„Skiz” Gabrieli Zapolskiej w reż. Wojciecha Adamczyka w Teatrze Telewizji. Pisze Krzysztof Krzak w Teatrze dla Wszystkich.
Powstały w pierwszej dekadzie XX wieku „Skiz” należy – oprócz „Moralności pani Dulskiej” – do najczęściej wystawianych sztuk Gabrieli Zapolskiej. W samym tylko Teatrze Telewizji gościła już trzy razy (ostatnio w 2000 roku w reżyserii Gustawa Holoubka). 11 grudnia 2023 roku w formule „na żywo” zawitała po raz kolejny. Reżyserii podjął się specjalista od lekkich komedii – Wojciech Adamczyk.
Skiz to termin związany z tarotem oznaczający najważniejszą z kart, nazywaną również jokerem, którą można zastąpić każdą inną. Bohaterowie sztuki Gabrieli Zapolskiej jak grę w karty traktują miłość. Grę, która może dla nich się źle skończyć, a w każdym razie diametralnie zmienić ich życie. „Skiz” Zapolskiej dzieje się w podolskim majątku młodego małżeństwa, Muszki i Witusia, którzy tworzą stadło zaledwie od dwóch lat. Przybywają do nich w gości doświadczeni małżonkowie Lulu i Tolo. To ten bojący się ujawnić swój wiek mężczyzna ulega fascynacji młodą, piękną kobietą, która czuje się zaniedbywana przez męża zajętego pracami na roli. Tolo podejmuje z nią swoistą grę opartą na flircie. Rozgrywa się ona w dużym stopniu z inicjatywy i przy akceptacji jego małżonki. Lulu i Tola mają już w tym zakresie spore doświadczenie. Tym razem to z pozoru niewinne flirtowanie, będące rodzajem gry towarzyskiej zblazowanej socjety, doprowadzi do fundamentalnej przemiany w życiu uczestników tej ryzykownej gry. Może tylko jedna osoba wyjdzie z niej zwycięsko, ale czy to nie będzie pyrrusowe zwycięstwo, a cena nie będzie za wysoka?
„Skiz” Gabrieli Zapolskiej zdaje się mówić o sprawach małżeńskich w formie z pozoru lekkiej i frywolnej, ale jeśli uważniej wsłuchać się w to, co mówią bohaterowie, to zdecydowanie więcej tu gorzkiej refleksji na temat traktowania kobiet przez mężczyzn, granic wolności w związku i generalnie stosunków między ludźmi. Zapolska otwartym tekstem mówi o zgubnych efektach instrumentalnego traktowania innych osób, ich emocji, uczuć, zwłaszcza tak młodych i niedoświadczonych jak Muszka i Wituś. Ją gra Maja Kowalska, studentka Akademii Teatralnej w Warszawie. Pokazuje ona wiarygodnie przemianę („zbudzenie się”, jak mówi Tolo) swej bohaterki z osoby godzącej się z traktowaniem jej jedynie jako żony w kobietę świadomą potrzeby kochania i bycia kochaną. Kowalskiej partneruje jako Wituś (podobnie jak w „Śnie nocy letniej”, też w reżyserii Wojciecha Adamczyka) Paweł Brzeszcz, niedawny absolwent AT w Warszawie. Z pochłoniętego sprawami gospodarczymi ziemianina staje się dojrzałym mężem, doceniającym wartość Parci, jak lekceważąco nazywał małżonkę, gotowym sprostać jej kobiecym pragnieniom. Dobrze zgrany aktorski duet uzupełniają Sławomir Grzymkowski i Anna Grycewicz jako wyrafinowana i jednocześnie niedowartościowana przez cynicznego, histerycznego i hipochondrycznego Tola. W obsadzie pojawia się także Bartosz Adamczyk w niemal niemej roli Lokaja.
Adekwatną do klimatu i treści sztuki scenografię opracowała Katarzyna Adamczyk, a nastrojową muzykę skomponował Piotr Salaber. W sumie jednak powstało kolejne „galanteryjne” przedstawienie, które ma nikłe szanse na zapisanie się w historii inscenizacji czołowej twórczyni Młodej Polski. Wciąż marzy mi się spektakl z wyrazistymi, bardziej dotyczącymi współczesnego człowieka problemami. Może coś z literatury amerykańskiej na przykład. I koniecznie z wybitnymi osobowościami aktorskimi.