„Baba Dziwo” Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej w reż. Natalii Mazurkiewicz w Teatrze Przypadków Feralnych w Krakowie. Pisze Piotr Gaszczyński w Teatrze dla Wszystkich.
Kraków zawsze stał alternatywą. Teatry studenckie, podziemne, amatorskie czy nieformalne od dziesięcioleci budowały kulturalną tkankę miasta. Nie sztuką jest iść tam, gdzie wszyscy chodzą, sztuką jest trochę poszukać, pogrzebać i znaleźć – na przykład Teatr Przypadków Feralnych. Baba Dziwo to abstrakcyjna jazda bez trzymanki – pomysłowa, intensywna, wykorzystująca malutką scenę w Klubie Pod Jaszczurami do ostatniego centymetra.
Utwór Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej był w swoim czasie prawdziwą bombą. Poprzez swoje aluzje do dyktatury III Rzeszy dramat spotkał się z protestem niemieckiej ambasady. Historia totalitarnego państwa, w którym absolutnie każda kobieta musi być podporządkowana z góry zaplanowanemu systemowi rozrodczemu, w Polsce Anno Domini 2022 nie brzmi już tak niewiarygodnie. Kto pomyślałby o tym, że antyutopijny tekst sprzed prawie stu lat, będzie dziś tak bardzo aktualny.
W krakowskim przedstawieniu nikt nie bawi się w zbędne wstępy. Widzowie od samego początku wchodzą w sam środek ustroju Prawii – państwa na wskroś matriarchalnego, któremu przewodzi Valida Vrana (Magdalena Jewuła). Ubrana w żołnierski uniform dziarsko ustawia wszystkich mieszkańców… i widzów. Niczym rasowa psychopatka z uśmiechem na ustach wdraża w życie kolejne postulaty nowego wspaniałego świata. Jej najwierniejszy kompan Norman (Mikołaj Maciejski), pół-człowiek pół-partia, wydaje się dziwnie znajomy, przypomina współczesnych fanatyków, dla których słowo wodza jest święte. W najbardziej tragicznym położeniu jest jego żona Petronika (Alicja Kurowska), inteligentna, wykształcona chemiczka, wobec której stawia się oskarżenia o brak potomstwa. Absurd całej sytuacji potęguje fakt, że to kobiety kobietom zgotowały ten los. Macierzyństwo czyli coś, co jest jedną z największych tajemnic kobiecości, zostało sprowadzone do produkcji kolejnych obywateli. Relacja Normana z Petroniką jest zdecydowanie najciekawszym elementem spektaklu. Zderzenie światopoglądu dwóch wydawać by się mogło kochających ludzi jest tak nierozwiązywalne, że musi ostatecznie prowadzić do tragedii. Niepokorna „samica” zostaje doprowadzona na przesłuchanie przez dwóch policjantów (Justyna Marzec, Justyna Czort) i tam poddana „delikatnym” zabiegom uświadamiającym lub jakby powiedzieli rosyjscy najeźdźcy – specjalnej operacji edukacyjnej.
Co szczególnie przykuwa uwagę widza? Umiejętność wykorzystania prostych sztuczek teatralnych, za pomocą których uzyskuje się efekt dwuznaczności, tajemniczości. Do takich z pewnością należą gra światłem i cieniem czy przesunięcie przestrzeni gry pomiędzy widzów. Na pochwałę zasługuje również zaangażowanie aktorów, oczywiście częściowo wymuszone charakterystyką tekstu i tematyką przedstawienia, niemniej jednak autentyczne i emocjonalne, co da się doskonale wyczuć.
Jak przystało na groteskę, w spektaklu nie brakuje również czarnego humoru. Kiedy jedna z prawowitych obywatelek (Zuzanna Gac) nie ma gdzie podziać się ze swoimi „bąbelkami”, państwo nakazuje Normanowi i Petronice odstąpienie części swojego mieszkania dla kobiety z dziećmi (przecież jeszcze nie tak dawno w mediach pojawiały się pomysły powrotu do tzw. „bykowego”!). Również zamach na Validę utrzymano w turpistyczno-kabaretowej konwencji – w końcu umierasz, tak jak żyjesz.
Podsumowując, Baba Dziwo w wykonaniu Teatru Przypadków Feralnych to z jednej strony uniwersalna opowieść o tym, że każdy despota prędzej czy później ginie od własnych pomysłów, z drugiej zaś diagnoza, ostrzeżenie, przeczucie przed tym, co może się stać i przed tym, czego pierwsze, nieśmiały symptomy pojawiły się już kilka lat temu – w końcu Strajk Kobiet nie wziął się z nudów podczas prasowania koszuli dla męża.