Niebezpieczna jest swoboda, z jaką Kazimierz Kutz zmienia role. Raz wypowiada się jako twórca, by za chwilę mówić już jak polityk. I niestety jego wypowiedzi jako polityka pełne są zawoalowanych gróźb. Kutz polityk szantażuje środowisko, że naśle kontrolę na PISF i zweryfikuje ustawę o kinematografii. Chce również dać ministrowi swego rządu narzędzia administracyjnej ingerencji w działalność stowarzyszeń twórczych i organizacji autorskich (o tym mówi zachwalana przez Kutza ustawa o prawie autorskim) - pisze Maciej Strzembosz w Gazecie Wyborczej.
Raz jeszcze okazuje się, że ci, którzy innych obrażają z niesłychaną łatwością, na swoim punkcie są niezwykle wrażliwi. Ironiczna wypowiedź Janusza Kijowskiego spowodowała najwyraźniej, że Kazimierz Kutz nie tylko przeszedł z nim ponownie na pan, ale postanowił się wypisać ze Stowarzyszenia Filmowców Polskich. Reakcja emocjonalna zrozumiała, bo racji Kutz zbyt wiele po swojej stronie nie ma. A jak argumentów mało, warto unieść się honorem i odpowiedzieć ad personam. Zdaniem Kutza źródłem wszelkiego zła jest Stowarzyszenie Filmowców Polskich i jego zarząd, ale równocześnie tantiemy mu się należą jak psu buda. Owszem, należą mu się, tyle tylko, że przez dziesiątki lat ich nie otrzymywał, gdyż reżyserzy nie mieli tantiem (mimo podpisanych konwencji i umów międzynarodowych). Dopiero to okropne SFP z okropnym prezesem Bromskim te tantiemy wywalczyło, stworzyło organizację zbiorowego zarządu ZAPA, działającą, jak sam Kutz przyznaje