektorach, to całość jest głęboko metafizyczna i przejmująco smutna.
Bourgeois buduje nieprawdopodobnie piękne obrazy z ciał zawieszonych w powietrzu dzięki wprawieniu w ruch dużych obrotowych scen i wywołanej przez nie sile odśrodkowej („Wirujące krzesło/Approach 14”, „Stół obrotowy/Approach 7”). W ten sposób oniryczne wizje z jego wyobraźni stają się realne. Dodatkowo są pretekstem do studium ludzkich relacji. Artyści tworzą układy, w których każda najdrobniejsza zmiana u jednej ze stron wpływa na pozycję i zachowanie drugiej. Widać to szczególnie w „Zrównoważonej platformie/Approach 9”, w której dwójka performerów znajduje się na podeście balansującym na jednej centralnej podporze. Przesunięcie o kilka centymetrów któregokolwiek z wykonawców wymaga dostosowania się, negocjacji, dialogu z drugą osobą, by całość nie runęła.
W finale Bourgeois poddaje się syzyfowej pracy – próbuje wejść na schody, prowadzące donikąd. Goniąc za kolejnym beznadziejnym marzeniem i tęsknotą, okupuje każdy kolejny krok coraz dramatyczniejszymi upadkami i jeszcze bardziej spektakularnymi powrotami dzięki trampolinie ustawionej u podnóża. Pomimo ogromnej skali elementów scenograficznych (a może właśnie dlatego) opowieść Bourgeoisa jest bardzo przejmująca i intymna. A skoro mowa o marzeniach niemożliwych – szkoda, że ten spektakl nie był prezentowany w bardziej kameralnych warunkach, z mniejszą widownią, otaczającą scenę. Zanurzenie w historię byłoby jeszcze większe a wirtuozeria wykonania dobitniejsza. Zapewne z oczywistych względów logistycznych i wymagań technicznych (pomysłowa i spektakularna inżynieria konstrukcji scenograficznych to duży, osobny temat) nie było to jednak możliwe w innej przestrzeni. W tym tkwi również magia „Zawieszenia” – im bardziej ulotne, efemeryczne i nieprawdopodobne prezentuje obrazy, tym bliżej chcemy się nich znaleźć, by dotknąć, doświadczyć i przekonać się, że nam się to nie śniło.
***
27. Międzynarodowe Spotkania Teatrów Tańca w Lublinie, 9–13 listopada 2023
***
Kinga Senczyk – kulturoznawczyni, recenzentka teatralna, performerka, edukatorka i przewodniczka w Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN.