EN

10.03.2023, 11:30 Wersja do druku

O miłości, tragedii i odkupieniu

„Moc przeznaczenia” Giuseppe Verdiego w reż. Mariusza Trelińskiego w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w „Naszym Dzienniku”.

fot. Krzysztof Bieliński

Któż nie zna nazwiska Giuseppe Verdiego, wielkiego włoskiego kompozytora, twórcy wielu wybitnych dzieł operowych, z których kilkanaście znajduje się w stałym repertuarze teatrów operowych świata. Trudno sobie wyobrazić, by istniał na kuli ziemskiej teatr operowy, który nigdy nie wystawił opery Verdiego. Był on bardzo twórczy i pracowity, dzięki temu pozostawił po sobie prawie 30 dzieł operowych, wśród nich „Moc przeznaczenia", utwór powstały w 1862 roku i - co dzisiaj brzmi pewnie nieco dziwnie - mający swoją prapremierę w Operze Carskiej w Petersburgu, bowiem dzieło zamówił u Verdiego car Rosji Aleksander II Romanow. A jednak sukces nie był na miarę oczekiwań. Zawiniło głównie libretto nadto rozwlekłe i dość zawiłe. Mimo to „Moc przeznaczenia" bardzo szybko wystawiły - i to z niemałym powodzeniem - teatry operowe Europy, i nie tylko. Jednak Verdi czuł niedosyt, dlatego po paru latach dokonał przeróbek partytury oraz libretta. Od tamtego czasu teatry wystawiają „Moc przeznaczenia" już w nowej wersji. I właśnie tę wersję zaprezentowała Opera Narodowa w Warszawie w reżyserii Mariusza Trelińskiego.

Opera Verdiego jest opowieścią o miłości i tragedii, która rozgrywa się w XVIII-wiecznej Hiszpanii. Donna Leonora (Izabela Matuła), córka generała Calatravy (Tomasz Konieczny), kocha ze wzajemnością szlachetnego młodzieńca Don Alvara (Tadeusz Szlenkier), lecz ojciec sprzeciwia się małżeństwu, ponieważ narzeczony jego córki jest potomkiem Inków, według generała w połowie Indianinem. W tej sytuacji młodzi postanawiają uciec, lecz dochodzi do niespodziewanego i jak się okazuje - tragicznego w rezultacie spotkania generała z Don Alvaro na skutek czego ojciec Leonory ponosi śmierć w wyniku wystrzału z odrzuconej na podłogę przez Alvara broni. Umierający generał przeklina córkę i jej narzeczonego. Mimo że Don Alvaro jest niewinny, to brat Leonory, Don Carlo (Krzysztof Szumański), poprzysięga pomścić śmierć ojca, zabijając nie tylko Alvara, ale także swoją siostrę. Młodzi się rozstają. Leonora postanawia żyć w pustelni jako mniszka, zaś Alvaro, przekonany, że Leonora nie żyje, zaciąga się do wojska. Don Carlo zaś nie ustaje w ściganiu obojga, co w rezultacie kończy się śmiercią jego i jego siostry, którą jeszcze zdąży śmiertelnie ranić.

Finałowa scena, kiedy ranna Leonora z wielkim trudem, ostatkiem sił wspina się po schodach, wprowadza widza w przestrzeń, można powiedzieć, symboliki religijnej, sacrum i wiąże się z refleksją na temat odkupienia win. Umierająca Leonora prosi Boga o wybaczenie i zbawienie nie tylko dla siebie, ale dla swojego narzeczonego, do którego zwraca się słowami: „Teraz, szczęśliwa, dotrę przed tobą do ziemi obiecanej. I będę czekać na ciebie w niebie, żegnaj!". To najpiękniejsza, z głęboką refleksją scena w całym spektaklu. Wyraźnie ukierunkowana w stronę sacrum. Przy tym doskonale artystycznie, wokalnie, ale i aktorsko zagrana przez Izabelę Matułę, Tadeusza Szlenkiera i Krzysztofa Szumańskiego. Nie do zapomnienia.

Od strony muzycznej urzeka bogactwo wspaniałych partii solowych i chóralnych znakomicie wykonanych przez cały zespół. Śpiewacy mają w „Mocy przeznaczenia" niebywałą okazję do artystycznego popisu - i tak jest w tym przedstawieniu. Szkoda tylko, że reżyser umieścił chór za kulisami. Chór, który jest przecież ważną i niezbędną częścią opery, także pod względem wizualnym. Nie mówiąc już o tym, że dźwięk dochodzący zza kulis jest w naturalny sposób przytłumiony w porównaniu z dźwiękiem bezpośrednio dochodzącym z otwartej przestrzeni scenicznej.

Oczywiście Mariusz Treliński nie byłby sobą, gdyby nie dokonał uwspółcześnienia, a tym samym zmian w libretcie (wyraźne odniesienia do Putina i wojny prowadzonej przezeń na Ukrainie). Jednak dodając Verdiemu w warstwie fabularnej własne pomysły, reżyser spowodował, że niektóre sytuacje stały się wręcz komiczne, na przykład gdy wykonawca - zgodnie z tekstem libretta - śpiewa arię, której słowa publiczność widzi na wyświetlaczu, natomiast na scenie w tym czasie ogląda zupełnie inną sytuację.

Tytuł oryginalny

O miłości, tragedii i odkupieniu

Źródło:

„Nasz Dziennik” nr 59

Autor:

Temida Stankiewicz-Podhorecka

Data publikacji oryginału:

11.03.2023