"Morderstwo (w) Utopii" w reż. Grzegorza Laszuka Teatru Polskiego w Poznaniu i Komuny Warszawa online. Pisze Julia Niedziejko w portalu kultura.poznan.pl.
Tak wiele się dziś dzieje, że łatwo stracić orientację. Lockdown, protesty, dziwne przekazy medialne, chaos oraz marzenia o tym, że to wszystko się kiedyś skończy i wreszcie będzie lepiej, będzie utopia. To nie takie proste. Z tym wszystkim rozprawiają się twórcy spektaklu Morderstwo (w) Utopii w reżyserii Grzegorza Laszuka.
Muszę szczerze przyznać, że oglądanie Morderstwa (w) Utopii było dla mnie trudne. Rzecz jasna częściowo jest to wina formuły online, na którą obraziłam się już podczas marcowego lockdownu, bo okazała się nieskuteczna w przypadku realizacji teatralnych. To temat rozbudowany i wieloaspektowy. Rozumiem decyzje oraz skomplikowanie sytuacji w jakiej znalazły się instytucje, które decydują się na transmisję swoich produkcji, jednak doświadczenie widzki, mierzącej się z "onlanjem", podpowiada mi, że ta formuła zwykle się nie sprawdza, a niekiedy nawet spłaszcza i ośmiesza potencjalnie ciekawe oraz dopracowane projekty. Mimo uprzedzeń względem emitowania nagranych spektakli z zaciekawieniem podchodzę do realizacji, których twórcy starają się wyeksploatować to medium w celach eksperymentalnych. Na gruncie poznańskich instytucji, ciekawie podchodzi do tematu Scena Robocza, której dotychczasowe projekty wykorzystujące formułę cyfrową (słuchowisko ASMR - Dzieci Saturna Agaty Baumgart oraz Aleksandry Matlingiewicz, a także Wspólnota śniących Marii Magdaleny Kozłowskiej, Magdy Kupryjanowicz i Michała Kurkowskiego) okazały się udane. Sukces tych przedsięwzięć artystycznych wynika z otwartości twórców na medium, z którym przyszło im się zmierzyć. Zamiast po prostu wrzucać projekt do sieci, postanowili przyjrzeć się możliwościom i przestrzeniom cyfrowym domagającym się sprawdzenia. W efekcie powstały realizacje wartościowe same w sobie; autonomiczne od czynników zewnętrznych, broniące się i zaciekawiające, nie dlatego, że są dobrą odpowiedzią na teatr w sieci, ale dlatego, że po prostu sprawdzają się jako samorodne projekty artystyczne. Podobnie jest w przypadku spektaklu Grzegorza Laszuka, realizowanego przez Teatr Polski w Poznaniu i Komunę Warszawa.
A jednak oglądanie go było dla mnie trudne. Jest w nim dosłownie wszystko, co mogłoby zainteresować widza siedzącego przed ekranem komputera. Dużo obrazów, dużo dźwięków, dużo zwrotów akcji, dużo tajemnicy - dużo wszystkiego. Poza migotliwą, srebrną scenografią i świetlistymi kostiumami w tym samym kolorze (autorstwa Eweliny Ciuchoty), licznymi choreograficznymi wstawkami Anety Jankowskiej, spektakl przeplatany jest filmikami i przerywnikami wizualnymi realizowanymi przez Adriana Cognaca i Magdę Mosiewicz. Wszystko zachowane jest w tonacji monochromatycznego science-fiction w stylu Star Treka, jednak z mniejszym budżetem i większym luzem. Podoba mi się ta estetyka, swobodnie nawiązująca do intuicyjnych skojarzeń z fantastyczną wizją podboju kosmosu oraz to, że jest równie prowizoryczna jak plany kolonizacji Marsa, o której fantazjują postaci w przedstawieniu.
W gąszczu wizualnych oraz dźwiękowych bodźców dość trudno było mi nadążać za akcją przesyconą licznymi nawiązaniami do filozofii. Główne postaci mają znaczące nazwiska (Joanna Realistka, Monika Poszukiwaczka), a gościem ze Słowenii okazuje się Slavoj Žižek. Co jakiś czas podrzucane zostają fragmenty tekstów np. Richarda Rorty'ego, przywołane zostają postaci Platona czy Thomasa Morusa. Dzięki tym podpowiedziom szybko wychodzi na jaw, że formuła kryminału służy tu przedstawieniu krytycznego komentarza na temat aktualnych kwestii społeczno-politycznych. Akcja dzieje się w polskim miasteczku Utopia, z którego niektórzy nadal nie uciekli, mimo masowej migracji ludności na Marsa (do Elon Musk City, mówiąc dokładniej). Kolejno zabijane zostają tu osoby, które nazywają się łudząco podobnie do czołowych światowych utopistów i komunistów (Fryderyk Engielski, Róża Luksemburska itp.). Ideologiczna wojna, którą zdaje się wygrywać zabójca ofiar, oblepiona jest zarówno kontekstami współczesności jak i PRL-u. Pojawia się bezpośrednie nawiązanie do roku 1968, a propagandowe media wystylizowano na przekaz wpisujący się w estetykę tego okresu.
W podziemiach krąży "zakazany esej o radykalizmie", a wszystko wskazuje na to, że ma on związek z falą morderstw W Utopii. Wpleciono tu także wątek pandemicznej izolacji, by podkreślić analogię pomiędzy przeszłością a teraźniejszością oraz wyszczególnić podobieństwo schematu tępienia wszelkich przejawów społecznego nieposłuszeństwa. Zanegowano również utopijną naiwność, wypunktowano wady idealizmu i wskazano, że pragmatyzm jest konieczny dla wprowadzania zmian.
