- Wyjechałam, bo nie chciałam pracować w Operze i przez dziesięć lat tańczyć Giselle. Jeszcze w Polsce zdobyłam kilka prestiżowych nagród i po wyjeździe od razu trafiłam do Béjarta. A że nie jest on zbyt współczesny, tylko raczej neoklasyczny, wiele było tam zajęć z klasyki - mówi KATARZYNA GDANIEC, gość Gdańskiego Festiwalu Tańca, prowadząca Compagnie Linga w Lozannie.
Katarzyna Gdaniec wraz ze swoim zespołem Compagnie Linga jest gwiazdą tegorocznej edycji organizowanego przez Klub Żak Gdańskiego Festiwalu Tańca. Magdalena Hajdysz: Co by pani określiła, jako styl Compagnie Linga. Którym z wielu języków tańca najchętniej się posługujecie? Katarzyna Gdaniec: Nie lubię takich określeń, jak styl, przyczepiania etykietek, szufladkowania - to jest Linga i ona jest taka i taka. Wraz z moim mężem, Marco Cantalupo, co roku szukamy czegoś nowego, staramy się zajmować innym tematem. Najważniejsze jest dla nas, by ruch był jak najbardziej naturalny, pozbawiony sztuczności, przerysowania. Dużą część naszej pracy stanowi też improwizacja. Do naszego zespołu zawsze szukam "specjalnych", wyjątkowych tancerzy, takich, z którymi jestem w stanie złapać odpowiedni kontakt poprzez taniec. To obopólna wymiana - ja daję coś od siebie i tancerz tez musi coś dać. Nie pracuję tak, jak pracował z nami Bejart, który był wielkim c