Jakoś niezauważenie minęła kilka miesięcy temu dwudziesta rocznica śmierci Jadwigi Mydlarskiej-Kowal. Dziś zbliżałaby się do osiemdziesiątki. Odeszła – nie doczekawszy nawet 60. Jedna z najwspanialszych polskich scenografek końca XX wieku! - pisze Marek Waszkiel.
Mimo wszystko miała wielkie szczęście. Wciąż żyje w naszej pamięci i tak już pozostanie. Weszła do panteonu polskiej scenografii, z pewnością scenografii lalkowej. Z jej nazwiskiem łączą się największe sukcesy teatru lalek dla dorosłych: spektakle wrocławskiej Sceny Małej z przełomu lat 80. i 90. XX wieku. Jest bez wątpienia najbardziej rozpoznawalną polską scenografką, obdarzoną własnym językiem, którego gramatyka jest skomplikowana, ale i fascynująca.
W ciągu dwudziestu lat działalności scenograficznej Jadwiga Mydlarska-Kowal współpracowała z wieloma reżyserami i w całkiem sporej liczbie teatrów: dramatycznych, muzycznych i lalkowych. Na scenach aktorskich – głównie z Jackiem Bunschem, w lalkach – z Wiesławem Hejno, który – jak mówiła – zaraził ją teatrem i lalkami. To Hejno zaprosił ją do pierwszej realizacji tuż na progu stanu wojennego i z Wrocławskim Teatrem Lalek związała swoje późniejsze losy.
Była etatową scenografką, jakich dziś już nie ma. Czas spędzała w pracowni. Żyła z uprawiania scenografii. Przyjmowała zatem rozmaite zlecenia, także z innych teatrów. Zastanawiam się jednak, dlaczego spośród ponad osiemdziesięciu jej realizacji, w naszej pamięci pozostały te z wrocławskiej Sceny Małej, będące efektem współpracy z Hejno w tzw. repertuarze dla dorosłych? Przecież nawet z Wiesławem Hejno i w macierzystym WTL-u przygotowywała wiele przedstawień dla dzieci: Księżniczkę Turandot, Kota, psa i jazz, Dzikie łabędzie, Kota w butach, Ali Babę…. Uczniom Hejny (Bogdan Nauka, Aleksander Maksymiak…) partnerowała wielokrotnie w różnych miejscach. Do współpracy z teatrami lalek zapraszali ją ponadto znakomici reżyserzy lalkowi: Stanisław Ochmański, Wojciech Wieczorkiewicz, Janusz Ryl-Krystianowski, ale żadna z ich wspólnych realizacji nie weszła na dłużej do środowiskowej choćby pamięci. Dlaczego?
Dlaczego Jadwiga Mydlarska-Kowal funkcjonuje głównie jako współkreatorka spektakli dla dorosłych powstałych w tandemie z Wiesławem Hejno: Procesu, Gyubala Wahazara, Fausta, Niedokonań, Ryszarda III, Śmiesznego staruszka…? Mówiła, że zawsze chciała „objąć świat jednym spojrzeniem i pokazać go w wizji za pomocą określonych środków wyrazu artystycznego, przylegających do niepowtarzalności artysty” i nie sposób przyjąć, że to marzenie realizowała tylko czasami. Wszyscy pamiętamy, że nie rozstawała się z ołówkiem, wciąż rysowała, szkicowała, mało mówiła.
Być może rację miał Wiesław Hejno, pisząc przed laty w wydawnictwie WTL-u Fenomen władzy: „Jadwiga odznacza się nie tylko wielkim talentem i oryginalną wyobraźnią, ale jest też niezwykłym medium. Doskonale mnie rozumie, wyczuwa, wychwytuje z chaosu moich słów to, czego sam precyzyjnie nie umiem wyrazić (...). Ja nie muszę kryć się przed nią ze swoim chaosem w głowie, a ona nie wstydzi się ujawniać swoich ‘półproduktów’, improwizowanych szkiców. Jest znaczącą współautorką moich realizacji.” Ale być może rację miała też Hanna Baltyn, która w 2005 roku mówiła, że „Jadwiga Mydlarska intuicyjnie znaczyła swój teatralny świat śmiercią i rozkładem, wpisując w los bohaterów swoisty dance macabre”. Zatem spotkanie dwóch niezwykłych osobowości, ale i osobliwego repertuaru, który otwierał szansę na połączenie realnego i nierzeczywistego, aktora i…. lalki, animanta, obiektu ożywienia?
Kilka lat temu, Muzeum Śląskie w Katowicach, po paru świetnych wystawach „Teatru form Jadwigi Mydlarskiej-Kowal” i towarzyszących im efektownych katalogach Sylwii Ryś (Świadomość lalki, Katowice 2016, Katowice 2017), planowało wydanie obszernego albumu poświęconego twórczości artystki, sumującego jej dokonania. Projekt upadł. Może za pięć lat, w związku z dwudziestopięcioleciem śmierci Mydlarskiej-Kowal będzie okazja do przypomnienia sobie wielu spektakli, które być może ominęliśmy przed laty: bo powstały poza teatralnymi centrami, bo nie poświęcono im krytycznej uwagi, nie znalazły się w festiwalowych wyborach. Świat wyobraźni Mydlarskiej-Kowal pozostał nienaruszony. Żyje nawet poza teatrem, na wielu wystawach, gdzie prezentowane są jej lalki, ujawniające czasem szczegóły, których nie dostrzegaliśmy ze sceny: piękno i brzydotę zarazem. I może okaże się, że trzeba będzie na nowo przyjrzeć się polskiemu teatrowi ostatnich dziesięcioleci?