EN

31.08.2020, 12:50 Wersja do druku

Niebieska szpicruta – spóźniony rekwizyt chce zaistnieć!

Po śmierci mojej siostry Barbary Batyry (z d. Matuszewska, 1949-2020), która była przez ostatnie lata scenografem Teatru Na Pustej Podłodze pamięci Tadeusza Łomnickiego (TNPP), w którym tworzyliśmy razem spektakle, straciłem serce do teatru.

fot. M. Zielińska

Wyreżyserowałem ponad 40 spektakli, a z Barbarą jeszcze – w TNPP – cztery. Jej śmierć uzmysłowiła mi, jak bardzo ze sobą byliśmy związani – także w sferze teatralnej. Barbara towarzyszyła mi przy wszystkich premierach (przyjeżdżała nawet te w bardzo odległych od Brwinowa miastach, do Paryża także) przyjaźniła się z moimi aktorami, scenografkami, czasami miała wręcz - „niby drobny” - materialny wkład w te spektakle, np. w postaci rekwizytu (jak ta słynna już filiżanka – rekwizyt grający niezwykle istotną rolę w spektaklu „Ach, Combray!...” wg arcypowieści Marcela Prousta w Teatrze Dramatycznym m.st. Warszawy).

Ostatnim naszym spektaklem był „Romans z pajacem” oparty na tekście opowiadania Stefana Kiedrzyńskiego (1886-1943) – autora związanego z Brwinowem (jak każdy autor tekstów wystawianych przez TNPP). Kiedy 12 lutego 2020 roku moja siostra zmarła, całkowicie straciłem motywację do myślenia o kolejnym spektaklu (bo ten kolejny miał też być wspólny…). Barbara w naszym skromnym Teatrze Na Pustej Podłodze (nazwę zawdzięczamy naszemu Patronowi – Tadeuszowi Łomnickiemu), pełniła wiele funkcji i bez niej trudno teraz wyobrazić sobie jego funkcjonowanie. Była naszym scenografem, ale też obsługiwała spektakle – jako garderobiana, charakteryzatorka, rekwizytorka, robiła nam kanapki a nawet trochę „matkowała” aktorom. Chciałoby się powiedzieć, że „pełno jej było za kulisami”, ale właśnie Barbara wszystkie te funkcje wykonywała z pokorą i bez zbędnego hałasu. I teraz „na pustej podłodze” zrobiło się rzeczywiście pusto.

Barbara robiła własnoręcznie kostiumy i rekwizyty, wiele z nich pochodziło z jej zbiorów, z jej mieszkania – trochę magazynu kostiumów, trochę teatralnej pracowni krawieckiej a trochę rekwizytorni. No, i właśnie przy realizacji „Romansu z pajacem” w tej rekwizytorni zabrakło jednego drobnego, ale jak zawsze w teatrze, gdzie każdy szczegół i detal jest ważny, a w danym momencie akcji - okazuje się najważniejszy, zabrakło szpicruty. Barbara skonstruowała coś podobnego, ale po każdym spektaklu trzeba było to coś, co zastępowało prawdziwą szpicrutę, reperować, poprawiać. A Kinga Suchan grająca rolę dziewczyny uprawiającej z zapałem konną jazdę, czuła zapewne dyskomfort w posługiwaniu się tym rekwizytem.

Na 25 września został zamówiony kolejny spektakl „Romansu z pajacem” – o czym powiadomił mnie grający Morelskiego, dyrektora wędrownej teatralnej trupy – Jacek Zienkiewicz. Mówiąc oględnie wcale nie paliłem się do tego wydarzenia. Udałem się do Szwecji – w gościnę do najmłodszej z moich czterech sióstr–Antygon (Antygon - bo tak jak bohaterka tragedii Sofoklesa, moje siostry kochają swoich braci), do Ani.

W Szwecji panuje obecnie prawdziwa moda na wyprzedaże staroci. Zrobiła się tutaj z tego forma spędzania wolnego czasu i towarzyszy mu zawsze atmosfera przygody: na co ciekawego tym razem się trafi, na jaki bezcenny skarb. Dla Ani i jej męża Callego (od Carl) to prawdziwa pasja. Wciągnąłem się przy nich w to i ja – i za którymś razem, już tuż przed powrotem do Polski, trafiłem tam na tak potrzebną aktorce Kindze Suchan… szpicrutę. W tym momencie do głosu dochodzi już kwestia albo wiary w decydującą wagę przypadku w naszym życiu, albo jeszcze mocniej: wiary w życie po życiu.

Rozglądając się wśród wystawionych na sprzedaż „rzeczy komuś już nie potrzebnych” wcale nie myślałem o szpicrucie ani, tym bardziej, o zbliżającym się spektaklu „Romansu z pajacem”. Taka szpicruta to przedmiot bardzo niewielki a nawet niepozorny, aż tu nagle w całej tej „klamociarni”, w jakimś jej osobnym dziale rekreacyjno-sportowym - wśród nieprzeliczonej ilości używanych kijów golfowych – w kąciku, jakby nieśmiało, zajaśniało, a właściwie zaniebieszczyło się coś tak niepozornego, jak niebieska pleciona szpicruta ze skórzanym uchwytem firmy MACTACK „made in England”. O całkowicie przystępnej cenie już nie wspomnę. 

Dodatkowego dreszczyku całej tej historii dodaje fakt, że woalka na kapeluszu woltyżerki w naszym „Romansie” znalazła nagle swoje kolorystyczne dopełnienie w tym znalezionym na wyprzedaży, tak od dawna potrzebnym, „prawdziwym” rekwizycie. Pomyślałem tylko jedno: Barbara uzupełniła swoją „niedoróbkę”, bo chce, aby spektakl był grany… A jej spóźniony rekwizyt chce zaistnieć na scenie!

Kroksbo, 27 VIII 2020 r.

Źródło:

Materiał nadesłany