EN

7.11.2023, 10:20 Wersja do druku

Nadużywanie noblistki

„Młody mężczyzna” wg Annie Ernaux w reż. Katarzyny Kalwat we Wrocławskim Teatrze Współczesnym. Pisze Ada Tymińska w dwutygodniku. com.

fot. Filip Wierzbicki / mat. teatru

Cyk. Dźwięk przesuwania slajdu. Na ekranie pojawia się zdjęcie kobiety leżącej w uwodzicielskiej pozie na łóżku. I niby wszystko jest zgodne z wytycznymi kultury seksualizującej od wieków kobiece ciała. Jest tylko jeden haczyk. Ciało na zdjęciu jest starsze, niż by kapitalistyczny wzorzec przykazał – siwe włosy, widocznie postarzała skóra. Publiczność dusi śmiech, słyszę mniej lub bardziej śmiałe chichoty. Bo bohaterka zdjęcia stoi przed nami, wyraźnie zażenowana, zawstydzona tym, co widzi. Jej wstyd i niechęć do sytuacji, w ktorej się znalazła, jest niemal karykaturalna, mieszczańska. A jednak – wprawia w dyskomfort. I zaczynam się zastanawiać: czy od każdego tekstu, w którym obraz seksu wymyka się kulturowym stereotypom, powinniśmy oczekiwać, że będzie miał wymiar emancypacyjny? Wizerunek seksownie pozującej starszej kobiety z pewnością otwiera możliwość wudowania narracji wokół tego pytania. A jednak „Młody mężczyzna” z Wrocławskiego Teatru Współczesnego w reżyserii Katarzyny Kalwat zdaje się zręcznie omijać tę kwestię.

„Młody mężczyzna” i młode kobiety

W opisach spektaklu jak mantrę powtarza się, że książka będąca tekstem wyjściowym, „Le jeune homme” Annie Ernaux (tłumaczenie polskie Agaty Kozak w przygotowaniu), czekała na swoje wydanie dwadzieścia lat. Wskazuje się na to, że autorka musiała „dojrzeć” („ukonstytuować się jako kobieta i autorka”) do publikacji powieści traktującej o jej związku z młodszym o trzydzieści lat mężczyzną. Ale to chyba tylko część prawdy.

Bo w tym samym czasie we francuskim (i nie tylko) społeczeństwie rozgorzała debata o innym „młodym mężczyźnie”. W 2017 roku prezydentem Francji został Emmanuel Macron, a pierwszą damą jego o dwadzieścia cztery lata starsza żona, Brigitte. Kwestia różnicy wieku była więc dodatkowo uwikłana w relację władzy. Początki ich znajomości sięgają bowiem czasów, kiedy ona była jego nauczycielką w jezuickim liceum. Pojawienie się na scenie publicznej Brigitte Macron – wystawienie się przez nią na powracające komentarze dotyczące choćby jej ciała i sposobu ubierania się – było okazją do stworzenia narracji, w których „starsze kobiety” zabierają głos. Podobnie jak ma to miejsce w historii Ernaux, choć na dużo mniej kontrowersyjną skalę. Ona jest już uznaną pisarką, a on (A.) dopiero podejmuje swoje pierwsze próby i szuka w niej mentorki. W kontrze do przyzwyczajeń współczesnej kultury francuskiej (żeby tylko francuskiej!), gdzie nadal ma się dobrze idealizacja relacji między starszymi mężczyznami i młodszymi kobietami. Serge Gainsbourg dla wielu pozostaje ikoną kultury popularnej – Jane Birkin zaś zaledwie jego „muzą”.

Książkowa wersja „Młodego mężczyzny” jest z pewnością opowieścią emancypacyjną – poprzez oddanie głosu bohaterce wymykającej się kulturowym wzorcom. Tytułowy mężczyzna jest bowiem zaledwie pretekstem do zabrania głosu na temat własnej seksualności i ciała, oraz jego pamięci. Jednak opowiadając własną historię, Ernaux nie narzuca czytelnikowi prostej interpretacji. Nie wymaga automatycznej empatii – jak ma to miejsce w wielu współcześnie publikowanych autofikcjach. Może więc rzeczywiście mamy do czynienia z seksualną emancypacją dojrzałej kobiety, która inspiruje ją do pojęcia na nowo procesu pisania? A może wcale nie, może chodzi o relację władzy i przemocy – wykorzystywanie młodego studenta przez uznaną pisarkę, która instrumentalizuje ich związek w celu przełamania kryzysu twórczego? W tej, przecież zaledwie 37-stronicowej, książce jest miejsce na obydwie interpretacje.