Czy mówiłam już, że oglądanie spektaklu było dla mnie trudne? Może byłam jeszcze zbyt zaaferowana swoim otoczeniem i dlatego nie udało mi się od początku zaangażować w pełni w sam spektakl (tu trzeba uczciwie przyznać, że gasnące dookoła światło, presja wyciszania telefonu, brak możliwości rozłożenia się na kanapie i wszędobylskie milczenie na widowni zdecydowanie pomagają wejść w teatralny klimat.) Morderstwo (w) Utopii to przedstawienie, w którym wiele dzieje się zarówno pod względem treści, jak i formy. Z początku trudno się połapać w konstrukcji dramaturgicznej, bo co chwilę pojawia się nowy element, całkowicie pochłaniający uwagę widza lub widzki. Oglądanie pierwszych scen poprzypominało przyglądanie się poszczególnym szkiełkom mozaiki, które zaciekawiają kolorami i kształtami, ale jeszcze nie wiadomo, jaki obraz wychodzi z ich połączenia.
Oglądanie spektaklu było dla mnie wyzwaniem, a jego twórcy doskonale wiedzieli, że tak będzie. Chaos, przepych i dezinformacja nie są tu dziełem przypadku lub niedopracowania. W gruncie rzeczy realizatorzy udają tylko, że zostawiają publiczność na pastwę scenicznego zamieszania, podczas gdy tak naprawdę cały czas czuwają nad widzami i razem z nimi dokonują dekonstrukcji sytuacji scenicznej. Na dole ekranu co jakiś czas pojawiały się napisy komentujące bieżące wydarzenia sceniczne. Ten głos należał do "niby widza", który oceniał grę aktorską, wyrażał swoje niezadowolenie, czasem naśmiewał się ze spektaklu albo wprost przyznawał, że nie rozumie fabuły. Innym kolorem zaznaczono odpowiedzi na te pytania lub refleksje - czasem objaśniające akcję, czasem wspierające, innym razem polemiczne. Wyglądało to jak rozmowa między publicznością a twórcami, która odbywa się na jakimś czacie. Wątpliwości "niby widza" bardzo często pokrywały się z moimi wątpliwościami i pytaniami, co dowodzi samoświadomości twórczej autorów spektaklu oraz potwierdza, że planując akcję sceniczną, dobrze wyważyli nastrój, jaki chcieli wywołać u odbiorcy. Czuję, że realizatorzy nie mieliby za złe ani mnie, ani innym, którzy pogubili się w filozoficznych kontekstach i nie zrozumieli wszystkich intelektualnych nawiązań, bo przecież wprowadzenie publiczności w stan zagubienia było ich celowym zabiegiem. Pochłonął mnie on na tyle, że pierwszoplanowa treść spektaklu, czyli wątek kryminalny z podtekstem filozoficznym, stała się dla mnie mniej ciekawa, niż dokująca się na moich oczach wiwisekcja spektaklu.
Poza ośmieszaniem konwencji kryminalnej, zdegradowano także patos oraz elitaryzm filozofii, która (podobnie jak kryminał) potrafi być napisana tendencyjnie i nieczytelnie. Dystansując się do powagi filozoficznych dywagacji twórcy spektaklu cały czas dawali przyzwolenie na brak wiedzy, brak skupienia, znużenie, niechęć do spektakli online oraz zagubienie w kojarzeniu faktów i kontekstów. Słusznie założyli, że uważność publiczności jest podczas uczestnictwa w spektaklu rozproszona, dlatego cały czas wspierali go objaśnieniami. "Jeszcze tylko 15 minut", "Zaraz padnie bardzo ważne pytanie", "Zaraz wszystko się wyjaśni" - podpowiadały slajdy z napisami, które co jakiś czas przerywały akcję. Jakież to autoironiczne, wręcz bezwzględne dla powagi spektaklu. Ale chwila, czy to nadal teatr?
Czy coś takiego jak Morderstwo (w) Utopii to nadal spektakl, czy już coś innego? Twórcy zadają to retoryczne pytanie nieco kąśliwie i cały czas wabią widza w stronę tej niepewności nie udzielając przy tym odpowiedzi. Korzystając z możliwości mediów cyfrowych jednocześnie obśmiewają oglądanie spektakli przez internet. Wyeksponowano ułomności tej metody, np. umieszczając w nagraniu sceny stylizowane na błędy w przekazie - powtórzenia, zamrożony ekran, spowolniony przekaz. Co jakiś czas można było też przeczytać w dole ekranu, że ktoś dopiero włączył komputer i nie nadąża za akcją, albo przerwało się połączenie, dlatego nie rozumie co się wydarza.
W Morderstwie (w) Utopii znakomicie rozegrano zarówno autotematyzm, jak i komentarz społeczny. Twórcy przedstawienia wielowarstwowo, sprytnie i ciekawie dowiedli, że upadek utopii, wojna ideologiczna, propaganda, są istotnymi problemami, ale najważniejsze okazuje się zagubienie w ich gąszczu. Trzeba było cierpliwości i otwartości by zmierzyć się z tym projektem, ale wykazanie ich podczas konfrontacji z dziełem Laszuka okazuje się owocne. Komuna Warszawa wraz Teatrem Polskim w Poznaniu wyprodukowali znakomity - może nawet mój ulubiony - pandemiczny spektakl, czymkolwiek ten miałby być.