„Niemy kelner” Harolda Pintera w reż. Wojciecha Malajkata z Kompanii Teatralnej w Teatrze Imka w Warszawie. Pisze Wiesław Kowalski w Teatrze dla Wszystkich.
Naprawdę warto odwiedzić położony daleko od centrum Warszawy Teatr Imka, by zobaczyć jeden z dramatów Harolda Pintera, autora dzisiaj granego bardzo rzadko, wobec twórczości którego teatr niejednokrotnie pozostawał bezradny. Wojciech Malajkat (reżyseria) znalazł zdaje się właściwy klucz do interpretacji charakterystycznego tylko dla autora „Kochanka” dialogu, podszedł do tekstu z pokorą, nie szukając łatwych inscenizacyjnych trików czy uproszczeń, co potwierdzają role w „Niemym kelnerze” zagrane przez Mikołaja Roznerskiego i – może przede wszystkim – Piotra Szwedesa.
„Niemy kelner”, grany w połowie lat 90. w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie pod tytułem „Samoobsługa”, objawia to, co w twórczości Pintera najważniejsze: jest to dramaturgia ogniskująca się wokół wypowiadanych słów z całym ich niedopowiedzeniem; wszystkich słów, albowiem równie istotne jest to, co one kryją poza ich znaczeniem dosłownym i to, co dzieje się między nimi. Już ten fakt wskazuje, jak ważne jest w tym przypadku znalezienie aktorów, którzy będą potrafili się w tym pozorowanym, niejednoznacznym i dziwnym dialogu odnaleźć. Będą potrafili odkryć głębszy wymiar dla tajemniczości w wyjściu poza obszary prawdopodobnego świata i ukazać w strukturze dialogu tkwiące w relacjach między protagonistami niebezpieczeństwo. Malajkat ma pełną świadomość z jak amorficzną logiką ma w tej literaturze do czynienia i stara się w partyturze Pintera dokładnie oznakować wartość każdej użytej przez aktora nuty, z równym pietyzmem podchodząc do tego w jakim tempie rozgrywać poszczególne sceny i jak grać w tym wszystkim pauzą, ciszą czy ciemnością. W ten sposób, dzięki swego rodzaju kontestacji logiki, zyskuje na sile wymiar metaforyczny.
„Niemy kelner” jest materią pełną pytań bez odpowiedzi i zdarzeń trudnych do uzasadnienia, w której łatwo wpaść we wnyki tautologii, dlatego docenić trzeba jak umiejętnie reżyser komponuje przestrzeń złożoną z samych słów i zamilknięć, bez próby osadzania tych elementów również w warstwie wizualnej, i też to, w jaki sposób wydobywa złudzenie oczywistości. Wszystkie sytuacje sceniczne są cały czas mocno zakotwiczone w uwarunkowaniach realistycznych i realizatorzy starają się tej poetyki trzymać od początku do końca. Ta konsekwencja daje bardzo dobre efekty, bo jednocześnie nie zaprzecza temu, co w manierze pisarskiej Pintera stanowi o jego specyfice wyrosłej z czechowowsko-kafkowskiej tradycji, choć przecież nie tylko. Odprysków z Becketta, Bernharda czy Strindberga też nie można zignorować. I nie trudno te inspiracje w „Niemym kelnerze” wyłonić.
Roznerski i Szwedes, wcielając się w role oczekujących na zlecenie gangsterów, skazani na siebie jak bohaterowie Mrożka w „Emigrantach”, tworzą w tym spektaklu indywidualności o silnie rozpoznawalnym, niespokojnym charakterze i wnętrzu. Ben Roznerskiego jest dużo mniej aktywny, mało mówi, jest bardziej zamknięty w sobie, spokojny, cierpliwy, zimny i skupiony na działaniach – czytanie gazety czy rytualne niemal ścielenie łóżka, gładzenie pościeli nie świadczą jednak wcale o tym, że ignoruje partnera czy go nie słucha. Wręcz przeciwnie. Cały czas doskonale wie w czym i po co uczestniczy. Gus Szwedesa to postać zdecydowanie bardziej rozedrgana, na początku mocno wylękniona, już w pierwszej scenie swoją aktywnością, anektowaniem przestrzeni, swego rodzaju jowialnością napędza dialog i akcję, która co i rusz pęka, ukazując w wyrwach nowe jakości i treści. Raz mrożące krew w żyłach, to znów dawką absurdu dezorientujące widza kolejną woltą w zachowaniach protagonistów i stawianiu im zadań przez tajemniczy głos, który tylko oni są w stanie zrozumieć. Zaś kuchenna winda sprawi, że zamówienia coraz bardziej wymyślnego menu podniosą poziom kuriozalności do jeszcze większej potęgi. Malajkat w budowaniu wraz z aktorami napięcia i nastroju dziwności stawia na wieloznaczność i wygrywa. Bo pozostawia widzów w niewiedzy, z której muszą się sami wywikłać. Czy tego chcą czy nie chcą.