Tytułowy mężczyzna jest zaledwie pretekstem do zabrania głosu na temat własnego ciała i jego seksualności, jak i zapisanej w nim pamięci

fot. Filip Wierzbicki / mat. teatru

Władza i lustra

Z lekkim rozczarowaniem muszę przyznać, że Katarzyna Kalwat obiera wyłącznie drugą drogę, więc w spektaklu jest mocna sugestia, że kluczem do zrozumienia książki Ernaux jest władza i wykorzystywanie mężczyzny. Sprawcą tego zawężenia jest przede wszystkim tekst sceniczny. Do zaadaptowanego przez Sandrę Szwarc tekstu wyjściowego – monologu Ernaux – Krzysztof Szekalski dopisał dialogi. Bohaterów jest więc dwoje: pisarka prowadząca swój wieczór autorski oraz A, jej partner.

Role w dialogach rozpisane są dość jednoznacznie. Instynktownie sympatyzujemy z buntującym się przeciw swojemu uprzedmiotowieniu A. Jawi się on jako chwilami naiwny i nieopierzony, ale budzi empatię dzięki swojej żywiołowej emocjonalności (w tej roli bardzo wiarygodny Dominik Smaruj). Postać Ernaux jest natomiast zbudowana na stereotypie mieszczańskiej beneficjentki awansu społecznego, niekiedy wręcz nuworyszki (choćby w scenie, kiedy bohaterowie piją „dobre wino”). Mocna gra aktorska Eweliny Paszke-Lowitzsch tylko podkręca tę interpretację, w której mało jest miejsca na odcienie szarości w relacji władzy.

Role w dialogach rozpisane są dość jednoznacznie. Instynktownie sympatyzujemy z buntującym się przeciw swojemu uprzedmiotowieniu A.

Wśród emocjonalnych uniesień A. i tłumionego przez widownię śmiechu z dulszczyzny „wielkiej pisarki” gubi się emancypacyjny wymiar tekstu. Dynamika relacji władzy, jaką – intencjonalnie lub nie – projektuje między bohaterami nadpisany tekst sceniczny, przypomina chwilami lustrzane odbicie tego, co mogłoby zadziać się w odwrotnym układzie genderowym, między starszym pisarzem a „młodą kobietą”.

Oczywiście, trudno odmówić temu racji. Czyż nie wracamy regularnie do gorących i ważnych dyskusji o wykorzystywaniu młodszych osób przez starszych partnerów o wysokim kapitale? Demaskowanie możliwych nadużyć wynikających z nierówności pozostaje mocnym i potrzebnym gestem.

Nie jestem jednak pewna, czy powinno być dominantą właśnie w tym przypadku. Bo przecież mogłybyśmy wyobrazić sobie alternatywną sytuację, w której to A. jest wykorzystującym sławną partnerkę początkującym pisarzem? Tekst napisany przez Ernaux aż prosi się o liczne i nie tak jednoznaczne interpretacje.

Świadoma zgoda i wstyd

W „Młodym mężczyźnie” Katarzyny Kalwat na monolog Ernaux nałożono jeszcze jedną warstwę. To nie tylko spektakl na podstawie książki opowiadającej o relacji. To spektakl, który przyjmuje formę wieczoru autorskiego poświęconego książce opowiadającej o relacji, podczas którego autorka wraz z przypadkowym „młodym mężczyzną” odgrywa sceny ze swojego zakończonego już związku. Dość skomplikowany układ zmediatyzowanych zależności wpisuje się w znane z innych spektakli poszukiwania formalne reżyserki, ale z miejsca wprowadza kolejny stopień emocjonalnego dystansu.

W konwencji dokumentalnej rekonstrukcji, w trakcie wieczoru autorskiego obydwie obecne na scenie postaci mają odtwarzać utrwalone na zdjęciach (ich autorem jest Zbigniew Libera) sceny erotycznych i romantycznych zbliżeń. Mężczyzna od początku nie ma z tym problemu – jego rolą jest przecież bycie młodym i seksualnie rozbuchanym. Po stronie jego partnerki dostrzegamy znacznie mniej entuzjazmu. I to mało powiedziane. Odmawia ona odgrywania poszczególnych scen, a w innych – częściowo wymuszonych – wyraża niechęć i wstyd.

W sobotni wieczór, w który oglądałam ten spektakl, opór postaci pisarki budził wśród widowni głównie śmiech. Myślę, że nie bez znaczenia dla takiego odbioru był tu dystans emocjonalny wybudowany między oglądającymi a mieszczańską wielką pisarką, z którą trudno było sympatyzować. Na tyle trudno, że jej brak zgody na udział w scenie – bądź co bądź – erotyzującej kwitowany był rozbawieniem. Ciężko doszukać się w takiej reakcji wymowy emancypacyjnej.

Tytuł oryginalny

Nadużywanie noblistki

Źródło:

dwutygodnik.com

Link do źródła