Wielki aktor Jan Świderski rzucił niegdyś w SPATIF-ie śledziem w śmietanie w nie mniej wielkiego krytyka teatralnego Jana Kotta. Grzegorz Małecki, po tym jak Maciej Nowak skrytykował go w felietonie opublikowanym na naszych łamach, chciał rzucać w delikwenta karpiem lub jesiotrem. Tak przynajmniej twierdzi w rozmowie z... samym Nowakiem. Przeczytajcie wywiad z Przekroju, który jest mądrą puentą głupiej dyskusji o homolobby w polskim teatrze.
Maciej Nowak: Niezłą burzę wywołaliśmy. Nawet nie wiem, jak nam się to udało. Grzegorz Małecki: Śmiem twierdzić, że tę burzę wywołał pan. Przypomnijmy. Na początku było słowo. Gej. W rozmowie z Robertem Mazurkiem dla "Rzeczpospolitej" zażartował pan, że na każdej próbie w teatrze musi teraz pojawić się para gejów, którzy nie do końca wiedzą, co tam robią. Potem był mój felieton w "Przekroju", gdzie użyłem tego fragmentu w kontekście, moim zdaniem, żartobliwym. - Mam świadomość, że felieton miał być żartobliwy. Ale umieszczenie moich ironicznych uwag obok homofobicznych wypowiedzi Lecha Wałęsy uznałem za manipulację i dlatego napisałem list otwarty do pana. Wydawało się, że jesteśmy kwita. Dopiero dalsze wypadki trochę nas przerosły. Obecność osób homoseksualnych w życiu publicznym jest czymś niesłychanie wrażliwym. Dlaczego nie mówimy, że gdzieś tam pojawia się pewna liczba osób heteroseksualnych? Ujawniani