EN

3.03.2022, 13:20 Wersja do druku

Noc według Kafki

 „Noc ciemna. Opowiadania Franza Kafki” w reż.  Michała Zdunika w Teatrze Ochoty w Warszawie.  Pisze Anna Czajkowska w Teatrze dla Wszystkich.

fot. Artur Wesołowski / mat. teatru

Dwie niezwykłe postacie, urodzony w Pradze pisarz o żydowskich korzeniach, genialny prozaik, przedstawiciel ekspresjonizmu w literaturze Franz Kafka i święty Jan od Krzyża, szesnastowieczny mistyk, jeden  z najwybitniejszych hiszpańskich poetów, stały się inspiracją dla reżysera i autora scenariusza najnowszej inscenizacji Teatru Ochoty. Michał Zdunik w spektaklu „Noc ciemna. Opowiadania Franza Kafki” łączy dwa teksty Franza Kafki: „Kolonię karną” i „Przemianę” . Nowele napisane bez mała przed stu laty wciąż intrygują, porażają absurdalnością bliską nam, współczesnym, ponieważ można je analizować w oderwaniu od kontekstów historycznych i ideologii. Ale też przywodzą na myśl wszelki totalitaryzm, wyalienowanie, słabość człowieka wobec bezdusznej maszyny systemów i kontroli. „To wszystko jest przecież na próżno” – mówi autor, zatrzymując nas w metaforycznej poczekalni na upiornym dworcu, szukając – wraz z bohaterami właściwego pociągu – prawdziwej drogi, która zmierza ku… śmierci. W „Nocy ciemnej” reżyser wykorzystuje również inne teksty, krótkie miniatury i przypowieści Kafki, paraboliczne fragmenty, które przeplatają się ze sobą i są dopełnieniem głównego wątku.

Kafka odziera nas z ułudy – pozory wolności nie dają wytchnienia, dobrobyt, nasza stabilizacja jest tak naprawdę jeszcze większym uzależnieniem. Niepotrzebna nikomu jednostka w świecie rządzonym przez kapitalizm umiera – także w sensie metaforycznym – wyobcowana, odarta z godności i indywidualizmu. Michał Zdunik podąża za myślą świętego Jana od Krzyża i łączy wątki religijne (widoczne też w scenografii, na przykład  w napisach na tablicy dworcowej ) oraz ascetyczną treść z zagmatwaną wizją kafkowskiego świata. „Noc ciemna” to świat cierpienia fizycznego, moralnego i duchowego, które staje się doświadczeniem oczyszczającym. Jest w tym wszystkim jakiś mistycyzm, choć świecki. W ciemnościach może dokonać się przemiana człowieka, jednak konfrontacja z ostatecznością, wejście w mrok umierania, zwątpienia i samotność jest nieuniknioną koniecznością. Takiemu doświadczeniu święty Jan od Krzyża nadał wielce wymowna nazwę „nocy ciemnej”, z wyraźnym odniesieniem do jasności i ciemności tajemnicy wiary. Nie chodzi o odpowiedź na problemy cierpienia człowieka w świecie, chorobę, plagę głodu, wojnę i wszelką niesprawiedliwość – to poza naszymi możliwościami. Ale kiedy wkraczamy już w ten proces oczyszczenia, wchodzimy w relacje z innymi bez zależności i dominacji, bez przywiązania, możemy odzyskać wolność. W ostatecznym rozrachunku chodzi o przeżycie całej prawdy tajemnicy śmierci i zmartwychwstania – „umie On (Bóg) doskonale wydobyć ze zła dobro” – mówi święty Jan od Krzyża. W spektaklu nie dostrzegamy tak jednoznacznych odwołań do teologii, chodzi raczej o  przeżywanie swej nocy albo w ciemnościach schematów myślowych i w niewoli przywiązań do tego, co przejściowe, albo odrzucając pożądania i ryzykując doświadczenie, które  jest drogą samotności i zagubienia, w poszukiwaniu swojego miejsca w świecie, z pytaniami o sens życia.

Zespół aktorów, których miałam okazję podziwiać w „Młodziku” Igora Gorzkowskiego, ponownie zadziwia i urzeka. Paweł Janyst, Michał Pawlik, Malwina Laska-Eichmann, Krzysztof Oleksyn i Irmina Liszkowska, laureaci aktorskiej edycji konkursu „Polowanie na motyle”, potrafią głęboko wejść w kafkowską rzeczywistość, wykazując precyzję przypisywaną najczęściej doświadczonym artystom. Z jaką celnością, zaangażowaniem i skupieniem wcielają się w swych bohaterów. Pokazują postaci celowo zredukowane do stanu alegorii i symbolów, pozbawione psychologicznych niuansów i wyrafinowań, a przez to jeszcze bardziej przejmujące. Bohaterowie i ich działania wydaja się jedynie demonstracją snów, wizji, majaków i koszmarów. Niczym uosobienie subiektywnych przywidzeń stają pretekstem do zadawania pytań na temat problemów społecznych i metafizycznych.

Scena podzielona została na dwie części – jedna to poczekalnia dworcowa, a druga, oddzielona złożonym z ruchowych żaluzji ogrodzeniem, stanowi królestwo Gregora, czy raczej jego więzienie. Gdy tylko na scenie pojawiają się kolejni podróżni, czujemy wszechogarniający niepokój, jednak to bohater „Przemian”, upodabniając się do robala, najsilniej uosabia lęk wpisany w bolesny sens w istnienia. W postać Gregora wciela się Paweł Janyst. Młody aktor znakomicie ukazuje przemianę głównego bohatera, coraz bardziej „owadzie” zachowania, ruchy, jęki. Udaje mu się odmalować obraz bezsilności i zwątpienia, które towarzyszą „odczłowieczonemu” człowiekowi, pogodzonemu z tym stanem rzeczy. Jego ruchy, odgłosy są wręcz porażające. Paweł Janyst gra też skazanego z „Kolonii karnej” – osobę, która nie zna swego wyroku, nie wie, że została skazana i nie ma możliwości obrony. Skazany znalazł się w ekstremalnej, absurdalnej sytuacji i tak jak Gregorowi przemienionemu w robaka, towarzyszy mu jedynie poczucie strachu i zaszczucia. Po drugiej stronie – dosłownie i w przenośni – są matka, siostra oraz ojciec. Malwina Laska-Eichmann jako siostra jest postacią niejednoznaczną, a przez to jeszcze bardziej intrygującą. Podobnie jak pozostali, wciela się jeszcze w inne osoby, niezmiennie wyobcowane, zawsze same ze sobą, obezwładnione przez terror, pozbawione indywidualności i uwikłane w sytuacje bezsensowne, niemal groteskowe.

Irmina Liszkowska gra matkę – kobietę w nieustannej w żałobie, od początku w rozpaczy, którą tylko na krótko przerywa tragicznym, wymuszonym śmiechem. Jest jedynie obserwatorem zhańbienia Gregora, świadkiem jego poniżenia, figurą niezdolną do działania. A może to raczej unikanie, strach przed wejściem w „noc ciemną”? Kobietom towarzyszy ojciec –  w tej roli Michał Pawlik, który od początku odrzuca Gregora, uosabiając zimne okrucieństwo i władczość. Jednak w rzeczywistości jest tak samo wyobcowany jak Gregor – robal. Jeszcze ciekawszą kreację tworzy Pawlik jako oficer w „Kolonii karnej”, gdzie w duecie z Krzysztofem Oleksynem, czyli podróżnym-badaczem, przybliża nam metaforyczność owej kolonii, choć miejsce akcji nie ma tak naprawdę znaczenia. Bohaterowie toczą dysputę (bardziej przypominającą monolog) na temat przerażającego wynalazku – maszyny do zabijania. Oficer reprezentujący administrację wojskową i system władzy, szczegółowo opisuje instrumentarium do zadawania bólu i śmierci. Michał Pawlik, z porażającym zaangażowaniem, ale ze stoickim spokojem opowiada o maszynie, o jej nieżyjącym już twórcy komendancie i jego rządach. Pokazuje projekty, podkreśla zalety, precyzję w działaniu i niezawodność owego „cudu techniki”, z nostalgią i żalem wspominając byłe egzekucje. Jego przemowa przeraża zarówno zasłuchanego podróżnika, jak i widza. Wielka maszyna – symbol sprawnie działającego systemu pseudosprawiedliwości – budzi grozę. Straszliwa wizja staje się prawdopodobieństwem, skoro jesteśmy nic nieznaczącymi śrubkami i trybikami tego systemu, które łatwo ulegają zniszczeniu, a wówczas trzeba je wyrzucić i wymienić na nowe. Krzysztof Oleksyn, badacz w łachmanach, nic nie może poradzić na bezradność i cierpienia jednostki, poddającej się swemu losowi. Aktor swym wymownym milczeniem, mimiką twarzy i rzadko wypowiadanym słowem, jeszcze mocniej podkreśla alegorię ludzkiego życia, które upływa pod znakiem męki. Kafka z adekwatnością i celnością oddając dylematy, cierpienia człowieka nie pozostawia nam cienia nadziei. „Nic nigdy nie zostanie wytłumaczone / nic wyrównane / nic wynagrodzone”  – mówi Tadeusz Różewicz w wierszu „Wiedza” (wysłuchamy go w czasie spektaklu). Ponadczasowy obraz alienacji, któremu nijak się przeciwstawić, wciąż jest aktualny i przeraża, kojarząc się z systemami totalitarnymi, a szerzej – metafizycznym, egzystencjalnym lękiem. Żadna z opowieści nie zawiera wyrazistego przesłania, jednak udało się twórcom spektaklu oddać dominujące uczucie groteskowej paranoi. Wszystko obraca się wokół doświadczenia bezradności, zwątpienia i ślepej ucieczki przed śmiercią. Scenografia, w tonacjach szarości i czerni, podkreśla klimat i duszną atmosferę kameralnego spektaklu. Dworzec, zniszczone walizki, podróżni w ciemnych płaszczach oczekujący na pociąg, który nie nadjeżdża, dobrze wpisują się w alegoryczność przedstawienia.

Jednak spektakl ma kilka wad – moim zdaniem zbyt dużo dzieje się w milczeniu i mocno skondensowanych obrazach. Ruch sceniczny nie pomaga w odczytywaniu przesłania, a napięcie niepotrzebnie słabnie. Zbyt dużo niejasności w symbolice, mnogość wykorzystanych tropów, alegorii, odwołań powoduje niepotrzebne uczucie zagubienia u oglądających. A może to celowe? Umykająca spójność powraca dzięki konsekwentnym działaniom aktorów i właśnie oni, zgromadzeni w dworcowej poczekalni, czekając na pociąg donikąd, zabierają nas w trudną podróż do stacji kafkowskiego absurdu, który mimo wszystko ma sens.  Z tym uczuciem pozostaję, zadumana nad teatralną wizją „rzeczywistości według Kafki”.

Tytuł oryginalny

Noc według Kafki

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła